Amerykański sen?

Mistrzostwa świata dobiegają końca, więc powoli wracamy do zwykłej rzeczywistości. Na całym świecie dominują informacje na temat transferów, natomiast u nas w Polsce powoli rusza ekstraklasowa machina, która startuje już za tydzień. Tymczasem gdzieś w cieniu wszystkich wydarzeń, pewien bogaty człowiek miał sen. Sen, w którym zdobył hegemonie w amerykańskiej piłce. Postanowił zacząć spełniać ten sen, a dzięki temu, że jego konto bankowe ma nieskończone możliwości, istnieje duże prawdopodobieństwo, iż jego wizja ma szanse znaleźć swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. I to może mieć negatywne skutki.

Nie jest żadną tajemnicą, że od dłuższego czasu piłką nożną rządzą pieniądze. Piłkarze stali się chodzącymi reklamami każdego produktu, kluby są w stanie poświęcić cały stadion na różnorakie loga, a nawet i zmienić swoją nazwę dla sponsora. Daty i godziny meczów również nie są oddawane przypadkowi. O nich decyduje najczęściej główny nadawca telewizyjny. Zawodnicy nie przechodzą tam, gdzie serce im podpowiada, tylko kierują się ilością zer w swoim kontrakcie. Krótko podsumowując: forsa jest najważniejsza i jest jej coraz więcej. Czy to dobrze? Od wielu lat trwa dyskusja na ten temat. Znaczna część kibiców uważa, że piłkarze są zepsuci, że zależy im jedynie na zarobku, że klub i tradycja to rzeczy najmniej ważne. Fala krytyki wzrasta tym bardziej, kiedy dana drużyna zalicza serię słabszych występów. Fani nie potrafią wytrzymać i zaczynają głośno krytykować zarobki swoich ulubieńców. Taka praktyka jest dość popularna w Wielkiej Brytanii, w której zwłaszcza starsi kibice pamiętają czasy, gdy topowym piłkarzom wystarczyło tysiąc funtów, a nie sto tysięcy. Ale czy naprawdę te spore sumy są złe? Osobiście wolę uznawać, że wszystko ma swoje ciemne oraz jasne strony i tak samo jest w tym przypadku. Jeżeli chcemy, aby zawodowi kopacze nie otrzymywali miesięcznych wypłat wystarczających na zakup Ferrari oraz aby wartości transferów nie dochodziły powoli do stanu stu milionów euro, to w ogóle nie powinniśmy ani ich oglądać, ani kupować np. koszulek klubowych. Bo kto pozwala im zarabiać? My, kibice! To my kupujemy bilety i wszelakie pamiątki związane z daną drużyną. To my przy okazji jakiegoś meczu oglądamy reklamy w telewizji. To my jesteśmy prawdziwym motorem napędowym tego całego biznesu! I uważam, że jest to zdrowe, ponieważ piłkarze dostarczają nam rozrywki, więc powinni być za to odpowiednio wynagradzani. A przez to, że piłka nożna jest jedną z najbardziej popularnych dyscyplin na świecie, toteż najlepsi czerpią niesamowite zyski.

Jednak istnieje bardzo cienka granica pomiędzy rozsądkiem a przesadą. Jeżeli dany klub zarabia na siebie sam, ewentualnie ktoś (czytaj: bogaty prezes) mu trochę pomógł, to proszę bardzo! Tak powinno się postępować! Źle jest jednak, kiedy do nędzarza lub średniaka przychodzi szejk, który przemienia go w ciągu krótkiego okresu w mistrza Anglii. I nie przypadkowo zahaczam o Anglię, bo mam na myśli Manchester City i pana Khaldoona Al Mubaraka. O tym już wiele powiedziano. Istnieją dwa obozy, które albo bronią, albo atakują Man City. Prawda jest taka, że gdyby nie jego pieniądze, to celem The Citizens na nadchodzący sezon nie byłoby mistrzostwo, tylko co najwyżej awans do Ligi Europy. Ten zespół w sposób trochę nie fair wskoczył do grona faworytów w Premier League i od kilku lat nieźle tam miesza. Lecz najwyraźniej panu szejkowi nie wystarcza naruszania naturalnych mechanizmów rządzących piłką w kraju królowej Elżbiety II i zamierza zacząć działać na innym froncie. Pokonał Atlantyk i rozpoczął eksperymenty w USA, gdzie forsa już totalnie przeniknęła przez sport. Rok temu założył nowy klub piłkarski – New York City FC, który jest niby sekcją bejsbolowego giganta New York Yankees. Czy sam zamiar założenia drużyny jest czymś negatywnych? Nie! Krytyka należy się dopiero za budowanie jego potęgi, poprzez wykorzystanie olbrzymiej ilości pieniędzy. Otóż New York City nie będzie musiał zaczynać od podstaw! Kilku waznych działaczy zgodziło się, żeby nowy klub zagrał od razu w Major League Soccer. Dokładnie zadebiutuje w sezonie 2015. Oczywiście zadecydowały o tym w głównej mierze możliwości finansowe właściciela. Ale to mały pikuś, bowiem najistotniejsze jest to, jak będzie wyglądała ta drużyna. Zagrają jacyś amerykańscy juniorzy lub ich odrobinę starsi koledzy? Skądże! Mubarak chce widzieć natychmiastowe efekty, więc nie ma zamiaru przymykać swojego portfela! Dlatego pierwszym w historii piłkarzem New York City został nie kto inny jak David Villa! Ten sam Villa odpoczywający teraz po mundialu, który kiedyś był gwiazdą Atletico Madryt i FC Barcelony! Oprócz niego ma przybyć także Frank Lampard! Obaj zostali skuszeni niezłymi zarobkami. Jednakże na legendarnym pomocniku Chelsea nie kończą się zachcianki Mubaraka, który otwarcie mówi, że z czasem będą miały miejsce kolejne, głośne zakupy.

