Marcin Grzywacz: Liverpool imponuje swoją grą i myślę, że obroni tytuł

Boxing Day, Premier League

Boxing Day w angielskiej piłce to już tradycja. Premier League jest jedną z nielicznych, gdzie zespoły rozgrywają mecze w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Co nas czeka w sobotnich spotkaniach i jaki mogą mieć wpływ na dalszą część sezonu? O to zapytaliśmy dziennikarza i komentatora Eleven Sports, Marcina Grzywacza.

***

Boxing Day to dzień, który kojarzy się w Premier League z pewnymi przesądami. Wszystko dlatego, że liderzy z tego czasu zazwyczaj wygrywali mistrzostwo, a ostatnie drużyny spadały. Tak samo może być tym razem, mimo że minęło dopiero 14 kolejek?

Liverpool imponuje swoją grą i myślę, że obroni tytuł w tym roku. Inni będą jednak chcieli im pourywać punkty i ten tłok z przodu, jeśli chodzi o Ligę Mistrzów i Ligę Europy, będzie duży.

Z kolei patrząc na Sheffield United, jest to raczej drużyna, która wróci do Championship. Musiałaby się tam wydarzyć rewolucja. Może dwie wygrane z rzędu by pomogły, ale oni wydają się mentalnie zniszczeni. Chociaż moim zdaniem dobrze, że Wilder wciąż jest tam trenerem. Myślę, że gdyby przyszedł nowy, byłoby jeszcze większe zamieszanie i nie bylibyśmy świadkami efektu nowej miotły. Z Wilderem wszyscy się lubią – i zarząd, i zawodnicy, więc wciąż jakaś chemia tam jest. Tylko gdzieś mentalnie na początku się zagubili. Nie upatrywałbym tu jednak żadnej sensacji i spodziewam się spadku Sheffield United do Championship.

Można powiedzieć, że trochę powtarza się tutaj sytuacja z Huddersfield sprzed dwóch lat?

David Wagner był człowiekiem blisko związanym z Huddersfield, ale jednak człowiekiem z zewnątrz. Chris Wilder ma jednak gdzieś pod skórą, na sercu wytatuowane Sheffield United. Tak jak w Werderze Brema nawet w trudnych czasach, za Florianem Kohfeldtem wszyscy stoją murem, tak samo za Wilderem w wszyscy stoją murem w Sheffield. Podobną sytuację przechodził zresztą w Aston Villi Dean Smith.

Zostając przy dolnych strefach Premier League – jednym z rozczarowań tego sezonu jest Arsenal. Niektórzy nawet, trochę złośliwie, wróżą tej drużynie spadek, choć jest w tym chyba trochę przesady. W Boxing Day zespół czeka jednak trudne zadanie, jakim jest starcie z Chelsea. Jak pan widzi szanse “Kanonierów” w tym meczu oraz ich perspektywy na najbliższą przyszłość?

Myślę, że projekt z Mikelem Artetą nie był określony na chwilę, tylko na jakiś czas. Wydaje mi się nawet, że gdy przyszedł to jego drużyna i tak grała ponad stan. Myślę, że trener musi cierpliwie wszystko budować i jeśli ludzie wokół niego będą cierpliwi, będzie też dużo lepiej. Jeżeli z jedenastu zawodników będzie mieć odziedziczonych po poprzednikach tylko czterech, a swoich siedmiu i drużyna wciąż będzie grać słabo, wtedy będzie to znak, że rzeczywiście coś jest nie tak. Wydaje mi się, że trener powinien czas, na to, żeby ten zespół budować.

Nie przekreślałbym szans Arsenalu w jakiś dramatyczny sposób. Chelsea też nie gra jakiegoś porywającego futbolu. Mimo, że ostatnio wygrała 3:0 z West Hamem, nie była to jakaś przytłaczająca wygrana. Moim zdaniem ten wynik wręcz przekłamuje obraz tego spotkania. Może i nie ma Wengera, nie ma Mourinho, ale mecz Arsenalu z Chelsea wciąż jest wart obejrzenia.

Chelsea również zmaga się z kilkoma, choć mniej poważnymi problemami. Ostatnio na świeczniku jest Timo Werner, który od początku listopada jeszcze nie zdobył gola i część ekspertów uważa go za transferowy niewypał.

Timo Werner i Kai Havertz w Bundeslidze bardzo mi się podobali. Chociaż już pod koniec pobytu w Lipsku Timo Werner miał inną rolę, częściej był ustawiony z boku i rozgrywał piłkę aniżeli samemu dochodził do podań. Ten piłkarz oczywiście wciąż się rozwija, ale jeśli ma swój znak firmowy – dynamiczne zejście z linii do środka, to powinien się go trzymać i ewentualnie coś uzupełniać. Niestety, Timo Werner już pod koniec sezonu zaczął coś zmieniać i wywiadach mówił, że się rozwija. Widać było jednak, że brakuje mu tej trzystopniowej adrenaliny – wystartowania, pobiegnięcia i strzelenia gola.

Nie przekreślałbym Wernera – myślę, że jeszcze odpali w Chelsea. Bardziej można się martwić o Tammy’ego Abrahama, który po okrzepnięciu powinien zdobywać dużo więcej bramek.

