Nie tak dawno wspominaliśmy katastrofę lotniczą, która zabrała Zambii całe pokolenie wspaniale zapowiadających się piłkarzy. Przy tamtej okazji nadmieniliśmy, że tragedia u wybrzeży Gabonu jest wydarzeniem o wiele mniej znanym aniżeli te, które miały miejsce na wzgórzu Superga. To właśnie tam los zabrał Włochom całą piłkarską reprezentację, podwójnie osierocając kibiców Torino, którego gracze stanowili niemal w całości kadrę narodową.
Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak fenomenalną ekipą byli wówczas Turyńczycy. Nie przez przypadek, ówczesna drużyna była nazywana Grande Torino, na dowód czego zdobyła aż pięć mistrzostw Włoch w latach 1943-1949. Gdyby nie zabraniały tego przepisy, prawdopodobnie całą podstawową jedenastkę Squadra Azurra tworzyliby gracze ,,Il Toro”. Nie było niczym niespotykanym, gdy aż dziesięciu zawodników tego klubu wybiegało w wyjściowej jedenastce reprezentacji Włoch. Tacy gracze jak Mazolla, czy Rigamonti nie byli lokalnymi gwiazdkami, lecz jednymi z najlepszych zawodników na swoich pozycjach w Europie i na Świecie.
Piłkarze włoskiego klubu przypłacili życiem wyprawę na towarzyskie spotkanie do Lizbony z miejscową Benfiką. Kiepska łączność radiowa i fatalne warunki pogodowe, w szczególności gęsta mgła, doprowadziły do katastrofy. Maszyna Fiat G212CP uderzyła w bazylikę na wzgórzu Superga i w jednej chwili wielkie Torino przestało istnieć. Śmierć na miejscu poniosło 31 osób, w tym piłkarze, działacze, dziennikarze i piloci. Nie będzie żadną przesadą jeśli stwierdzę, że katastrofa z udziałem włoskich piłkarzy była jedną z największych tragedii tamtych czasów. Większą liczbę ofiar pochłonął jedynie Hindenburg – niemiecki sterowiec, który rozbił się w 1937 roku.
O dużym szczęściu mogły mówić cztery osoby blisko związane z Torino, które z różnych względów nie znalazły się wtedy na pokładzie samolotu. Jedna z gwiazd drużyny – Ladislao Kubala nie poleciał do Portugalii z uwagi na chorobę syna. Sauro Tomę z lotu na Półwysep Iberyjski wyeliminowała kontuzja, zaś na prośbę działaczy w domu pozostał rezerwowy bramkarz Gandolfi, co miało umożliwić występ trzeciemu golkiperowi Torino. Sprawy biznesowe zatrzymały w Italii ówczesnego prezesa klubu Ferrucio Novo.
Według różnych źródeł, pogrzeb piłkarzy odbył się przy obecności od 250 do 500 tysięcy osób. Po zakończeniu uroczystości żałobnych postanowiono o przyznaniu tytułu mistrzowskiego piłkarzom Torino, których oficjalnie czekały jeszcze 4 spotkania. Żadna z ligowych drużyn nie protestowała przeciwko takiej decyzji.
Dziś mamy w tej opowieści pewien polski wątek. Zgodnie z tradycją, w dniu rocznicy katastrofy, kapitan Torino odczytuje nazwiska wszystkich 18 piłkarzy, którzy zginęli w 1949 roku na wzgórzu Superga. Kamil Glik dostąpił dziś tego zaszczytu drugi raz z rzędu.
[sz-youtube url=”https://www.youtube.com/watch?t=69&v=V9RGlV15bkQ” width=”640″ height=”400″ /]