Kataloński dwugłos. Czyli różne spojrzenia na te same problemy

Nie da się ukryć, że Barcelona od jakiegoś czasu boryka się z wieloma problemami, a do prasy wyciekają coraz bardziej niepokojące informacje nie zawsze dotykające problemów czysto sportowych. My postanowiliśmy zebrać kilka najważniejszych bolączek „Barcy” i pokazać, że każdy kij ma dwa końce.

LUIS ENRIQUE

(Tobiasz Nowak) Kiedy Luis Enrique podpisywał kontrakt z „Blaugraną”, próżno szukać było ludzi, którym pomysł ten nie przypadłby do gustu. Co więcej, wielu widziało w nim następcę myśli monachijskiego szkoleniowca, puszczając jakby w niepamięć żenującą wręcz przygodę szkoleniowca Barcelony z AS Romą, kiedy piłkarze niemal sami doprowadzili do jego upadku w rzymskim klubie.

Dzisiaj można już śmiało stwierdzić, że zatrudnienie Luisa na stanowisku szkoleniowca bordowo-granatowych okazało się kolejną pomyłką zarządu. Człowiek ten w kilka miesięcy nie tylko nie odbudował stylu z jakiego pamiętamy katalońską ekipę, ale zdążył się już pokłócić z Leo Messim i stracić wszelkie poparcie w szatni, a to zawsze jest gwoździem do trumny. Dni byłego menedżera Celty Vigo na Camp Nou są już policzone, kwestią sporną wydaje się być tylko moment, w którym jasnym stanie się, że drogi obu stron muszą się rozejść.

(Michał Hardek) Mówisz, że nie odbudował stylu gry drużyny. On miał inne zadanie – stworzyć nieco nową tożsamość, ewoluować tiki-takę tak, aby nie była tylko kopią produktu Guardioli. Na Camp Nou Enrique pracuje dopiero od wakacji, a w dodatku dostał kilku nowych piłkarzy. Dałbym mu jeszcze trochę czasu, bo pamiętajmy przecież, że w Celcie Vigo też były różne niepochlebne komentarze pod jego adresem, a na wiosnę zespół odpalił z kopyta i otarł się o puchary. Pokazał, że ma wiele nowych pomysłów taktycznych i nie boi się stawiać na młodych piłkarzy, często kosztem tych bardziej doświadczonych. Oni też potrzebują trochę czasu, żeby oswoić się z wielką piłką. Ruch włodarzy „Blaugrany” był bardzo przemyślany, ale nie od razu Kraków zbudowano i z pewnością nie łatwo jest od razu podnieść taki klub z powrotem na absolutny top.

Jeśli chodzi o efekty pracy nowego sztabu szkoleniowego to brakuje mi na razie jednej rzeczy. Pomysłu na poszczególnych graczy w środku pola. Przede wszystkim rzuca się tu w oczy przykład Rakiticia, bo to facet, który powinien być wiodącą postacią w nowej układance, a tymczasem zupełnie się pogubił. Nie widać też, żeby Enrique potrafił wydobyć co to najlepsze z Iniesty, Busquetsa, czy Pique. Bartra i Montoya również nie zrobili kroku na przód i dalej są tylko rezerwowymi, a zaraz będzie trzeba na nich postawić „mocniej” przez zakaz transferowy.

Chciałbym się jeszcze odnieść do kłótni trenera z Messim. Argentyńczyk stanowczo zaprzeczył tym rewelacjom i dał do zrozumienia, że ma dobre stosunki ze swoim szefem. Gdyby rzeczywiście Enrique miał aż tak złe stosunki z szatnią to pewnie odszedłby sam lub piłkarze „zwolniliby” go już znacznie wcześniej.

