Leszek Bartnicki: Jesteśmy solidnym pierwszoligowcem z ambicjami

Czy rozgrywki Fortuna 1. Ligi będą w nowym sezonie równie ekscytujące co spotkania PKO BP Ekstraklasy? Dlaczego GKS zdecydował się na zatrudnienie Dominika Nowaka? Czy Artur Derbin mógł pożegnać się z posadą już zimą? Jak dotkliwe straty poniósł klub w wyniku zamieszek na stadionie Widzewa? O tym wszystkim opowiedział nam Leszek Bartnicki, prezes GKS-u Tychy, z którym porozmawialiśmy w ramach cyklu „Łączy nas Ekstraklasa”.

***

Zacząłbym oczywiście od najświeższej i najważniejszej informacji. Dominik Nowak nowym trenerem GKS-u Tychy. Dlaczego wybór padł właśnie na byłego szkoleniowca Korony Kielce?

Nie tylko Korony Kielce. Byłoby dużym uproszczeniem spłycać przeszłość trenera Nowaka tylko do Korony. Nie jest żadną tajemnicą, że od kilku tygodni prowadziliśmy rozmowy z trzema kandydatami. Dlaczego wybór padł akurat na Dominika Nowaka? Przede wszystkim jest to już doświadczony szkoleniowiec, jeśli chodzi o pierwszą ligę i trener, który w każdym miejscu pracy notował dobre wyniki. W przypadku Górnika Polkowice – przeprowadzenie klubu od czwartej do pierwszej ligi. Z Flotą Świnoujście – walka o awans do Ekstraklasy i ćwierćfinał Pucharu Polski. Z Lublina trener Nowak odchodził, gdy Motor był na czele tabeli. W Wigrach Suwałki również dobre wyniki w lidze i Pucharze Polski, gdzie do samego końca Wigry walczyły o awans do finału. Trzy lata spędzone w Miedzi Legnica i pierwszy w historii klubu awans do Ekstraklasy, w której co prawda nie udało się utrzymać, ale walka trwała do samego końca, a do tego półfinał Pucharu Polski. Ostatni przystanek – Korona Kielce, z której trener Nowak odchodził, gdy zespół był na trzecim miejscu w tabeli, więc można powiedzieć, że również dołożył swoją cegiełkę do awansu. Zespół z Kielc objął później Leszek Ojrzyński, który skończył ligę na czwartym miejscu ze słabszą średnią punktową niż miał w rundzie jesiennej Dominik Nowak. Na podstawie tego można powiedzieć, że w każdym miejscu pracy trener dobrze wypełniał swoje zadanie.

Jest to także szkoleniowiec, którego pracę miałem okazję oglądać już od kilkunastu lat. Najpierw jako dziennikarz i komentator, a później już z perspektywy osoby zarządzającej klubem. Wiem, że trener Nowak jest bardzo pracowitą osobą, która dużą wagę przykłada do organizacji procesu treningowego, pracy nad taktyką i przede wszystkim organizacji gry, a uważam, że to jest właśnie ten element, którego brakowało nam w ubiegłym sezonie. Dominik Nowak miał również pomysł na to, jak na bazie zawodników, których posiadamy zbudować ten zespół na przyszły sezon. Wszystko to wpłynęło na fakt, że finalnie wybór padł właśnie na niego.

Z trenerem Nowakiem rozminął się pan w Motorze Lublin. Czy mimo wszystko zadziałała tutaj jakaś sieć kontaktów?

Nie, zwłaszcza, że trener Nowak pracował w Lublinie tylko kilka miesięcy. Dominika Nowaka dobrze poznałem w okresie, w którym prowadził Flotę, ponieważ bardzo często jeździłem wówczas do Świnoujścia komentować mecze. Wiadomo, że jest to kraniec Polski, więc gdy już się tam przyjechało, to zazwyczaj człowiek zostawał nieco dłużej. Wtedy miałem czas na to, by poznać jego pomysły i sposób budowania zespołu. Później jeszcze wielokrotnie spotykaliśmy się na szlaku piłkarskim, ale jego praca w Motorze nie odegrała tutaj większej roli.

Wielokrotnie wspominał pan też, że GKS ma ogólny kierunek, w którym chce podążać. Nadal zamierzacie dążyć do tego, by stawiać na młodzieżowców i piłkarzy z polskim paszportem?

