Nowe życie Romy

Nie spełnił oczekiwań Luis Enrique, bez płaczu rozstano się ze Zdenkiem Zemanem. Co takiego się stało, że to Rudi Garcia odmienił oblicze Giallorossich? W czym Francuz jest lepszy od swoich poprzedników i czy ta metamorfoza oznacza długotrwały powrót Romy na piłkarskie salony?

26 maja 2013 roku. 70 tysięcy widzów na rzymskim Stadio Olimpico. W finale Coppa Italia naprzeciw siebie stają Lazio i Roma. W historii tych rozgrywek wydarzenie unikalne. Fani po obydwu stronach barykady nie dopuszczają do siebie myśli o tym, że to lokalny rywal może zgarnąć trofeum i cały związany z nim splendor. Dodatkowo dla każdej z drużyn wygrana w tym meczu jest jedyną furtką do gry w europejskich rozgrywkach w następnym sezonie. Po prostu mecz o wszystko. Na ławce Romy nie ma już zwolnionego Zemana. Zastępuje go mniej znany szerszej publiczności Aurelio Andreazzoli. To on ma sprawić, że ostatnie miesiące, będące potwornie gorzką pigułką dla fanów, odejdą w zapomnienie po zdobyciu pucharu. Nic z tego. W 71. minucie piłkę do bramki strzeżonej przez Bogdana Lobonta pakuje Senad Lulić, odzierając tym samym Giallorossich ze wszelkich złudzeń. Po tym mamy już tylko złość i frustracje piłkarzy, kibiców, działaczy. Trener odchodzi, podobnie jak Lamela, Marquinhos i Osvaldo, a więc, jakby nie patrzeć, gracze kluczowi. Czas zatem na nowe otwarcie. Tyle, że dwa poprzednie niczego dobrego nie przyniosły…

Duże pieniądze zainkasowane na sprzedaży wspomnianej trójki natychmiast zainwestowano, sprowadzając do Rzymu Strootmana, Gervinho, Ljajicia, Benatię, Maicona i De Sanctisa. Kluczowym elementem układanki zawsze pozostaje jednak trener. Sporo spekulowało się na temat ewentualnego przyjścia Maxa Allegriego, jednak ostatecznie trudnej misji postawienia Romy na nogi podjął się Rudi Garcia. Wprawdzie zdążył już wyrobić sobie w Europie markę, święcąc sukcesy z Lille, jednak jego osobę przyjęto początkowo z dużą dozą niepewności. Nie miał bowiem wcześniej obycia ze specyfiką włoskiego calcio. Nie wiadomo też było, jak będą wyglądały kwestie językowe. Do tego objąć miał zespół, który, no właśnie, był tak naprawdę zlepkiem lepszych bądź gorszych piłkarzy. Czy to mogło wypalić? Chyba nawet Totti i De Rossi niespecjalnie w to wierzyli. A jednak, wypaliło. I to z jakim hukiem!

Jednym z pierwszych posunięć Garcii było ściągnięcie swojego starego podopiecznego z Lille, Gervinho. Ponoć działacze Romy nie byli specjalnymi fanami tego posunięcia, jednak Francuz postawił na swoim. Iworyjski skrzydłowy zameldował się zatem we Włoszech i to w jakim stylu! Jego rajdy po skrzydłach sieją popłoch w liniach defensywnych kolejnych rywali. Oczywiście, nie każdego dnia świeci słońce. Byłemu zawodnikowi Arsenalu zdarzają się spotkania, w których jest frustrująco niedokładny (zwłaszcza w sytuacjach podbramkowych), ale nie ma wątpliwości, że potrafi zrobić różnicę. A jego przyjście to zasługa właśnie Garcii.

Kolejna ważna kwestia personalna to przywrócenie do łask Daniele de Rossiego. Capitano Futuro, o którego piłkarskiej jakości nikogo nie trzeba przekonywać, jest dla francuskiego szkoleniowca fundamentalną postacią wyjściowej jedenastki. To diametralna różnica w porównaniu z zeszłym sezonem. Zdenek Zeman chętniej widział bowiem w linii pomocy Greka Tachtsidisa, który po rzymskiej przygodzie nie potrafił się odnaleźć ani w Catanii, ani w Torino, co nie wymaga dodatkowego komentarza.

