La Reyerta nie tylko w Polsce. Echa śmierci fana Deportivo

Od niedzieli tematem numer jeden w hiszpańskich mediach wcale nie jest efektowna wygrana Sevilii, szczęśliwa bramka Barcelony, czy plotki transferowe. Dziś wszystkie gazety piszą tylko i wyłącznie o ustawce kiboli Deportivo i Atletico. Jednocześnie gdzieś przebija się temat rzuceniem butelką w Messiego, ale to przy śmierci 43 letniego fana Deportivo jest mało istotne – przynajmniej dla dziennikarzy.

Spójrzmy na sam bilans – suche fakty, niedzielnego meczu pomiędzy Atletico, a Deportivo. Otóż rannych zostało 11 osób, z czego 3 zostały przewiezione do szpitala z poważnymi urazami głowy. Zginęła 1 osoba. Zatrzymanych zostało prawie 40 osób. To jednak dane oficjalne, bo według wielu źródeł w potyczce ucierpiało więcej kibiców, którzy w obawie przed konsekwencjami nie chcieli zgłosić się po pomoc do służb medycznych.

Tak wielka bójka (reyerta) nie wybuchła w Hiszpanii od 16 lat. Owszem, od czasu do czasu słychać o agresywnych zachowaniu fanów, ale raczej dotyczy to niższych poziomów rozgrywkowych. Kibice La Liga raczej postrzegani są jako zwykła widownia, „pikniki”, która nie zawsze chce zdzierać gardło dla swoich pupili – tak jest przynajmniej w naszych oczach. Znacznie częściej niż o ustawkach informowaliśmy na łamach „Zzapołowy” o rasizmie, który jest popularnym zjawiskiem nawet wśród zawodników i to z nim zamierza głównie walczyć federacja.

W Polsce ostatni raz z podobną aferą mieliśmy do czynienia chyba podczas ubiegłorocznego meczu Legia – Jagiellonia, choć trudno porównywać oba wydarzenia, bo to w Hiszpanii rozpoczęło się jeszcze długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego, a to z rodzimych boisk było spowodowane bezpośrednimi wydarzeniami na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej. Wtedy mówiliśmy często: „patrzmy na zachód, tam sobie poradzili z chuligaństwem”, albo: „bierzmy z nich przykład, bo będziemy mieli u nas coraz większe patologie”. Rzeczywiście zachód złagodniał w tym elemencie, albo chociaż ktoś poszedł po rozum do głowy i skonstruował prawo tak, że dziś zwyczajnie nie opłaca się wzniecać burd na stadionach. W Anglii kara za wbiegnięcie na boisko jest tak duża, że potencjalny kibol woli odpuścić i zachować kilka funtów w portfelu. Oprócz tego służby informacyjne i ochrona zostały tak przeszkolone, że dziś radzą sobie nawet w bardzo zapalnych sytuacjach. My co prawda chcieliśmy się uczyć od Brtyjczyków i nawet niektóre firmy od nas jeździły przed Euro na „Emirates Stadium”, aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego systemu, ale w dalszym ciągu ustawa o imprezach masowych ma u nas zbyt wiele wad. Zresztą kto nie wierzy niech popatrzy choćby na ochronę na stadionach…


Anglia
Polska
Kara za wbiegnięcie na boisko 15-120 tys. zł przeważnie żadna
Kara za bójkę i niszczenie obiektu od 22 tys. zł plus dożywotni zakaz stadionowy zakaz stadionowy (ale tylko na ligę)
Kara dla klubu za niezapewnienie bezpieczeństwa od 500 tys. zł w górę do 100 tys. zł
Interwencja policji na stadionie koszty ponosi klub koszty ponoszą podatnicy

źródło: se.pl

Dziś wiadomo, że zachód wcale nie jest taki kolorowy jak niektórzy go opisywali. Przykład z Madrytu pokazuje, że i tam znajdzie się grupa bezmózgów, która gotowa jest posunąć się bardzo daleko.