Mamy w tym momencie w składzie dwóch obcokrajowców, zresztą obu bardzo dobrze mówiących po polsku, więc jest to język urzędowy w naszej szatni. Natomiast nie zamykamy się na to, by latem dołączyli do nas zawodnicy, którzy po polsku nie mówią.

Uważam za to, że czeka nas bardzo ciekawy sezon w pierwszej lidze. Każdy kto śledzi piłkę klubową ma świadomość tego jakie zespoły spadły z Ekstraklasy i jakie zespoły awansowały do Fortuna 1. Ligi. Żaden z tych trzech beniaminków nie znalazł się na drugim poziomie rozgrywek przypadkiem. Mamy Stal Rzeszów, której rozwój pod patronatem firmy Fibrain miałem okazję obserwować jeszcze kiedy rywalizowaliśmy ze sobą w trzeciej lidze. Wiem również, że celem prezesa Kalisza jest doprowadzenie Stali do Ekstraklasy i w Rzeszowie są na pewno ku temu środki finansowe. Jest Chojniczanka, w której miałem okazję pracować, czyli klub, który kilka lat temu z powodzeniem radził sobie w rozgrywkach pierwszej ligi. Jest Ruch Chorzów – jeden z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce. „Niebieskich” nie trzeba nikomu przedstawiać i na pewno cele też są tam ambitne.

Jeśli popatrzymy na spadkowiczów, to również nie mamy sytuacji, która miała miejsce kilka razy w ostatnich latach, że kluby, które spadały, rozpoczynały tak naprawdę swój marsz do trzeciej ligi, bo były tam ogromne problemy. Każdy z tych trzech klubów na pewno będzie chciał szybko powrócić do Ekstraklasy. Ta liga naprawdę będzie bardzo ciekawa i bardzo mocna, dlatego nawet pokuszę się o taką tezę, że chcąc się spokojnie w niej utrzymać, to tak naprawdę trzeba będzie tutaj walczyć o czołową szóstkę.

Trzon zespołu zostaje. W tej chwili mamy 23 zawodników z obowiązującymi kontraktami na przyszły sezon. Drużyna zostanie. Planujemy wzmocnić się czterema zawodnikami i na pewno chcielibyśmy zatrzeć złe wspomnienie z ostatniej rundy i widzieć GKS Tychy tam, gdzie był przez poprzednie półtora roku, czyli na czołowych pozycjach tabeli.

Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy żadnym krezusem tej ligi i mamy określone możliwości. W nasz pomysł na budowę zespołu na pewno wpisuje się to, by piłkarze z akademii dostawali swoje szanse. W poprzednim sezonie czterech chłopaków z roczników 2003 i 2004 zadebiutowało w pierwszej lidze. Co więcej, rezerwy, grające bardzo młodym składem, wygrały swoją grupę czwartej ligi. Naturalną kolejną rzeczy jest więc, by ci piłkarze wchodzili stopniowo do pierwszego zespołu.

Co stało się wiosną w Tychach? GKS zaczął rundę rewanżową naprawdę dobrze, by w jedenastu kolejnych spotkaniach wygrać tylko jeden raz.

Tak naprawdę sam chciałbym to wiedzieć. Myślę, że sytuacja jest złożona i wcale nie taka łatwa do wytłumaczenia. W ubiegłym sezonie zajęliśmy trzecie miejsce w lidze, na dodatek bardzo niewiele zabrakło nam do bezpośredniego awansu. Mieliśmy przecież wtedy 63 punkty, czyli więcej niż uzyskał w ostatnim sezonie Widzew. W barażu przegraliśmy po rzutach karnych, to wszystko głęboko siedziało nam w głowach. Również z tego powodu trudno nam było wejść w sezon. Dopiero w piątej kolejce odnieśliśmy pierwsze zwycięstwo i to wszystko powoli zaczynało się rozkręcać. Zakończyliśmy rundę na szóstym miejscu i trzeba powiedzieć, że na GKS Tychy spadła wówczas spora krytyka. Jeśli jednak spojrzymy na to dzisiaj, z szerszej perspektywy, to okazuje się, że ta jesień naprawdę była niezła.

Wiosna również zaczęła się dla nas udanie. Zdobyliśmy siedem punktów w trzech meczach, byliśmy na piątym miejscu w tabeli i wydawało się, że to wszystko idzie w dobrą stronę. Później przegraliśmy mecz w Głogowie, gdzie wcale nie graliśmy źle i nie było tak, że stworzyliśmy mniej sytuacji niż Chrobry. To był chyba taki pierwszy moment, który podkopał wiarę w naszym zespole. Potem był mecz na Widzewie, gdzie prowadziliśmy do przerwy, a finalnie przegraliśmy to spotkanie. Mam wrażenie, że wpadliśmy taki wir, który ciągnął nas w dół i na dobrą sprawę, pomimo licznych zmian, ze zmianą szkoleniowca na czele, nie udało nam się z tego wyjść do samego końca.