TAKTYKA

(Tobiasz Nowak) Mecz z Atletico pięknie przykrył to co naprawdę w Barcelonie kuleje od momentu odejścia Pepa. Brak zdecydowanego pressingu, wymienność pozycji na poziomie polskiej okręgówki czy Messi, który większość meczu człapał i obserwował. W spotkaniu z „Rojiblancos” wszystkie te mankamenty zeszły na boczny tor, bo drużyna naprawdę się zmotywowała, jednakże jedna rzecz pozostała niezmienna – w ważnych meczach, „Blaugrana” jest uzależniona od postawy Messiego jak narkoman od heroiny. Nie ma drugiej takiej drużyny na świecie z absolutnego topu, która byłaby tak zależna od jednego piłkarza, nawet Real Madryt bez Cristiano Ronaldo nie traci tyle na wartości, co ekipa z Camp Nou, kiedy w jej składzie brakuje błyskotliwego Argentyńczyka. Wszystkie bramki są tak naprawdę efektem działań Lionela – z jednej strony nie jest to oczywiście nic dziwnego, kiedy masz w swoim składzie czterokrotnego zdobywcę Złotej Piłki, to po prostu musisz korzystać z niego w każdy możliwy sposób, niemniej ciężko wyobrazić sobie postawę drużyny w najważniejszych meczach sezonu bez Messiego, który stanowi motor napędowy w zasadzie wszystkich akcji. Najlepiej widać to w momencie, kiedy Rakitic z Xavim wymieniają setne podanie do siebie w tylko im wiadomym celu, do piłki dochodzi Atomowa Pchła, posyła prostopadłe podanie, bądź zagrywa do skrzydła i za chwilę wykreowana jest akcja bramkowa. Schemat ten powtarza się niemal w każdym spotkaniu. Nie umniejszając wkładu takich piłkarzy jak Neymar, który rozgrywa świetny sezon, to nie sądzę, by potrafił on stanowić o obliczu drużyny w taki sam sposób jak Leo.

(Michał Hardek) Pamiętajmy, że gdy Messi w zeszłym sezonie miał kontuzję to Barcelona praktycznie w ogóle nie przegrywała. Ba, radziła sobie często o niebo lepiej bez Leo! Rzeczywiście gwiazdor „Barcy” trochę człapie po boisku, ale liczby go bronią, a w dodatku świetnie rozumie się on z Neymarem i Suarezem.  Widzę dużo pozytywów w stosunku do poprzedniego sezonu. Weźmy na tapetę choćby grę obronną. Owszem czasami Mascherano czy Pique popełniają indywidualne błędy, ale ogólnie obraz gry w tym elemencie poprawił się diametralnie. Dużo lepiej wyglądają boki obrony, a Bravo udowadnia, że jest transferowym majstersztykiem. Barcelona ma przecież najmniej straconych bramek w lidze w tym sezonie, a to już wiele mówi o postępach podopiecznych Enrique. W dodatku rozgrywki jeszcze się nie skończyły, a wicemistrz Hiszpanii dalej walczy o prymat w Lidze Mistrzów, Primera Division i Copa del Rey, a więc stawianie sądów i zawiązywanie komuś pętli na szyi jest przedwczesne.

LUIS SUAREZ

(Tobiasz Nowak) Kolejnym problemem na Camp Nou jest facet, za którego zapłacono 80 kawałków, a póki co nie jest on warty nawet połowy tej kwoty. Wiadomo – Suarez nie grał cztery miesiące, odzwyczaił się od rytmu meczowego, natomiast chyba nikt nie przypuszczał, że od listopada strzeli dla Barcelony zaledwie trzy bramki. Oczywiście, asystuje, pracuje dla drużyny, jest waleczny i o każda piłkę gotów jest pogryźć się z rywalem, niemniej nie do końca z tego winno się rozliczać napastnika, tym bardziej że Suarez gra już obecnie na szpicy, początkowe ustawianie go na skrzydle okazało się marnowaniem umiejętności Urugwajczyka, którego przecież jednym z największych atutów jest gra tyłem do bramki, szybkie minięcie rywala mając go na plecach, to coś z czego słynął jeszcze w barwach klubu z Anfield. Słaba dyspozycja tego piłkarza wydaje się być zupełnie niezrozumiała – przez te kilka miesięcy mógł faktycznie nieco przerdzewieć, natomiast nie wierzę, by zapomniał jak kopie się prosto piłkę, niemniej zmarnowana sytuacja w meczu z Realem Sociedad nieco przeczy tej teorii. Myślę, że Suarez w końcu odpali na takim poziomie, jaki wszyscy chcieliby oglądać – przecież pierwszy sezon Neymara w Barcelonie również nie należał do przełomowych, sporną kwestią pozostaje jedynie to, czy nastąpi to jeszcze w tym roku.