Cała akcja rozpoczęła się już na długo przed feralnym zdarzeniem. Kibole Atletico i Deportivo umawiali się za pośrednictwem komunikatora WhatsApp dzięki czemu nie zwrócili na siebie uwagi policji. Dlaczego akurat te dwie ekipy? Otóż Frezente Atletico to skrajna prawica, a ich oponenci należą do osób, które wierzą raczej w lewicowe ideały. Aby cała operacja się udała fani z La Corunii zamówili autokary w innych miastach, by nie budzić podejrzeń. Cała podróż była też zorganizowana w taki sposób, aby spokojnie dotrzeć do Madrytu, a kibice zaprzyjaźnionych „Bukaneros”, czyli skrajnie lewicowej bojówki Rayo Vallecano, dosiadali się stopniowo w drodze do Madrytu. Haczyk połknęła też sama policja, bo nie uznała tego spotkania za mecz podwyższonego ryzyka i wysłała około 150 policjantów na ten mecz. Mniej było też samej ochrony i ludzi z służb informacyjnych. Dziś jak podkreśla to sam rzecznik policji był to błąd, bo gdyby wysłano więcej mundurowych cała sprzeczka skończyłaby się o wiele szybciej i nie musieli by pomagać w takim stopniu strażacy (tak, to absurd, ale to oni pomagali policjantom).

Już przed 9:00 było jednak wiadomo, że zanosi się na niesamowitą bitwę. W górę poszły race i tuż obok Estadio Vincente Calderon rozpętało się piekło. Do chuliganów Atletico dołączyli też „Boys” Sportingu Gijon. Wokół latało już dosłownie wszystko: od metalowych prętów, aż po krzesła i szkła, które leżało dosłownie wszędzie. Na ulicy pełno krwi, a gdzieś w tle nieporadne oddziały policji, często konnej, które były chyba w takim szoku, że nie do końca wiedziały jak się z niego otrząsnąć.

To i tak cud, że zginęła tylko jedna osoba – za to w kibolskim światku nie byle jaka. Francisco Javier Romero Taboada, był po prostu „Jimmym” – tak zwracali się do niego wszyscy kumple z bojówki Deportivo, a jego artystyczny pseudonim znano w całym regionie. W niedzielę, rzecz jasna, też tam był i to w samym centrum wydarzeń. Do meczu swojej ukochanej drużyny jednak nie dotrwał, bo już w kilka minut po rozpoczęciu wojny wiozła go karetka. Najpierw został kilkukrotnie trafiony prętem, a gdy próbował uciekać wpadł, albo ktoś mu pomógł skoczyć do Manazares – czyli rzeki, która płynie tuż wokół stadionu „Rojiblancos”. Był na tyle przytomny, że wzywał pomoc, ale niestety nikt nie był mu jej w stanie udzielić, bo dojście do brzegu zatorowali rozwścieczeni chuligani Atletico i Sportingu. Co więcej, dziś jeden świadek zeznał, że była to zabawa dla niektórych osób, które kazały pływać Francisco w lodowatej rzecze. To trudne do uwierzenia, ale Taboada spędził w niej aż pół godziny i choć w końcu zabrano go karetką do szpitala stwierdzono hipotermię i na pomoc było już za późno.

Co ciekawe, „Jimmy” nie był jakimś nieopierzonym młokosem, który chce się wyszaleć i szuka wszędzie adrenaliny. Taboada miał 43 lata, żonę i dwójkę dzieci, a także normalną pracę. Był jednak znany w kronikach policyjnych i kilka razy miał problemy z prawem głównie za sprawą swoich chuligańskich wybryków.

Długo zastanawiano się czy mecz powinien się rozpocząć, ale ostatecznie LFP i RFEF podjęły decyzję, że lepiej będzie, żeby spotkanie odbyło się planowo o 12:00, aby zapobiec zamieszkom na ulicy. Na stadionie też było gorąco: przyjezdni krzyczeli: „zabójcy, zabójcy”, a gospodarze wdawali się w przepychanki z ochroną – pewnie po to, żeby spuścić łomot kibicom Deportivo.

Od całej sprawy odcięło się LFP, które jedynie zakomunikowało, że potępia takie zachowanie, ale wyjaśnienie całej sprawy leży w rękach RFEF i policji. Enrique Cerezo – prezes Atletico też skrytykował krewkich sympatyków, ale dodał, że to jedynie margines i ułamek procenta wśród wszystkich kibiców. Całą sprawą zajęło się już Ministerstwo Sportu, a politycy jasno mówią: „basta ultrasom i agresji”. Chcą nie tylko poprawić bezpieczeństwo, ale całkowicie zlikwidować ultrasów…


Na końcu przychodzi tylko refleksja: czy rzeczywiście futbol musi aż tak dzielić? Czy człowiek musi tworzyć takie jedenastki (Jimmy to 11 ofiara porachunków kibolskich w Hiszpanii) zamiast przyglądać się jedenastkom z zielonej murawy i emocjonować się sportem?

cool down of the night
miranda lambert weight loss Fashion Dress Up Games for Girls

precise gate level power verification
rob kardashian weight lossNew Kanye West song Perfect Bitch is a tribute to Kim Kardashian

Komentarze

komentarzy