Domniemany kryzys Bayernu Monachium trwał cztery dni. Wczoraj Bawarczycy planowo rozprawili się z Kaiseslautern po trafieniach gwiazd: Schweinsteigera, Kroosa, Mullera, Mandzukica oraz Goezte, odprawiając tym samym drugoligowca do domu z pokaźnym bagażem bramek. Niegościnność? Raczej szybkie zaleczenie kaca kosztem słabszego rywala. Po sobotniej porażce z Borussią niemieckie media pisały o bólu, jaki musi przeżywać perfekcjonista Pep Guardiola. Klęska 0-3 w starciu z Dortmundczykami była najwyższą w dotychczasowej karierze trenerskiej Hiszpana. Dodajmy: karierze usłanej różami, bo znalezienie drugiego szkoleniowca, który w wieku 43 lat może się poszczycić siedemnastoma (!) zdobytymi trofeami, graniczy z cudem.
Tak czy inaczej, sobotni wpierdziel skłonił Pepa do kilku gorzkich refleksji, którymi chętnie podzielił się z niemiecką prasą. Oto kilka jego ostatnich wypowiedzi:
– Niektórzy gracze nie mogą grać na pół gwizdka. Każdy musi na murawie dawać z siebie maksimum.
– Jeśli będziemy grali tak, jak w trzech ostatnich ligowych meczach, to nie osiągniemy żadnego finału. Jesteśmy w niebezpiecznej sytuacji. Gdy nie jesteś w pełni skoncentrowany, to wtedy głowa wolniej pracuje i wszystko na boisku robisz trochę wolniej.
– Po takich meczach, jak z Borussią muszę szybko analizować, co się stało. Jeżeli z Kaiserslautern zagramy na tym samym poziomie, nie awansujemy do finału.
– To moja wina, zgubiliśmy rytm. Już w Barcelonie miałem ten problem, że zespół grał gorzej, kiedy zapewnił sobie tytuł.
I to wszystko z ust człowieka, który Mistrzostwo Niemiec zdobył właściwie już jesienią, w Lidze Mistrzów wprowadził swój zespół do półfinału, a wcześniej zdążył jeszcze wygrać Superpuchar Europy i Klubowe Mistrzostwo Świata. Czas jednak skończyć gorzkie żale. Monachijski walec powrócił na właściwą ścieżkę, zapewniając sobie awans do finału krajowego pucharu, w którym ponownie stanie naprzeciw ekipy Juergena Kloppa. Na ten wielki mecz poczekamy jednak aż miesiąc – odbędzie się dopiero 17 maja w Berlinie. Wcześniej, bo już w kolejną środę, pierwsza odsłona „przedwczesnego finału Champions League”, czyli starcia Bayernu z Realem.
Podobieństwa? Obie drużyny zdobyły w ostatnim czasie po jednym trofeum – Bayern mistrzostwo kraju, Real natomiast Puchar Króla. I obie wciąż są nienasycone. Zarówno dla niemieckiego potentata, jak i dla „Królewskich”, brak awansu do berlińskiego finału (tak tak, także finał Champions League rozegrany zostanie w stolicy Niemiec) będzie prawdziwą klęską. Główną różnicę stanowi fakt, iż Bayern w lidze rozgrywa już tylko i wyłącznie sparingi (kolejny w sobotę z ostatnim w tabeli Eintrachtem Brunszwik), podczas gdy Real wciąż musi wkładać maksimum wysiłku, by dogonić liderującego sąsiada z Estadio Vincente Calderon.
Tak czy inaczej, 23 kwietnia w Madrycie i sześć dni później w Monachium, ligowe kłopoty obu ekip nie będą miały żadnego znaczenia. Nikt nie ma wątpliwości – czeka nas bitwa na śmierć i życie w dwóch elektryzujących odsłonach. Odliczanie czas zacząć!
/Maciek Jarosz/