Można powiedzieć, że w pewnym momencie Tammy Abraham się zatrzymał w rozwoju.

Tak samo, jak w pewnym momencie zatrzymała się młodzież z Arsenalu. Począwszy na Ainsleyu Maitland-Nilesie, a kończąc na Eddiem Nketiah i Bukayo Sace.

Porozmawiajmy teraz o innym spotkaniu, które czeka nas w Boxing Day. Leicester City zmierzy się u siebie z Manchesterem United i oba zespoły aktualnie znajdują się w czołówce. 

Zresztą Leicester jest mocne u siebie, a United na wyjazdach. Widać, że United jest w gazie i zobaczymy, czy to się przełoży na “Lisy”. Ten mecz należy do gatunku “na dwoje babka wróżyła”. Może się skończyć wynikiem 4:3 dla jednej z drużyn, a może również dobrze być wymagające i waleczne 0:0. Trudno jest wskazać zdecydowanego faworyta. Chociaż jak sami wiemy, jeszcze kilka lat temu zapytalibyśmy, ile United wygra.

Od czasu zdobycia mistrzostwa, Leicester potrafi tak naprawdę wygrać z każdym i możne je zaliczyć do czołówki Premier League. W Anglii skończyło się już gadanie o pierwszej czwórce, czy o szóstce – do której doskoczyli Manchester City i Tottenham.

Tottenham miał świetny początek – Son i Harry Kane doprowadzili ten zespół do czołówki. Ostatnio “Koguty” trochę przygasły i spadły na szóste miejsce, ale wciąż nie tracą dużo do najwyższych pozycji.

Pytanie – co będzie, gdy jednego Sona albo Kane’a zabraknie. Nie można polegać tylko na dwóch zawodnikach. Jose Mourinho od lat wyznaje jednak zasadę, że atak wygrywa mecze, a obrona wygrywa mistrzostwa. Siłą Tottenhamu jest kolektyw i jego kluczową postacią nie jest jednak Son czy Kane, którzy się uzupełniają w ataku, a Pierre-Emile Hojbjerg. Moim zdaniem to najważniejsza postać w grze defensywnej i wyprowadzaniu piłki z obrony do ataku.

Manchester City w tej kolejce zmierzy się z Newcastle United. Czy zespół Pepa Guardioli może być pewny zwycięstwa i czy z obecnej perspektywy może się włączyć do walki o najwyższe cele?

Czy Manchester City włączy się do walki o tytuł? Tak naprawdę nie wiem. Myślę, że priorytetem dla Pepa Guardioli jest Liga Mistrzów, chociaż otwarcie tego nie powie i w gabinetach prezesów jest podobnie. Teraz już nie wygląda to jednak w ten sposób, że jest kilka solidnych zespołów, które są zawsze pewne zwycięstw z zespołami z dołu tabeli i decydują mecze między sobą – jak choćby dwa sezony temu, gdy Manchester City walczył o tytuł z Liverpoolem. Poza tym, w Anglii wyrównała się stawka, także dzięki podobnym pieniądzom dla klubów z praw telewizyjnych.

City mistrzostwa nie zdobędzie, ale powinno znaleźć się w pierwszej czwórce. A mecz z Newcastle wygrają, ale nie będzie im łatwo, gdyż siłą “Srok” jest defensywa.

W ataku też potrafią sobie nieźle radzić, czego dowodem jest ich niedawna seria trzech spotkań, w których zdobyli dwie bramki.

Pamiętam mecz na początku sezonu, gdy wygrali z West Hamem 2:0. Rozmawiałem wtedy ze znajomymi kibicami West Hamu o tym, że bramkę i asystę zanotował Hendrick. Myślę, że dla neutralnych kibiców mecze Newcastle są ciekawe do oglądania, gdyż padają w nich bramki z obu stron.

Mógłby pan stwierdzić, kto obok Sheffield United jest w tej chwili głównym kandydatem do spadku?

Trudno mi w tej chwili jednoznacznie stwierdzić. Pomyślałem o Fulham, ale oni potrafią fajnie grać.

Southampton to drużyna, która w ostatnim czasie najbardziej mnie zaskakuje. Przed sezonem wydawało mi się, że będą w dolnej części tabeli – może nie broniąc się przed spadkiem, ale na pewno dużo tracąc do czołówki.

Tymczasem drużyna Southampton wciąż jest wysoko, chociaż przed sezonem zbytnio się nie wzmocniła. Można powiedzieć, że tu stare wiarusy odgrywają główną rolę.

Na koniec chciałbym jeszcze zpytać o Jakuba Modera, który wkrótce powędruje do Brighton. Jak pan widzi jego perspektywy na grę w Premier League?

Moim zdaniem jest na tyle inteligentnym piłkarzem, że to tylko od niego będzie zależało czy będzie grał, czy nie. Rywalizacja nie będzie łatwa, ale w końcu po to wyjeżdża się za granicę, żeby coś udowodnić, ale też wiele się nauczyć. Na pewno nie może się załamywać, tylko ciężko pracować i jeśli przyjdzie szansa, to ją wykorzystać, czego dowodem jest Jan Bednarek, który na początku w Southampton nie miał łatwo.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Komentarze

komentarzy