(Michał Hardek) No właśnie, kolejny raz ważnym elementem całego wątku jest czas. Tak jak w przypadku Enrique tak i tutaj, apeluję, aby dać Suarezowi trochę więcej dni na oswojenie się z nową sytuacją. Wspomniałeś o rytmie meczowym i na pewno masz rację, że dyskwalifikacja przeszkodziła Urugwajczykowi w przygotowaniach, ale ja dodałbym jeszcze czynnik psychologiczny. Suarezowi do presji związanej z grą w nowym, silniejszym klubie doszły jeszcze duże obciążenia związane z całym zamieszaniem wokół jego mundialowego występku. Zakaz nałożony przez FIFA był niewspółmiernie brutalny do wykroczenia, nawet dla takiego piłkarza – o tak silnych cechach wolicjonalnych.

Widać też, że trochę zniszczyli go hiszpańscy dziennikarze, którzy słyną ze znęcania się i szukania tanich sensacji wszędzie tam gdzie ich nie ma. Żurnaliści nieustannie wyliczają Luisowi mecze bez gola, wypominają asysty, a nie zauważyli najważniejszego: że Suarez idealnie pasuje do stylu gry Barcelony, a dodatkowo dał tej drużynie nowy impuls, jakiś pierwiastek waleczności, który Neymarowi, Munirowi, Pedro, czy nawet Messiemu. Zauważmy, że to często właśnie były as Liverpoolu mobilizuje zespół do ataku – daje taki pozytywny bodziec. Może to kwestia dyskusyjna, ale uważam, że przy nim Messi nie musi mieć też zadań defensywnych, bo Suarez świetnie gra w odbiorze – to umiejętność wywieziona z Anglii i wspólnie z Neymarem trochę odciążają Argentyńczyka.

ZMIENNICY, POMYSŁ NA GRĘ I TRANSFERY

(Tobiasz Nowak) To co jest jednak najbardziej dojmujące w postawie ekipy z Camp Nou, to momentami totalny brak pomysłu na grę. Dzisiaj przepis na wygranie z ekipą Luisa Enrique wydaje się całkiem nietrudny – dziesięciu piłkarzy za linią piłki, totalny autobus w bramce, szybka kontra, bramka i bronienie wyniku aż do ostatniej minuty. A Barcelona tylko podaje po obwodzie, w kółko i w kółko, jakby zupełnie bez jakiejkolwiek idei na rozbicie tego bloku defensywy rywala. Brak świeżości w środku pola, wypalony Xavi, Iniesta bez formy czy Rakitic, który dobre mecze przeplata słabszymi to nie jest trio, które będzie mogło walczyć o najwyższe cele w tym sezonie. Wydaje się, że świetlaną przyszłość ma przed sobą Rafinha, który stylem gry mocno przypomina Iniestę, zwłaszcza kiedy zaczyna dryblować, ale nie otrzymuje on za wielu szans od pierwszych minut. Fatalny w tym sezonie jest Busquets, który notuje tyle brzemiennych w skutkach strat, że ciężko byłoby je zliczyć. Brak zmienników dla ofensywnego tria złożonego z Messiego, Suareza i Neymara to również kolejny problem, który ciężko zignorować, bo Pedro czy Munir to w żadnym wypadku nie jest klasa choćby zbliżona, do któregokolwiek ze wspomnianej trójki. O ile młody skrzydłowy ma jeszcze sporo przed sobą, a najlepsze występy dopiero będą jego udziałem, o tyle Hiszpan jest już często bezproduktywny w swoich poczynaniach na boisku, a młodszy też się niestety nie staje. Transfery jakie poczyniła „Blaugrana” w okienku transferowym raczej budzą śmiech niż okrzyk podziwu – grube przepłacanie czy kupowanie kontuzjowanych zawodników, którzy jak Vermaalen nie powąchali jeszcze na dobre murawy to jawna kpina. Ktokolwiek w zarządzie wyobrażał sobie, że Ivan Rakitić będzie lekiem na bóle głowy Barcelony w środku pola, zdecydowanie powinien przenieść swoje zainteresowania na sekcje koszykówki.

