Podobno wielkie imprezy kreują wielkie gwiazdy. Za przykład można podać chociażby Petra Cecha, który wybił się na Euro 2004, czy Jamesa Rodrigueza, jedną z najjaśniejszych postaci mundialu w Brazylii. Od każdej reguły istnieją jednak wyjątki. Meksykański bramkarz Guillermo Ochoa zachwycił skautów podczas Mistrzostw Świata 2014. Właśnie on, podczas wielkiej imprezy, miał otrzymać bilet na autobus do światowej czołówki. Niestety, póki co, wciąż czeka na przystanku.
Kibice reprezentacji Meksyku okrzyknęli go „Murem, który zatrzymał Brazylię”. Jego pewność siebie oraz znakomite interwencje oczarowały piłkarskich ekspertów niemal na całym świecie. Dziennikarze codziennie ścigali się w wypisywaniu nazw klubów, które były rzekomo nim zainteresowane. Smaczku dodawał fakt, że Ochoa nie przedłużył kontraktu ze spadkowiczem z francuskiej ekstraklasy AC Ajaccio i po mundialu miał zostać wolnym agentem. Poniżej próbka jego umiejętności, którą zaprezentował podczas turnieju w kraju samby.
Liverpool, Arsenal, FC Barcelona, to tylko nieliczne nazwy drużyn, które wymieniano w kontekście transferu meksykanina. Wydawało się, że jego pokerowa zagrywka, przyniesie zamierzony efekt. I faktycznie, na nowy kontrakt nie musiał długo czekać. W ostatnim dniu lipca podpisał kontrakt z 11 drużyną Primera Division – Malagą. Miał w niej docelowo zastąpić odchodzącego do Manchesteru City Willy’ego Caballero.
Przygoda z Hiszpanią nie przebiega jednak po jego myśli. Rywalizację o numer 1 w bramce wygrywa Carlos Kameni, który broni we wszystkich ligowych spotkaniach. Ochoa w obecnym sezonie grał tylko w Pucharze Króla(Malaga dotarła do 1/4). W zimowym okienku transferowym ponownie mówiło się o nim w kontekście zmiany barw klubowych. Brendan Rodgers, manager Liverpoolu, w obliczu formy Mignoleta, chciał reprezentanta Meksyku na Anfield. Skończyło się jednak tylko na spekulacjach, gdyż bramkarz The Reds zaczął w końcu bronić na dobrym poziomie.
Guillermo Ochoa póki co nie podziela losów Claudio Bravo czy Claudio Ospiny, którym udało się po mundialu zaistnieć w „większej piłce”, jednak przykład tego drugiego każe mieć nadzieje na to, że cierpliwość popłaca. Meksykanin w tym roku skoczył 30 lat, nie jest więc starym zawodnikiem, wciąż ma szansę na podbicie europejskich boisk, gdyż jego umiejętności w pełni na to pozwalają.