Generalnie Rudi Garcia sprawił, że zespół Romy ma swój styl oraz charakter, dzięki któremu nie przegrywa meczów, które w poprzednich sezonach bez wątpienia kończyłyby się zerowym dorobkiem punktowym. Udało mu się tak poukładać wszystkie klocki, by każda formacja była bardzo silnym punktem zespołu. W bramce świetnie zaadoptował się sprowadzony z Napoli De Sanctis, do linii obrony świetnie wprowadzili się Benatia i Maicon, w pomocy dzieli i rządzi Kevin Strootman, a w ataku zaczął hasać wspomniany już Gervinho. Do tego dochodzi reprezentacyjna forma Francesco Tottiego oraz dobra dyspozycja pozostałych zawodników. Rzymianie równie dobrze czują się w ataku pozycyjnym (genialny Miralem Pjanić), jak i w grze z kontry. Sporym mankamentem jest krótka, w porównaniu do rywali z czołówki, ławka rezerwowych. Duży problem pojawił się, gdy pod koniec zeszłego roku jednocześnie z gry wypadli Totti i Gervinho. W zimowym okienku transferowym dokonano pewnych korekt w tym zakresie, sprowadzając Nainggolana, Bastosa, czy też Talaia. Sporym wyzwaniem będzie na pewno letnie mercato. Na takich zawodników jak Pjanić znajdzie się zawsze wielu chętnych, którzy na niedobór gotówki narzekać nie muszą…

Bardzo ciekawie na prośbę o scharakteryzowanie Rudiego Garcii jako trenera odpowiedział De Rossi: Pierwsze słowo, jakie przychodzi mi do głowy to ”normalny”. Być może nie wygląda to na komplement, ale takowym w istocie jest. On nie ma dziwnych pomysłów w swojej głowie. Bez wątpienia Włoch nawiązał w ten sposób do nieco szalonego Zemana, który zawsze odznaczał się swoim własnym, charakterystycznym spojrzeniem na piłkę. OK, myślenie tylko i wyłącznie o ofensywie jest bardzo ciekawe dla obserwatorów, jednak summa summarum na dobre nie zawsze wychodzi. De Rossi podzielił się też zabawną refleksją, iż jego pierwsze wrażenie na temat Garcii było kiepskie. Otóż z ciekawości wygooglował sobie nazwisko nowego trenera i natrafił na takie o to jego nagranie:

[sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=oPSggD8ghdo” /]

Ponoć po jego obejrzeniu przeklął sobie pod nosem. Z czasem zdążył się jednak zorientować, że Garcia nie jest tylko zwykłym wesołkiem, który lubi sobie pograć na gitarze.

Francuz jest rozsądnym gościem, o czym przekonuje właściwie każda jego publiczna wypowiedź. Wyraźnie widać, że doskonale panuje nad tym, co się dzieje w zespole, a jednocześnie cieszy się w nim dużym szacunkiem. Oczywiście, dobre wyniki nakręcają odpowiednią atmosferę w drużynie, jednak klimat w stolicy Włoch jest specyficzny. Fani są bardzo wymagający, a w kadrze nie brakuje piłkarzy, którym zdarzały się w przeszłości mało sympatyczne incydenty (patrz choćby Ljajić). Garcia zbudował warunki do tego, by piłkarze, którzy indywidualnie już wcześniej znani byli z dużego potencjału, potrafili grać na swoim optymalnym poziomie.

Osobiście muszę przyznać, że byłem święcie przekonany, że w tym momencie sezonu Roma zdąży już wyraźnie spuścić z tonu i będzie co najwyżej kręcić się w granicach czwartego, piątego miejsca. Co prawda Giallorossim przytrafił się już kryzys, w czasie którego notowali seryjnie remisy z niżej notowanymi rywalami, jednak obecnie widać, że to jest już ekipa z prawdziwego zdarzenia. Nie mam wątpliwości, że przy rozsądnej polityce transferowej w lecie Roma może sporo osiągnąć na arenie europejskiej, o dobrych występach na boiskach Serie A nie wspominając.

 

/Paweł Gawron/