Karim Benzema to dla wielu napastnik-mem. Zawodzący, nieskuteczny, pchany na siłę przez trenerów, którzy go lubią, albo po prostu nie mają innej opcji w ataku. Trochę jak Arek Milik, o którym opinie nijak mają się do rzeczywistości. Wracając do Francuza, jego kariera wcale nie jest taka zła, ale mogła potoczyć się zupełnie inaczej.
Pod koniec pierwszej dekady nowego milenium, Benzema był jednem z zawodników młodego pokolenia, o którym mówiło się najwięcej. Stanowił o sile bardzo mocnego wtedy Olympique Lyon, nie robiło mu różnicy, czy gra w kraju czy w Europie. A to wszystko jeszcze jako nastolatek. W sezonie 2007/2008 w 52 spotkaniach zdobył aż 31 bramek (w Realu przebił to tylko raz – 32 w sezonie 2011/2012), nic więc dziwnego, że 20-letniego zawodnika chciały u siebie najmocniejsze kluby.
Jednym z nich była Barcelona. Drużynę po rozczarowującym sezonie objął niespodziewanie Pep Guardiola, z miejsca wprowadzając swoje porządki. Jednym z nich miała być sprzedaż Samuela Eto’o, zaczęto więc szukać nowego napastnika. Jednym z głównych kandydatów był Karim Benzema, jednak ostatecznie z pomysłu zrezygnowano. Kluczowa okazała się opinia ówczesnego dyrektora technicznego „Blaugrany”, Txiki’ego Begiristaina.
Jak informuje „Marca”, Hiszpanowi nie spodobała się aura wokół zawodnika. Barcelona znana jest ze swojego hasła „mes que un club” i często kieruje się nim także przy doborze zawodników. Nie chodzi tylko o bycie gwiazdą, musi być „feeling”, a jego zabrakło. Txiki był rozczarowany towarzystwem piłkarza, a także jego sposobem bycia i zwracania się. Rozmowa o potencjalnym transferze trwała długo, ale Francuz przez ten czas w ogóle nie patrzył swojemu rozmówcy w oczy. To zadecydowało.
Marca are reporting that Barcelona didn't sign Karim Benzema in 2008 because he didn't show eye contact when talking with technical secretary Txiki Begisristain.
WTF ? pic.twitter.com/tnQT4AkYGY
— Footy Accumulators (@FootyAccums) February 21, 2019
Jak dobrze wiemy Benzema ostatecznie klub zmienił rok później, w 2009 roku. Przez dekadę gry w Realu oczywiście nie zrobił tyle, co Cristiano Ronaldo, ale i tak zapisał się w historii klubu. Jego łączne statystyki, obecna forma, przydatność dla drużyny a nawet fakt, że jest czwartym najlepszym strzelcem Ligi Mistrzów w historii, powinny zmienić myślenie o nim wielu osób. Z drugiej strony ciekawe co by było, gdyby trafił do Barcelony i biegał po murawie z Messim, Xavim, Iniestą… Jak myślicie, czy byłby przez to lepszym, a może gorszym piłkarzem?