W skrócie można powiedzieć: jest dwóch rannych, ale ostateczna bitwa dopiero nadejdzie. Bezbramkowy remis nie satysfakcjonuje nikogo, ale to przecież każdy z nas już dobrze wie. Przyjrzyjmy się zatem, kto górował w statystykach i komu, tym samym, bardziej należało się zwycięstwo.
5 – tyle żółtych kartek zobaczyli piłkarze obu ekip
Milorad Razić nie sędziował może źle, ale nie wypadł też olśniewająco dobrze. Był mało konsekwentny i mógł kilka razy zachować się lepiej przy faulach, ba, czasem wyglądał nawet jakby trochę się bał niektórych zawodników. 5 żółtych kartek to i tak za mało, jak na spotkanie rzeźników Simeone z wkurzonymi gwiazdeczkami Ancelottiego, ale z drugiej strony arbiter przynajmniej pozwalał grać, nie rozdawał kartek na lewo i prawo, jak niedawno Mateu Lahoz w Gran Derbi, dzięki czemu nikt nie wyleciał z boiska, a co za tym idzie, widowisko nie straciło na płynności.
18-12 bilans fauli
To temat, który łączy się pośrednio z kartkami. Oczywiście Real musiał mniej razy faulować, bo Atletico nie prowadziło gry, rzadziej atakowało i, zwłaszcza w pierwszej połowie, zwyczajnie nie miało piłki w swoim posiadaniu. W pierwszej odsłonie „Królewscy” uciekali się do nieprzepisowych zagrań jedynie trzy razy. W drugiej statystyka ta nieco się zmieniła, bo i cała ekipa w białych trykotach dawała łatwiej zepchnąć się do defensywy, a obrońcy mieli większe problemy z nabuzowanymi Mandzukiciem i Turanem. Koniec końców tradycyjnie „królem” tej kategorii są Rojiblancos.
8 – tyle razy musiał interweniować Jan Oblak
Co najmniej połowa tych strzałów mogła zakończyć się bramkami, ale tym razem Słoweniec pokazał, że warto było na niego wydać azerskie dolary i dzielnie stał na posterunku. Najlepsza interwencja to zdecydowanie ta po próbie Jamesa Rodrigueza, dlatego że golkiper gospodarzy w takim gąszczu zawodników zwyczajnie nie widział piłki, a ta zmierzała tak blisko lewego słupka, że sparowanie jej wymagało nie lada umiejętności. Oblak posiadał je zawsze i to pewnie dużo większe niż Moya, ale jeszcze nigdy nie zaprezentował ich w pełnej krasie, podczas swojego pobytu na Vincente Calderon i dlatego siedział na ławie. Taki występ powinien odblokować młodego bramkarza i pozwolić mu z większym spokojem patrzyć w przyszłość. Paradoksalnie, to właśnie bardzo pracowity występ dał mu wreszcie mocny argument przeciwko starszemu koledze, który, nawiasem mówiąc, też nie nawala.
Co do samego Realu, to czasem są takie mecze, że nic nie wchodzi, ale też należy powiedzieć: goście sprawiali wrażenie, że bawią się ze swoim rywalem. Może często trzeba było po prostu huknąć pod poprzeczkę, szukać łatwych rozwiązań, a nie wjeżdżać z piłką do bramki, lub podwyższać notę Oblakowi. Mistrzem w marnotrawstwie był przecież Karim Benzema, który chyba zapominał, że jest napastnikiem i gra w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i grał tak, jakby był to sparing z Sandecją (oczywiście mówimy o zachowaniu w polu karnym, nie o zaangażowaniu samego zawodnika, które jak zwykle było na najwyższym poziomie).
2 – tyle razy strzelał na bramkę Gareth Bale, Cristiano Ronaldo i James Rodriguez
To najlepszy wynik w tej kategorii we wtorkowych derbach. Bale’owi bardzo zależy, żeby udowodnić wszystkim kibicom Realu, że gwizdać to sobie mogą, ale na psa, ewentualnie przy goleniu, ale na pewno nie na niego. Rzeczywiście w meczu z Atletico uczynił duży krok w kierunku zgody z fanami, bo Walijczyk nie dość, że wracał się do defensywy, to jeszcze dużo dawał w ofensywie, a jego strzał z dystansu może być ozdobą tego spotkania. Chyba wreszcie przyćmił Cristiano Ronaldo, a przecież tajemnicą Poliszynela jest, że obaj panowie rywalizują ze sobą nie od dziś i raczej nie są największymi przyjaciółmi. Ciekawe tylko, czy to chwilowy przebłysk, czy rzeczywiście nadal Bale będzie tak harował na murawie.
Co do Ronaldo i Rodrigueza, to najbardziej w pierwsze połowie podobał się właśnie Kolumbijczyk i to z nim mieli olbrzymie problemy obrońcy gospodarzy. Często zmieniał pozycje, popisywał się niekonwencjonalnymi zagraniami i pokazywał, że śladu po kontuzji już nie ma, a ból stopy przestał być dla niego problemem. Natomiast Cristiano Ronaldo, choć też miał dwie próby, to jednak rozczarował i od takiego gracza wymagamy zdecydowanie więcej. Niby nie zrobił niczego źle, niby mógł zdobyć gola, ale nie widać było tego błysku.
