Niedziela, 5 kwietnia 2009 roku. Na Old Trafford naprzeciw siebie stają Manchester United i Aston Villa. Od 11. minuty „Czerwone Diabły” wygrywają 1-0, po bramce Ronaldo. Radość gospodarzy nie trwa jednak długo. Niespełna dwadzieścia minut później wyrównuje John Carew, kolejną w 58. dorzuca Gabriel Agbonlahor. Ławka rezerwowych United, w obliczu wielu kontuzji, nie powalała na kolana. Sir Alex Ferguson posłał w bój młodego, nikomu nieznanego Włocha, który miał odmienić losy tego spotkania. Na dziesięć minut przed końcem bramkę wyrównującą zdobywa Ronaldo. Wynik nie ulegał zmianie, chyba wszyscy na stadionie pogodzili się już z remisem, gdy nadszedł doliczony czas gry.
Po podaniu Ryana Giggsa, piłkę na skraju pola karnego przyjmuje niespełna osiemnastoletni Federico Macheda i takim oto strzałem ustala wynik spotkania na 3-2. Ten moment został później uznany za przełom w walce o mistrzostwo Anglii.
Następny mecz Manchester United rozegrał na Stadium of Light, przeciwko Sunderlandowi. Macheda pojawił się na boisku w 75. minucie przy stanie 1-1. Jego pierwszy przypadkowy kontakt z piłką okazał się złoty. Włoch stanął na linii strzału Michaela Carricka, futbolówka odbita od niego całkowicie zmyliła bramkarza „Czarnych Kotów” i wpadła do bramki. To miał być początek pięknej kariery. Młody zawodnik zaczął ją z przytupem i mimo, że rozegrał w sezonie 08/09 tylko cztery mecze, został uznany za jednego z bohaterów, dzięki którym United zdobyło mistrzostwo.
W meczach towarzyskich, poprzedzających sezon 09/10 zaprezentował się bardzo dobrze. To miał być sezon, w którym Macheda miał stać się ważną częścią zespołu. Jednak na boiskach Premier League pojawił się zaledwie pięciokrotnie, strzelając gola. Kolejny rok rozgrywek zaczął się dla niego trochę lepiej. W trakcie pierwszej rundy zagrał siedmiokrotnie i zdobył bramkę. Wiosnę spędził jednak we włoskiej Sampdorii, która rozpoczęła serię kolejnych wypożyczeń. Przygody w swojej ojczyźnie nie będzie jednak wspominał dobrze. Napastnik „przyczynił się” do spadku drużyny z ligi. W Serie A wystąpił czternaście razy, bez żadnej zdobyczy bramkowej. Został uznany, mimo tego, że był tylko wypożyczony, jednym z najgorszych transferów całej ligi.
Sezon 11/12 był dla Włocha kompletnie stracony. Przez cały rok rozegrał tylko sześć meczów na poziomie angielskiej ekstraklasy, z czego trzy w czasie trzymiesięcznego wypożyczenia do QPR. Kampania ligowa 12/13 to kolejne pół roku wypożyczenia. Tym razem w niemieckim VfB Stuttgart. W Bundeslidze wystąpił czternastokrotnie i nie zdobył bramki. Rozgrywki 13/14 to kolejne dwa wypożyczenia, tym razem do Championship. Pierwsze, spędzone w Doncaster Rovers okrasił trzema golami, strzelonymi w piętnastu meczach. Drugie zaliczył w Birmingham City. Jego drużyna ledwie utrzymała się na zapleczu Premier League, zajmując 21. miejsce, ostatnie, które utrzymało się w lidze. Trzeba jednak przyznać, że okres spędzony w tej drużynie, był dla Machedy, chyba najlepszy w karierze. Osiemnaście występów ligowych, podsumował dziesięcioma golami. Na początku obecnego sezonu Macheda przeniósł się do spadkowicza z angielskiej ekstraklasy, Cardiff City. Włoch z drużyną ze stolicy Walii podpisał trzyletni kontrakt. W 21 spotkaniach strzelił 6 bramek, a jego klub zajął w tabeli 11. lokatę.
Kariera Machedy, póki co, nie układa się tak, jak wielu zakładało. Od momentu meczu z Aston Villą, minęło już sześć lat! Dla porównania, wystarczy popatrzeć jak potoczyły się losy Danny’ego Welbecka, który w tym samym meczu z „The Villans”, rozegrał drugi mecz w barwach „Czerwonych Diabłów”. Anglik jest teraz ważnym ogniwem reprezentacji, w United często występował w pierwszym składzie, a obecnie jest podstawowym zawodnikiem Arsenalu. Lada dzień Macheda będzie miał 24 lata. Wydaje się, że balonik nadmuchany przed sześcioma laty, pękł raz na zawsze. Włoch w kolejnych drużynach po prostu zawodził, nie dziwi więc, że nigdy nie dostał prawdziwej szansy w drużynie z Old Trafford. Oczywiście, wszystko przed nim, jednak gwiazdą światowego formatu już raczej nie zostanie.