Javier Hernandez od zawsze był uznawany za wielki talent. Grał co prawda w Manchesterze United i Realu Madryt, ale wciąż nie można powiedzieć, że Meksykanin jest zawodnikiem spełnionym. Po kilku latach wraca do Premier League, do ligowego średniaka, West Hamu.
„Chicharito” trafił do czerwonej części Manchesteru w 2010 roku. Już w debiucie, meczu o Tarczę Wspólnoty przeciwko Chelsea, zanotował swoje pierwsze trafienie. W klubie spędził pięć lat, rozgrywając 158 meczów i zdobywając 59 bramek. Statystyki napastnika mogłyby być o wiele bardziej okazałe, gdyby Meksykanin grał częściej. Zarówno sir Alex Ferguson, jak i później David Moyes i Louis van Gaal rzadko dawali mu rozegrać cały mecz. Gdy wychodził w pierwszym składzie, często był pierwszym zmienianym zawodnikiem, również wiele razy wchodził na boisko na ostatnie pół godziny.
Wpływ na to miała przede wszystkim konkurencja w składzie – Wayne Rooney, Dimitar Berbatov, Danny Welbeck, później także Robin van Persie – każdy z tej czwórki był przez moment wyżej w klubowej hierarchii niż Meksykanin. I choć strzelał i znakomicie sprawdzał się jako joker, nigdy nie był stałym elementem układanki kolejnych trenerów.
W sezonie 2014/2015 „Chicharito” przeszedł do Realu Madryt na roczne wypożyczenie. I pojawił się dokładnie ten sam problem, co w Manchesterze. „Chicharito” grał dosyć często, na dość wysokim poziomie, zdobywał bramki, jednak był rezerwowym. Dostał szansę od Carlo Ancelottiego dopiero pod koniec sezonu. W pierwszym składzie wystąpił w siedmiu z ośmiu ostatnich kolejek La Liga i zdobył w nich cztery bramki i pięciokrotnie asystował. Poza tym zdobył bramkę w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, dzięki którym Real wyeliminował Atletico. Klub jednak nie zdecydował się na zakup Meksykanina.
Sezon 2015/2016 Hernandez rozpoczął na ławce United, w związku z czym zdecydował się na definitywny transfer. Pod koniec letniego okna trafił więc do Bayeru Leverkusen, w którym z miejsca stał się kluczowym zawodnikiem. W 79 meczach zdobył 39 bramek, ale wielokrotnie było widać, że gra w niemieckim klubie go nie satysfakcjonuje. Rok temu mówiło się o tym, że Meksykanin może zasilić Arsenal bądź Liverpool, ale na plotkach się skończyło. W obecnym sezonie jego zespół nie awansował do europejskich pucharów, co ostatecznie skłoniło go do odejścia do ligi, w której, jak się okazało, czuł się najlepiej.
W najbliższych dniach „Chicharito” trafi do West Hamu, który już od jakiegoś czasu szuka klasowego napastnika (Andy Carroll i Diafra Sakho nie wystarczają zespołowi, który chce walczyć o grę w europejskich pucharach). Hernandez tym razem trafi więc do Anglii nie jako przyszły rezerwowy, ale jako potencjalne wzmocnienie trzonu zespołu. Jak się spisze? Nie można się w jego przypadku spodziewać cudów, ale jeśli faktycznie zespół Slavena Bilicia będzie ustawiony pod niego, a sam zawodnik zgra się z Mikhailem Antonio, ma szansę zdobyć kilkanaście bramek w przyszłym sezonie. Czy one jednak wystarczą „Młotom” do awansu do Ligi Europy? Na tę chwilę wątpię w taki rozwój sytuacji, aczkolwiek WHU przy dobrej postawie zespołu i nowego napastnika ma szansę na to, aby znaleźć się w okolicach 10. miejsca.