56 – najwięcej podań w meczu
Zwycięzcami są zawodnicy Realu – Luka Modrić i Marcelo. O ile nominacja tego pierwszego nie jest niczym nadzwyczajnym, bo Chorwat króluje w podobnych statystykach w każdym meczu, to nominacja Marcelo jest czymś zaskakującym. Brazylijczyk jest w każdej akcji niezwykle aktywny, ale często nie do końca idzie to z konkretnymi skutkami (pozytywnymi) dla całej drużyny. Dziś pokazał w ofensywie i defensywie kawał dobrego futbolu, a do tego z większą ochotą rozgrywał piłkę. To trudne zadanie – biorąc pod uwagę, że grał naprzeciwko Turana i Juanfrana, ale Marcelo spisał się naprawdę kapitalnie, a żeby nie być gołosłownym, warto dodać, że miał skuteczność podań na poziomie 82%. Co więcej, najlepszy gracz Atletico miał tych podań tylko 39 (Koke)…
7 – najwięcej popełnionych fauli
Mario Mandżukić wygrywa w tej klasyfikacji, ale kto widział mecz pewnie zapyta: „tylko siedem”? Nie obrońca, a napastnik najczęściej faulował swoich rywali. Co ciekawe, prawdziwa walka zaczęła się dopiero po rozcięciu łuku brwiowego i to od tego czasu były snajper Bayernu zaczął nabijać „punkty”. Ciężkie życie miał zwłaszcza Sergio Ramos, który ucierpiał w całym spotkaniu najwięcej razy, bo aż pięć. Zresztą Mandżukić nie brał jeńców i dostało się też innym graczom w białych koszulkach, arbitrowi, asystentowi sędziego i pewnie jeszcze kilku innym osobom. Mario miał w tym meczu jakąś dziwną fazę, jakby ten łokieć Ramosa był dla niego największą ujmą na honorze w całej karierze i jakby zapominał, że przecież często robi tak samo swoim ofiarom. Diabelskie oczy, krew na nosie, ciągłe wyzwiska – strach się bać. Dlatego dziwi, że Diego Simeone nie zdjął swojego asa i nie wprowadził w jego miejsce Torresa. Czy tak bardzo ufał Mandzukiciowi i z góry wiedział, że jego podopieczny nie „odstawi” niczego głupiego?
7 – rzuty rożne dla Atletico
Przyjęło się, że rzut rożny dla Rojiblancos to prawie jak karny. Niestety tym razem ten element zupełnie nie wyszedł graczom Simeone, a często nawet przeszkadzał, bo pozwalał wyprowadzać Realowi groźne kontry. Beznadziejnie dośrodkowywał tego wieczora zwłaszcza Koke, który prawie w każdej próbie wbijał piłkę na bliższy słupek, gdzie nie było kogokolwiek z kolegów. Oczywiście tutaj brawa należą się też Królewskim, bo wyciągnęli oni wnioski z poprzednich meczów i byli w swoim polu karnym niezwykle skoncentrowani. Opadli z sił dopiero w końcówce i wówczas w jedenastce zrobiło się dużo luźniej. Cel został jednak zrealizowany…
7-11 – stosunek przechwytów obu drużyn
Trzeba od razu pochwalić tutaj Diego Godina, bo dzięki niemu Atletico często wychodziło obronną ręką. Urugwajczyk czyścił niemalże wszystko i to nie tylko pod swoim polem karnym. W Realu królowali: Varane, Ramos i Kroos, ale właśnie tu widać dużą różnicę w stylach obu drużyn. Goście starali się szybciej odbierać przechwytywać piłkę i rzadko kiedy w ogóle musieli robić to w swoim polu karnym (tylko dwukrotnie), natomiast Atletico, chyba niechcący, bardziej wpuszczało Królewskich pod swoje pole karne.
35-40 – stosunek odbiorów
Tu znów nieco lepszy okazał się Real, ale nic dziwnego. Jeśli chodzi o najlepszych czyścicieli, to ponownie musimy wspomnieć o Godinie, Varanie, Ramosie, Kroosie, a także o Carvajalu, który całkowicie zamknął w tym spotkaniu prawą stronę popisując się pięcioma odbiorami piłki. Słabiutko wypadł za to Mario Suarez w Atletico, a także Siqueira i to im należą się największe słowa krytyki.
76%-88% – stosunek celnych podań
Lepsi znowu zawodnicy Realu, ale trudno się dziwić, patrząc jak źle funkcjonował w tym spotkaniu środek pola Atletico. Zawiódł zwłaszcza Mario Suarez i Koke, bo to oni powinni wcielić się w rozgrywających, a tymczasem nieustannie tracili piłkę. Nieco lepiej było na szczęście po przerwie, ale i tak może warto było wprowadzić Tiago lub nawet Saula.
Znów jednak różnicę zrobił styl obu ekip i akurat Atletico chyba nie płacze, gdy ma nieco gorszą statystykę w tym elemencie, gdyż wie, że nieco wyspiarski styl wymaga ofiar – w tym wypadku nieco gorszego odsetka celnych podań. Inna sprawa, że w tym meczu to po prostu Real wymusił na nich tak wiele strat.