„Był jak ściana, dla nas jest jak sito” – fani Realu mają dość Courtoisa

Latem kibice „Królewskich” musieli zmierzyć się z nakładającymi się na siebie trudnymi sytuacjami. Sielankę po triumfie w Lidze Mistrzów przerwał Zinedine Zidane ogłaszając swoje odejście, potem potwierdziły się informacje, które trudno było przyjąć do wiadomości, a widok Cristiano Ronaldo w koszulce innego klubu stał się faktem. Takie sytuacje są jednak częścią piłki nożnej i trzeba się z nimi zmierzyć. To Realowi wyszło przeciętnie, bo nie udało się sprowadzić żadnego „galaktycznego” zastępcy. Jedynym pocieszeniem był on – Thiabut Courtois.

26-letni Belg ostatnie lata spędził w Chelsea, zdobywając z nią m.in. dwa mistrzostwa Anglii. Błyszczał, imponował formą, wielokrotnie ratował drużynę. Mógł zostać legendą klubu, ale nie potrafił przeskoczyć jednej rzeczy – tęsknoty do rodziny. Ta wciąż mieszkała w Madrycie, czyli w mieście, w którym młody Courtois przedstawił się całemu światu sprawiając, że Atletico szybko zapomniało o Davidzie de Gei.

Kontrakt w Londynie upływał i coraz bardziej niepokojące były nieudane próby przedłużenia go. W pewnym momencie stało się jasne, że Belg prędzej czy później dopnie swego i wróci tam, gdzie jego serce. Nikt za ładne oczy by go w Madrycie oczywiście nie przyjął, jednak swoją postawą na boisku pokazał, że może grać w każdym klubie. Ba – na tegorocznych mistrzostwach świata został przecież wybrany najlepszym bramkarzem turnieju… Chelsea nie miała zbyt wielu opcji – mogła go sprzedać za w miarę rozsądne pieniądze, albo poczekać rok, aż odejdzie za darmo.

Real Madryt chętnie wyłożył 35 milionów euro na konkurenta dla Keylora Navasa, który mimo dość udanego roku miewał słabsze dni. Courtois miał wzmocnić rywalizację o pierwszy skład, która przeważnie sprawia, że zawodnicy wskakują na wyższy poziom. Tymczasem obsada bramki swoją drogą, a forma drużyny swoją. Belg po kilku tygodniach wstał z ławki i wskoczył do podstawowej jedenastki, ale chyba nie tak wyobrażał sobie powrót do Madrytu. Kibice m.in. w nim znaleźli kozła ofiarnego fatalnych wyników, jakie notuje Real.

„Najgorszy bramkarz, jakiego widziałem w Realu”, „ściana przeciwko nam, jak sito dla nas”, „ściągnęliśmy go tylko po to, by dołączył do rodziny”… To tylko delikatne przykłady, ale w sieci pełno podśmiechujek, czy wręcz szydzenia z Belga. Fakt – nie jest w tym momencie najpewniejszym punktem zespołu, ale czy ktoś inny by nim był? Pozycja bramkarza jest determinowana postawą obrony, jeśli ta gra słabo, nawet najlepszy fachowiec może wyglądać jak „ręcznik”. I odwrotnie – jeśli obrona jest monolitem, nawet zwyczajnie solidny bramkarz może uchodzić za gwiazdę.

W Realu Madryt nie dzieje się źle dlatego, że broni Courtois, a nie Navas. Rozwiązaniem być może nie byłaby nawet sytuacja, w której broniliby obaj naraz. Przed „Królewskimi” trudne tygodnie i nie wiadomo nawet, czy drużynę z kolan będzie podnosił Lopetegui, czy ktoś inny. Jeśli Thibaut Courtois jest pytaniem, to co jest odpowiedzią? Teraz można sobie tylko gdybać, co by było, gdyby Perez i Zidane zdecydowali się zimą ściągnąć Kepę z Athleticu, kiedy klauzula jego odejścia wynosiła 25 milionów. Chelsea pół roku później musiała zapłacić już 80, ale jakoś nie słychać, by w Londynie płakano za Belgiem…

Zakład bez ryzyka w Fortunie. Możesz wejść i odebrać go właśnie w tym momencie

Komentarze

komentarzy