Derby widziane z kosmosu, kibole, pucharowe boje i miliarder z Malezji – kilka ciekawostek na temat FK Sarajewo

Już dziś Lech Poznań rozpocznie swoją walkę o Ligę Mistrzów. Na początek wylosował rywala ciężkiego, ale jednak biedniejszego, z wieloma problemami i nie mającym w swoich szeregach piłkarzy magicznych – mogących przechylić szalę na swoją korzyść. Również sama Bośnia sprawia wrażenie, że nie do końca jest przygotowana na przyjęcie Ligi Mistrzów, a wojny z lat 90-tych wciąż odciskają swoje piętno także w sporcie. Nie można jednak lekceważyć mistrza z Sarajewa, bo to klub mający ciekawą historię i mający powoli coraz większe aspiracje.

1. Kibole
Tak, tak – to klasyczni bałkańscy rozrabiacy, perła w koronie, jasno świecąca raca na mapie europejskich chuliganów. Zresztą już sama nazwa ultrasów budzi lęk u przeciętnego zjadacza chleba – Horde Zla przypomina raczej wojska orków z powieści Tolkiena niż kibiców piłki nożnej. Pokazy pirotechniczne, efektowne oprawy czy bójki z kibolami innych drużyn to znak rozpoznawczy tej ekipy. Na Bałkanach niektórzy mówią nawet, że FK Sarajewo tylko nieznacznie ustępuje Hajdukowi, czy klubom z Zagrzebia i Belgradu, co karze patrzeć na nich z jeszcze większym szacunkiem. W dodatku to grupa, która zdecydowanie nie przebiera w środkach, a nocne bójki z kibicami Lecha to tylko rozgrzewka i mały pokaz tego co mogą zrobić na meczu lub bezpośrednio po nim. Celowo zostało tutaj użyte słowo rozgrzewka, bo ustawka to nic nadzwyczajnego, gdy zestawimy obok tego choćby zabójstwo kibica Partizana w Belgradzie, czy notoryczne opóźnianie meczów w lidze.


Derby z Zeljeznicarem (ponoć widać je było z kosmosu)

Teraz będzie jeszcze agresywniej i bardziej patriotycznie z powodu 20. rocznicy zbrodni w Srebrenicy. Jedna iskra może spowodować wybuch… Oby tylko kibice Lecha nie postanowili drażnić się z kibolami FK podobnymi transparentami co przed dwoma laty z Żalgirisem, bo teraz to zwyczajnie nie przejdzie.


A polscy policjanci narzekają…

2. Stadion z duszą
Stadio Hasim Ferhatović Hase jest wyjątkowy nie tylko dlatego, że gra na nim FK Sarajewo. To także arena zmagań olimpijczyków w 1984, miejsce gdzie wystąpiło U2, a także obiekt, który częściowo pełnił rolę cmentarza podczas wojny na Bałkanach.

Stadion jest w stanie pomieścić około 38 tysięcy kibiców, a organizatorzy szykują się na komplet widzów. Czy obiekt zapełni się w całości? Nie wiadomo, bo zarząd podwyższył lekko ceny biletów co zdenerwowało lekko fanów bośniackiej ekipy. Jednak najtańsze wejściówki dla osób bez karty członkowskiej wcale nie są takie drogie – około 20 zł.

Stadion_Asim_Ferhatović_Hase

3. Tolerancyjni
Co ciekawe, FK Sarajewo wychodzi naprzeciw wszystkim muzułmanom. W miesiącu Ramadan każdy wyznawca Allaha będzie mógł zabrać ze sobą własny posiłek, zapakowany w plastikową torebkę. Zresztą w ogóle pod względem zadbania o kibica, FK bije wiele polskich klubów na głowę. Weźmy na przykład fakt, iż w samym Sarajewie można kupić bilet w kilku punktach miasta, a dodatkowo istnieje też możliwość szybkiego zakupu przez internet. Nawet nie wspominamy już o samym systemie kart członkowskich, czy akcjach marketingowych, bo jeszcze któryś prezes z Polski wpadłby w depresję…

4. Grali z Manchesterem
FK Sarajewo, gdy już grał w europejskich pucharach wcale nie był w nim chłopcem do bicia. Wprost przeciwnie, zapisał on bardzo ładną kartę grając choćby z Manchesterem United. W pierwszym meczu udało się nawet zremisować 0:0, a w drugim minimalnie ulec 1:2. Również w zeszłym roku udało się pokazać z niezłej strony i przejść dwie rundy eliminacyjne do Ligi Europy. Najpierw polegli Norwegowie z Haugesund, a potem Atromitos. Niewiele brakowało, żeby FK Sarajewo ograło też u siebie Borussię Monchengladbach, ale w ostatecznym rozrachunku przegrało domowy mecz 2:3, a w Niemczech zostało znokautowane przegrywając 0:7.

5. Vincent Tan
Na pewno kojarzycie tego pana z Cardiff City. Tam jednak nie cieszy się wielką sympatią, pomimo że zainwestował przecież ogromne pieniądze i wprowadził Walijczyków do Premier League. Co innego w Bośni: tu jest nazywany pieszczotliwie Wujaszkiem, kibice chcą zrobić sobie z nim zdjęcie, a ultrasi skandują jego imię. To pewien paradoks, bo Tan traktuje futbol wyłącznie jako kolejny sposób na biznes, kolejny krok, aby pomnożyć swój majątek i wdrapać się na szczyt najbogatszych ludzi Malezji. Przy okazji ekscentryczny biznesmen nie ukrywa, że nie zna się piłce. 

Bośniacy kochają go nie tylko za to, że dał ponad 2 miliony dolarów na rozwój FK i za to, że organizuje wspólne obozy z Cardiff. Nawet wybudowanie szkółek piłkarskich z prawdziwego zdarzenia nie zrobiło na kibicach takiego wrażenia. Tan podbił serca wszystkich mieszkańców głównie tym, że w zeszłym roku przelał ofiarom powodzi ponad 300 tysięcy dolarów, a także zakupił sprzęt szpitalny za podobną kwotę!