(Michał Hardek) Owszem Barcelona często nie ma pomysłu na grę, zwłaszcza z gorszymi przeciwnikami widać, że zupełnie nie wie jak przedrzeć się przez zasieki rywali, ale i tak coś drgnęło w porównaniu z zeszłym sezonem. To za Taty Martino piłkarze często truchtali i sprawiali wrażenie, że potyczki z Levante i Granadą nie za bardzo ich interesują. Nie zgadzam się, że Barcelona pilnuje wyniku po zdobyciu satysfakcjonującego rezultatu. Nawet po strzeleniu gola przez piłkarzy z Katalonii widać, że inne drużyny boją się podjąć ryzyko i zaatakować, a więc to „Blaugrana” musi prowadzić grę i wykazać się tym czymś. Gdyby podopieczni Enrique rzeczywiście byli tacy bojaźliwi i bawili się w kunktatorstwo to prawdopodobnie nie wygraliby z Espanyolem 5:1, z Cordobą 5:0, z Elche 5:0 i 4:0. Nie roznieśliby też wcześniej silnej Sevilii 5:1 i nie zabawiliby się z Levante czy Granadą. A przecież przy 2:0 mogli rozpocząć swoją usypiającą wymianę podań i nabijać posiadanie piłki – rywale i tak byli na łopatkach…

Natomiast świetnie, że podałeś przykład Busquetsa. Nie rozumiem dlaczego ten piłkarz ma tak mocną pozycję w tym sezonie i nawet jak trenerzy rotują składem on zostaje na placu boju… Tu pojawia się temat zmienników, który jest niezwykle istotnym problemem w całej piramidzie, ale nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej na ten temat. Zastanawia mnie jednak dlaczego taki Pedro potrafi błysnąć jako dżoker w kilku meczach pod rząd, a potem gaśnie. Gdyby tylko utrzymał formę z początku sezonu to jestem pewien, że to może nie klasa Messiego, ale bardzo wartościowy zmiennik.

Na temat Rakiticia powiedziałem już swoje zdanie. Bardzo cenię tego zawodnika i nie uważam, żeby sprowadzeniem go do Barcy było błędem. Tylko trzeba znaleźć na niego pomysł, a to chyba nie takie łatwe jak się wydawało.

ŚWIATEŁKO W TUNELU – WYBORY

(Tobiasz Nowak) Płyną też dobre wieści z hiszpańskiego giganta – zwolnienie Zubiego, nawet jeśli było tylko zagrywką pod publiczkę i miało na celu wyłonienie kozła ofiarnego, to zdecydowanie jedna z najlepszych wiadomości dla kibiców „Blaugrany” w ostatnich tygodniach. Następnie ogłoszenie przedwczesnych wyborów przez Bartomeu, potraktowane w zasadzie niemal jak dymisja tego człowieka, to dla wielu „cules” najlepszy dzień w roku, trudno się zresztą dziwić, mając na uwadze wiele decyzji obecnego zarządu. Powrót Laporty do Barcelony wydaje się dzisiaj całkiem realny, szczytem marzeń dla fanów byłby powrót ów jegomościa z Carlosem Puyolem i Ericiem Abidalem na plecach, ale czy będzie miało to miejsce, ciężko ocenić na ten moment.

W Barcelonie trwa kryzys. Mecz z Atletico czy dwukrotne zlanie Elche, nie będą w stanie przykryć tego co jest faktycznym problemem na Camp Nou. Można mieć tylko nadzieję, że do końca sezonu Messi nie będzie kontuzjowany, że kolejne wyboru padną łupem Laporty i kolejne lata przywrócą blask dawnej katalońskiej maszynie.

(Michał Hardek) Wreszcie możemy się ze sobą zgodzić. Powrót Laporty jest nieunikniony , ale problemy Barcelony to znacznie szerszy problem niż wybory nowego prezydenta, czy zagadnienia którymi się tutaj zajęliśmy. Na pewno składają się one w znacznie groźniejszą całość, ale trudno przypuszczać by bramki Suareza czy powrót Laporty nagle odmieniły obraz gry drużyny. Z pewnością całość utrudnia zakaz transferowy, bo ten zespól nadal potrzebuje wymiany krwi, ale tu właśnie pojawia się ogromna odpowiedzialność, która spoczywa na barkach Luisa Enrique. To on musi wyszukać kilka perełek z La Masii i pracować nad stylem gry drużyny. Zarząd i kibice, a także Messi muszą dać mu tylko odpowiednie wsparcie, którego teraz mu brakuje. Jeżeli tylko będą spełnione powyższe warunki to jestem pewien, że Barcelona nadal będzie na szczycie.

 

/Tobiasz Nowak i Michał Hardek/

Komentarze

komentarzy