Są wakacje, więc z miłą chęcią gdzieś wyjeżdżamy. Niektórzy z nas planują odpocząć w kraju, a inni wolą pozwiedzać ciekawe miejsca na świecie. Co staje się celem naszych zagranicznych przygód? Często kraje północnej Afryki, chociaż tamtejsze rewolucje z ostatnich lat trochę odpychają. Dlatego kolejnymi popularnymi miejscami są Grecja, Włochy, Hiszpania czy Chorwacja. Jeżeli jednak ktoś ma więcej zaskórniaków, to może wybrać się w dłuższą podróż do USA, Ameryki Południowej lub na Bliski Wschód. Istnieją również miejsca, które wszyscy turyści omijają szerokim łukiem, jak np. Chiny! Nic dziwnego! Kiedy wyobrażamy sobie Państwo Środka, to widzimy wszędzie panującą komunę, niewolniczą pracę, szerzącą się biedę i olbrzymie zanieczyszczenie. Tylko nieliczni dostrzegają choć gram piękna w tym kraju i właśnie do tego wąskiego grona należą piłkarze!
W ciągu ostatnich dwóch/trzech lat Chiny stały się dość popularnym miejscem do kopania w piłkę dla zawodników z Europy. Powodem nie jest wysoki poziom ligi lub kibice, tylko olbrzymia kasa! W niektóre chińskie kluby zaczęli inwestować bogaci przedsiębiorcy, którzy swój majątek zbili na ropie naftowej oraz najnowszych technologiach. Wpompowali i nadal pompują dosyć konkretne sumy, dlatego tamtejsza liga staje się coraz bardziej atrakcyjna pod względem zarobkowym. Zwłaszcza dla tzw. „piłkarskich emerytów”, którzy mają za sobą bogate kariery, ale powoli zbliżają się do końca zawodowego grania i szukają szybkiego sposobu na zdobycie dodatkowych milionów. Idealnymi przykładami takich zawodników są Didier Drogba i Nicolas Anelka, którzy w 2012 roku odeszli do Shanghai Shenhua. Wygrali w jego barwach puchar i coś tam jeszcze, ale szybko zrozumieli, że jednak wolą mniej zarabiać, niż umrzeć z nudy. Toteż po roku grania w Chinach wrócili do Europy. Anelka najpierw do Juventusu, żeby potem szybko przejść do West Ham United, natomiast Drogba udał się do Galatasaray Stambuł.
Podczas aktualnego okienka transferowego wschodni kierunek obrał inny „piłkarski emeryt” – Alberto Gilardino. Trzydziestodwuletni Mistrz Świata z 2006 roku postanowił po raz pierwszy w swojej karierze opuścić Włochy. Jego nowym domem będzie aktualny lider chińskiej Super Ligi – Guangzhou Evergrande. Gilardino w żadnym stopniu nie musi się o nic martwić, nawet o język i kolegów, ponieważ ma tam kilku starych znajomych. Trenerem w Guangzhou jest Marcello Lippi. Ponadto od początku roku u Mistrza Chin gra Alessandro Diamanti. Legendarny trener i były piłkarz Bologni również dali się skusić na perspektywę sporego zarobku.
Jednakże nie tylko ci najlepsi otrzymują propozycję gry w Chinach. Czasami zdarza się tak, że piłkarscy obserwatorzy o skośnych oczach w pewnym momencie drogi powrotnej przez pomyłkę schodzą z jedwabnego na bursztynowy szlak, tym samym trafiając nad Wisłę. Co może robić taki zabłąkany scout w Polsce? Nic innego, niż tylko iść na mecz naszej najwyższej klasy rozgrywkowej, która (nie ukrywajmy) nie cieszy się wysoką renomą! Zobaczenie kilku spotkań Ekstraklasy nie powinno mu zaszkodzić, a przecież zawsze może coś ciekawego wypatrzeć. I chyba tak było w przypadku Marcina Robaka, który ma ponoć przejść za czterysta tysięcy euro z Pogoni Szczecin do Guizhou Rehne. Jednakże Polacy to specyficzny naród i zawsze narobią problemów. Pomiędzy klubami było wszystko dogadane, kiedy nagle Robak zmienił zdanie i postanowił zostać w Szczecinie! I jest mały problem, bowiem formalnie należy teraz do Guizhou. Jak to rozegrają obie strony? Na razie nie wiadomo. Najprawdopodobniej Marcina Robaka zniechęcił w ostatniej chwili któryś z wymienionych przeze mnie w pierwszym akapicie czynników. Smog, niewolnicy lub komuna.
Aczkolwiek nie wiem czego nasz król strzelców może się obawiać, ponieważ grałby w drużynie, w której jest już jeden Polak. Pamiętacie Krzysztofa Mączyńskiego? Grał sobie do końca 2013 roku w Górniku Zabrze i był wyrazistą postacią Ekstraklasy. Tak bardzo promieniował, że aż wyjechał do Chin. Możliwe, iż niektórzy o nim nie pamiętają, ale Adam Nawałka nie mógłby zapomnieć o swoim byłym podopiecznym i próbuje go na siłę wepchnąć do kadry. Co oczywiście nie jest dobrym pomysłem.
Mączyński odszedł do Guizhou w styczniu, przed rozpoczęciem rozgrywek ligowych w Chinach. Przez te siedem miesięcy nie sprawdzałem jego osiągnięć na nieznanych ziemiach i przeczuwam, że również reszta Polski nie interesowała się jego losem (zapewne jedynie jego rodzina męczyła się z tłumaczeniem sportowych newsów z chińskich mediów). Teraz, przy okazji pisania tego tekstu, zaznajomiłem się z statystykami byłego pomocnika Górnika i jestem zaskoczony! I to w sensie pozytywnym! Dotychczas w Chinach rozegrano czternaście kolejek, a Polak zagrał w jedenastu meczach! I nie po kilka minut, lecz głównie całe spotkania! Nawet liczba jego goli może zadowalać. Zdobył trzy bramki, co na defensywnego gracza jest dobrym rezultatem.
Spodziewałem się raczej wielu godzin spędzonych na ławce rezerwowych, aniżeli na boisku. Ale miło czasem tak się pomylić. Niech nadal gra tam regularnie, a jeśli dołączyłby do niego Robak, wtedy niech pokażą Chińczykom, że Polacy nie frajerzy i kopać też umieją.
Jak widać, chińska rzeczywistość piłkarska jest otwarta na świat, nawet na Polaków, którzy mogą się tam poczuć jak ktoś naprawdę ważny. Do tego bogaci właściciele klubów nie boją się sypnąć groszem, dlatego coraz więcej znanych piłkarzy będzie kupować bilety do Pekinu i tam kończyć kariery. Te państwo powoli staje się nowym złomowiskiem gwiazd, podobnie jak przez wcześniejsze lata Katar, albo jak wciąż modne Stany Zjednoczone. Może w przyszłości chińska liga będzie stać na tak wysokim poziomie, że zaczniemy kupować na targach podejrzane dekodery oraz satelity i oglądać wyłącznie jedną stację, która transmituje mecze Guizhou, Shanghai Shenhua i innych?