Uważam jednak, że patrząc na naszą grę, ten dorobek punktowy powinien był być większy. Szkoda takich meczów, jak ten w Opolu, gdzie Daniel Rumin trzy razy trafiał w obramowanie bramki, spotkania ze Skrą, gdzie oddajemy dwadzieścia kilka strzałów, a rywal dwa i przegrywamy mecz czy zupełnie niewytłumaczalnej sytuacji w Jastrzębiu, gdy prowadzimy 2:0 i przegrywamy 2:3. Myślę, że przy odrobinie szczęścia, którego wiosną nam zabrakło można było przynajmniej o to szóste miejsce powalczyć. Co więcej, nie potrafiliśmy grać na „zero z tyłu”, bo wiosną zagraliśmy tak tylko raz – w meczu z Podbeskidziem. Mecze może i wygrywa się ofensywą, ale takie ogólne cele – zdobywa się defensywą. U nas to kulało.

O możliwym rozstaniu z trenerem Arturem Derbinem mówiło się już zimą. Czy taki scenariusz faktycznie był wówczas rozważany?

Nie, zimą taki scenariusz nie był rozważany. Oczywiście, jeszcze w rundzie jesiennej, były trudne momenty, gdzie pojawiały się serie przegranych meczów czy meczów bez zwycięstwa. Widzieliśmy, że to wszystko wyglądało nieco słabiej niż sezon wcześniej. Być może wyczerpywała się jakaś chemia i nie wszystko było idealnie, ale myślę, że trener Derbin zapracował sobie na zaufanie swoim pierwszym sezonem pracy.

W Polsce często mówi się, że za szybko i za często zmieniamy trenerów, a z drugiej strony to właśnie z zewnątrz pojawiają się sygnały i naciski, że trzeba dokonać zmiany. My wierzyliśmy, że Artur Derbin, który nie raz wychodził już wcześniej z trudnych sytuacji, tym razem też sobie poradzi. Finalnie się to jednak niestety nie udało.

GKS jest trochę takim klubem marzenie dla przeciętnego polskiego kibica. Nowoczesny stadion, stawianie na młodzież i piłkarzy z polskimi paszportami, brak opóźnień w wypłacie wynagrodzeń. W 1. Lidze nie jest to często spotykany obrazek. Jak, biorąc pod uwagę również kwestię budżetu, ocenia pan obecny potencjał klubu? Bliżej wam do Ekstraklasy niż do jej zaplecza?

Uważam, że my jako polska piłka poszliśmy mocno do przodu. Tę ligę śledzę już od bardzo dawna i pamiętam, gdy pierwsza liga to były stadiony w Stróżach, w Brzesku czy w Świnoujściu i naprawdę wyglądało to wszystko o wiele gorzej. Dzisiaj, jeśli spojrzymy na pierwszą ligę, to jest tu wiele miejsc, które wyglądają czasami nawet lepiej niż te, gdzie gra Ekstraklasa. Sądzę ponadto, że w najbliższym sezonie będziemy mieli kolejki, kiedy w pierwszej lidze będzie równie wiele interesujących spotkań co właśnie w Ekstraklasie.

Stadion oczywiście mamy piękny, z pewnością na Ekstraklasę. Natomiast tych nowoczesnych stadionów na zapleczu też jest coraz więcej. Jest Łódź, Gdynia, Bielsko-Biała, Kraków, a za chwilę będzie Sosnowiec. Pod tym względem ta liga też idzie mocno do przodu, więc lada chwila ten piękny stadion to też nie będzie jakiś ewenement. W drugiej lidze, choćby w Lublinie, również znajdziemy nowoczesny obiekt.

Gdzie nam jest bliżej? Myślę, że jesteśmy takim solidnym pierwszoligowcem z ambicjami. Takim, dla którego infrastruktura na pewno nie jest przeszkodą, żeby znaleźć się wyżej. Pamiętajmy jednak, że nie licząc krótkiego epizodu Sokoła, to Ekstraklasa była w Tychach po raz ostatni w roku 1977, czyli pięć lat przed tym jak się urodziłem. Więc jest to oczywiście wielkie marzenie miasta, które jest miastem młodym, ale dynamicznie się rozwijającym, miastem ludzi ambitnych. Na pewno wszyscy chcielibyśmy móc tej Ekstraklasy zasmakować.