Właściciel Manchesteru City jest w stanie pozyskać nawet pięciu gwiazdorów zbliżających się powoli do emerytury. Resztę wolnych miejsc uzupełni zapewne jakimiś lepszymi grajkami, którzy posiadają doświadczenie w amerykańskiej lidze. W ten sposób powstanie ekipa, która praktycznie z marszu może rozdawać karty i zostać najlepszą drużyną w Stanach! Możliwe, że MLS zyska na renomie z powodu pojawienia się kilku głośnych nazwisk, lecz z drugiej strony, takie działania są krzywdzące dla pozostałych drużyn, które od lat przyczyniały się do rozwoju piłki nożnej w USA i mozolnie budują swoją pozycję. Bo one (może oprócz kilku wyjątków) nie mają szans na pozyskanie sobie ot tak zawodników, którzy dźwigają na plecach bagaż doświadczenia gry na najwyższym poziomie. A jeżeli już takie transfery są zatwierdzane, to należą do pojedynczych przypadków: Beckham w LA Galaxy (co było głównie spowodowane chęcią robienia przez niego kariery w tym mieście) lub Thierry Henry w New York Red Bulls. To były w ostatnich latach najgłośniejsze przeprowadzki do USA. Teraz ma mieć miejsce olbrzymi eksport następnych znakomitych graczy do jednego klubu! Ostatni raz podobny proceder odbył się w latach 70-tych, gdy wówczas do New York Cosmos dołączyli m.in. Pele oraz Beckenbauer. Ale ich przypadek był inny, bo oni rzeczywiście mieli szlachetny cel. Wtedy piłka nożna była niczym w kraju, w którym podobno spełniają się sny. Ci wielcy mieli ją spopularyzować i chyba osiągnęli zamierzony cel. Bowiem kilkanaście lat później USA organizowało MŚ, a współcześnie prawie każda większa szkoła posiada własną drużynę. Co ciekawe, bardzo dobrze rozwinęła się także żeńska strona tej dyscypliny. Piłka nożna w Ameryce Północnej ma się coraz lepiej i szkoda, że nagle jakiś szejk postanawia negatywnie wpłynąć na rywalizację w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Żeby dobrze zrozumieć cały problem jaki może sprawić ta nowa drużyna, wyobraźmy sobie podobną sytuację w naszych warunkach. Nagle Górnik Łęczna zostaje przejęty przez szejka, który sprowadza piłkarzy pokroju Lamparda. Przyjmijmy, że jest ich sześciu. Resztę składu uzupełnia solidnymi ligowcami z kraju, takimi Brożkami, Saganowskimi itd. Nagle Górnik zaczyna wszystkich rozjeżdżać, podobnie jak niedawno Niemcy Brazylijczyków. Wygrana z Ruchem 6:0, z Wisłą 4:1, z Lechem 3:0 i z Legią tak samo. Chciałoby wam się oglądać taką ligę, w której jeden zespół leje każdego po kolei? No chyba nie. Ponadto nowa wersja Górnika zyskuje najwyższe przychody w ramach zwycięstw w lidze, zdobycia mistrzostw, gry w eliminacjach do europejskich pucharów i z całej reszty możliwych rzeczy. Coraz bardziej powiększa się finansować przepaść dzielącą go od innych drużyn. Nie wolno zapominać także o tym, że bogaty szejk zbuduje nowy stadion. W jednej chwili cała Łęczna i okolice zainteresują się klubem i również coraz poważniejsi sponsorzy będą chcieli się do wszystkiego podpiąć. Reszta stawki zostanie w tyle, bez lepszego zarobku i sukcesów. Ogólnie to fajnie, bo wreszcie doczekamy się jakiegoś polskiego klubu, który z realnymi szansami przystąpi do walki o LM. Jednak patrząc z innej perspektywy, kibic np. Legii nie będzie ucieszony faktem, że nagle jego klub dostaje baty od takiego Górnika zbudowanego na arabskich pieniądzach. I podobnie będą się czuć fani Realu Salt Lake City lub LA Galaxy, gdy ich zespoły zaczną przegrywać z nowo powstałym tworem. Ucierpi wizerunek, poziom i atrakcyjność ligi.

Jedynie trzeba mieć nadzieję, że Mubarakowi nie znudzi się za szybko tworzenie nowej amerykańskiej potęgi i nie zapomni o zainwestowaniu w młodzież. Przynajmniej w taki sposób przyłoży się do dalszego rozwoju piłki nożnej w tym kraju.
Aczkolwiek jeżeli okaże się, iż Lampard z Villą i innymi czołowymi twarzami nie sprawdzą się do końca oraz NY City nie będzie zarabiać, wtedy bogaty właściciel odejdzie i zostawi klub na pastwę losu. Taka amerykańsko-arabska wersja Irka Króla. A my dobrze wiemy, jak taki kryzys się kończy.

Komentarze

komentarzy