Banany nie pomogły – rasizm wciąż obecny

Z jednej strony tolerancja, a z drugiej rosnąca nienawiść, rzucanie różnymi przedmiotami w zawodników i wyzywanie ich od małp. Tak dziś wygląda Hiszpania. Ten artykuł nie ma wywołać politycznej burzy wśród czytelników ZZP i obrazić kogokolwiek, ale nie da się ukryć, że świat sportu zawsze łączył się z pewnymi zjawiskami socjologicznymi, dotykał normalnych ludzi, a piękne idee nie zawsze były górą. Obecnie rasizm jest zjawiskiem niby wymierającym, trochę obciachowym w państwach, które chcą być postępowe. Zresztą UEFA bardzo dba, żeby tak było. Każdy z kibiców piłkarskich choć raz widział przecież spot telewizyjny, w którym występują największe piłkarskie gwiazdy i mówią: „nie dla rasizmu”. W dodatku kapitanowie odczytują specjalne oświadczenia potępiające ten trend. A jednak „bananowy protest” wciąż daje nam wszystkim do myślenia.

Piłka łączy się z kryzysem
Pewnie niektórzy pomyślą, że jest to wyciąganie „starych brudów” i że sytuacja z Danim Alvesem to już temat mocno przestarzały, ale okazuje się, że to nadal coś bardzo aktualnego. Otóż ostatnio na boiskach La Liga znowu doszło do skandalu. Pape Diop – piłkarz Levante został wyśmiany przez kiboli i porównany do małpy – warto dodać, że w mało elegancki sposób. Sam piłkarz pokazał jednak, że ma duży dystans do siebie. Takich przypadków można znaleźć jednak w Primera Division naprawdę mnóstwo. Jest to pewien paradoks, bo na co dzień Hiszpania jest krajem dość otwartym i tolerancyjnym. Co więcej, komórki rządowe nie prowadzą nawet oficjalnych statystyk w tej dziedzinie. Jeszcze niedawno być może nie musiano tego robić, bo choćby w 2005 roku odnotowano tylko kilkanaście aktów rasizmu. Dla porównania w Wielkiej Brytanii 55 tysięcy! Ale od tego czasu bardzo dużo się zmieniło. Świat ogarnął kryzys ekonomiczny przez co ludzie stali się mniej wyrozumiali wobec imigrantów. W kraju, gdzie bezrobocie sięga 26%, trudno się dziwić, że każdy dba o swoją posadę i nie jest zadowolony, gdy „obcy” zabiera mu pracę tylko dlatego, że jest on tańszy o kilka euro centów. Amnesty International zwraca uwagę, że mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego są w ostatnich latach o wiele mniej chętni przyjmowaniu kogokolwiek z „zewnątrz”, a tendencja ta będzie się jeszcze pogłębiać. Nie trzeba długo szukać potwierdzenia tej tezy.

Mnóstwo przykładów
Kiedyś Luis Aragones powiedział Jose Antonio Reyesowi, że „może być lepszy od tego czarnego g…” –  Thierry’ego Henry. Po tym wydarzeniu hiszpańscy kibice podczas starcia z Anglikami postanowili uprzykrzyć życie Shaunowi Wright-Phillipsowi bucząc na niego przez całe spotkanie.  W 2006 roku Samuel Eto’o został zwyzywany podczas meczu z Realem Saragossa. Piłkarz nie wytrzymał i zszedł z boiska, ale groziła mu dotkliwa kara i za namową trenerów i kolegów postanowił dograć mecz do końca. Zresztą w tamtym okresie ten sam problem miał Ronaldinho i choć czarował niesamowitymi zagraniami i golami to pseudokibice i tak często naśladowali odgłosy małpy, gdy Brazylijczyk był przy piłce. Nie trzeba jednak szukać informacji głęboko w archiwach, aby znaleźć coś na temat rasizmu. W tym sezonie można przytoczyć choćby przykład Marcelo, który wyszedł z synkiem na murawę po meczu, ale nawet w obecności dziecka (które przecież jeszcze nic nie rozumie) został zwyzywany i wygwizdany. Ikechukwu Uche też miał nieprzyjemne chwile po jednej ze strzelonych bramek w tym sezonie. Najskuteczniejszy strzelec Villarealu gra jednak od dawna w Hiszpanii, jest do tego przyzwyczajony i nawet nie zareagował na obelgi z trybun, a cała sprawa nie została nagłośniona przez media. Później była już znana wszystkim akcja jedzenia bananów jako wyraz wsparcia dla Daniego Alvesa. Ostatnio natomiast można było zobaczyć taniec Pape Diopa z Levante.

Co z tym fantem zrobić?
Takich przypadków można znaleźć w ostatnich latach jeszcze wiele i to niekoniecznie w samej Hiszpanii, która jest tu tylko przykładem. Znamy przecież doskonale aferę Terry’ego, czy faszystowskie zapędy kiboli Lazio, którzy nie oszczędzają nawet swoich graczy. Pytanie, co zamierza zrobić z tym wszystkim UEFA. Otóż Michael Platini zapowiedział bardzo dotkliwe kary, które mają dotknąć nie tyle kibiców co kluby. Według nowych wytycznych za rzucenie bananem w Alvesa zostałaby ukarana nie tylko pojedyncza jednostka, ale też Villareal (zapłacił karę 12 tys. Euro, ale sankcje miały by być znacznie wyższej). Centrala planuje odejmowanie punktów, wysokie kary finansowe i mecze bez udziału publiczności. Sami piłkarze i trenerzy z dość kontrowersyjnym stosunkiem do innych ras również będą karani. W przyszłości mają pauzować minimum dziesięć meczów.

Choć w Europie mówi się, że problem rasizmu zanika, to futbol pokazuje, że jest to zjawisko wciąż żywe i aktualne – w dodatku teraz, w dobie kryzysu ekonomicznego. Czasem kibice chcą po prostu zrewanżować się piłkarzowi za brutalne wejście czy sprzeczkę z ich idolem, ale częściej rasizm przybiera fanatyczną i niebezpieczną formę. Martin Luther King wygłosił swoją słynną mowę  już ponad 50 lat temu, a jednak od tego czasu nic się nie zmieniło i kto wie czy wysokie kary nakładane przez UEFA w ogóle mają jakiś sens. Trzeba jednak próbować zwalczać takie patologie, bo jak powiedział Dani Alves: „świat się rozwija i ludzie muszą się rozwijać razem z nim”.

/Michał Hardek/