Budżetowo na pewno nie jesteśmy dziś klubem z TOP 6, co nie znaczy, że przy określonym zbiegu okoliczności i dobrych decyzji nie możemy się w tej Ekstraklasie znaleźć. Tak jak pan wspomniał, jesteśmy klubem stabilnym, z odpowiednią bazą, która będzie się jeszcze poprawiała. Nie obiecujemy piłkarzom nie wiadomo jakich kwot, ale te, które oferujemy są wypłacane na czas i mamy nadzieję, że ci, którzy tutaj trafiają to doceniają. Chociaż na dobrą sprawę nie chodzi o to, by wszyscy czuli się usatysfakcjonowani tym, co tutaj teraz mają, a raczej żeby chcieli dążyć do tego żeby było jeszcze lepiej. Najgorszym scenariuszem byłoby, gdybyśmy mieli na pokładzie zbyt wiele osób zadowolonych i usatysfakcjonowanych obecnym stanem.

Jak z perspektywy czasu patrzy pan na to co stało się w kwietniu na stadionie Widzewa i jak dotkliwe okazały się dla całego klubu straty poniesione w wyniku tego incydentu?

Co tu dużo mówić. Nikomu z tego powodu nie jest miło. W tych ostatnich miesiącach krajobraz na polskich stadionach wrócił trochę do tego, co widziałem w latach 90. Nikomu z nas to nie pomaga.

Oczywiście Widzew przedstawił swoją wycenę, my też się do tego odnieśliśmy. Z pewnymi kwestiami się zgadzamy, w przypadku innych uważamy, że były efektem zaniechań ze strony organizatora. Oczywiście mam nadzieję, że już więcej do takich sytuacji nie dojdzie i dla nas wszystkich jest to nauczka, że trzeba na pewne sprawy zwracać większą uwagę. Co do ostatecznych decyzji, to będzie je podejmował Piłkarski Sąd Polubowny.

Wiemy już, że latem klub opuści przynajmniej pięciu zawodników, z Łukaszem Grzeszczykiem na czele. Do tego dochodzi nowy trener. Jednak na podstawie tego, co powiedział pan dotychczas, chyba w Tychach nie zanosi się na żadne „nowe rozdanie”.

Nie jestem zwolennikiem tego, żeby wszystko wywracać do góry nogami. W tym sezonie wszyscy zachwycamy się Chrobrym Głogów, a Chrobry rok temu zdobył 44 punkty, czyli tyle ile teraz GKS i zakończył sezon na 11. miejscu. Nikt tam nie robił jakichś rewolucji i szalonych ruchów. Ten zespół powoli ewoluował i wszystkich zaskoczył. Nie popadajmy więc w skrajności. Co by było gdyby GKS wygrał dwa mecze więcej i skończył na 6. miejscu? Wszyscy mielibyśmy popadać w samozachwyt? Nie o to chodzi.

W klubie nastąpi kilka zmian i pewnie runda wiosenna niektóre z nich przyspieszyła, ale, tak jak wspomniałem, mamy 23 zawodników z ważnymi kontraktami, mamy trzon zespołu, piłkarzy, co do których uważam, że nie pokazali jeszcze swojego pełnego potencjału. Myślę, że sprowadzenie czterech dobrych zawodników na pozycje, które wspólnie z trenerem określiliśmy spowoduje, że ten zespół będzie jeszcze mocniejszy. Oprócz personaliów, równie ważna będzie też oczywiście organizacja gry.

Na pewno nie chodzi jednak o to, żebyśmy wywracali wszystko do góry nogami. Już 13 czerwca rozpoczynamy przygotowania do nowego sezonu. Sezonu, który rusza rekordowo wcześnie. Nie słyszałem jeszcze o tym, by ktoś odniósł wielki sukces wymieniając latem dwudziestu piłkarzy. Tak się w futbolu po prostu nie dzieje. Uważam, że nie mamy słabego personalnie zespołu, bo gdyby tak było, to ten zespół nie byłby na piątym miejscu po trzech kolejkach rundy wiosennej. Więc, tak jak mówię, w tym przypadku nie rewolucja, a ewolucja.

Rozmawiał: Mateusz Mazur

Komentarze

komentarzy