Gdy w 93. minucie Bastian Schweinsteiger posłał piłkę w pole karne Barcelony, a Dani Alves przejął futbolówkę, wszyscy sympatycy Blaugrany czekali na zabójczy kontratak. Gdy piłka wędrowała na linii Suarez – Messi – Neymar każdy wiedział co się święci. Neymara nie zdołał dogonić Benatia, ani zatrzymać Manuel Neuer. W głowie mam jeszcze słowa komentatora Canal+ Przemysława Pełki: trzy do zera! Prawdopodobnie Neymar zabił, zabił ten dwumecz.
Dzisiejszy rewanż właśnie skupi się wokół tego słowa – prawdopodobnie. Do odwrócenia losów rywalizacji potrzebny jest perfekcyjny i genialny mecz z nutką szaleństwa w wykonaniu Bawarczyków. Obydwaj szkoleniowcy podchodzą do całej sprawy bardzo ostrożnie. Na przedmeczowej konferencji Luis Enrique podkreślił: zgadzam się z nim (Guardiolą), ja również nie chcę szalonego spotkania i jeśli tak się stanie, trzeba będzie je uspokoić i użyć naszej broni, jaką są miedzy innymi kontrataki. Coś mi się jednak wydaje, że Pep jest naprawdę bardzo dobrym dyplomatą. Problemy kadrowe to jedna sprawa, ale niemożliwe jest, żeby Bayern nie postawił wszystkiego na jedną kartę. Sytuacja jest trudna, ale sami podopieczni Guardioli nie tracą nadziei. Thomas Mueller powiedział, że w futbolu wszystko jest możliwe, a kontuzjowany Alaba wsparł kolegów i powiedział wręcz, że wygrają 4-0 i ma nadzieje na grę w finale.
Na razie to tylko słowa, ale czy można je zamienić w czyn? Cofnijmy się do roku 2004. Jest 23 marca, stadion Giuseppe Meazza, ćwierćfinał Ligi Mistrzów, pojedynek Milanu z Deportivo La Coruna.
Stary, dobry Milan. Po szybkiej bramce Pandianiego, ekipa Carlo Ancelottiego załatwiła sprawę w 8 minut. Dwie bramki Brazylijczyka Kaki, trafienie Andrija Shevchenko oraz skalp Andrei Pirlo z rzutu wolnego. W ten oto sposób Włosi przystępowali do rewanżu z trzybramkową zaliczką.
Dwa tygodnie później obie ekipy spotkały się na hiszpańskiej ziemi. Matematyczną szansę na awans Deportivo (na postawie poprzednich 33 potyczek na poziomie ćwierćfinału) serwis footballdatabase.eu określił na 15%. Notabene, ten sam portal określa dziś szanse Bayernu na 4%, ale to tylko statystyki. Wróćmy jednak do wydarzeń z 7 kwietnia 2004.
Drużyna Deportivo zagrała w składzie: Molina, Manuel Pablo, Romero, Naybet, Andrade, Mauro Silva, Sergio (Duscher 87), Victor, Luque (Fran 66), Valeron (Djalminha 90), Pandiani.
Zaś przybysze z Mediolanu grali w takim zestawieniu: Dida, Cafu, Pancaro (Rui Costa 77), Nesta, Maldini, Pirlo (Serginho 59), Seedorf, Gattuso, Kaka, Tomasson (Inzaghi 67), Shevchenko.
29 tysięcy kibiców zgromadzonych na Estadio Riazor było świadkiem czegoś niezwykłego.
W ten niecodzienny sposób dwumecz zakończył się wynikiem 5-4, a zespół z La Coruny mógł cieszyć się z awansu do półfinału. Czy 11 lat po tym wydarzeniu, jeden poziom wyżej, bo w półfinale, będziemy świadkiem podobnych wydarzeń? A może to tylko Milan ma zdolności do uczestnictwa w takich szalonych meczach?