Real rykoszetem wyważa drzwi do finału. Duch Mourinho

Chociaż dzisiejszy Real to zupełnie inna drużyna od tej, która musiała w ostatnim czasie uznać wyższość lokalnego rywala z Vicente Calderon, z innym stylem gry, taktyką i jej wykonawcami, to dało się wyczuć nad Santiago Bernabeu duch osoby, której w Madrycie nie ma już od dobrych kilku miesięcy. Królewscy wygrali pierwszy półfinałowy mecz Copa del Rey nie tylko będąc drużyną lepszą piłkarsko i kontrolując przebieg spotkania, ale także mentalnie. Konkretnie – wyłączyli z gry najlepszego zawodnika gości w stylu, jakiego nie powstydziłby się urzędujący obecnie w Londynie Jose Mourinho.

 

Widać gołym okiem, że oprócz kilku trofeów coś po Portugalczyku w Madrycie zostało. Jeśli przegrywasz derbowe mecze dwa razy z rzędu, a bramki strzela ci ten sam zawodnik, który jest najlepszym strzelcem lidera Primera Division, to musisz go wyłączyć z gry i nie ma znaczenia, w jaki sposób to zrobisz. Jeden piłkarz ma gorszą lewą nogę, drugi słabej gra głową, trzeci gorzej radzi sobie tyłem do bramki, natomiast największym problemem Diego Costy, którego w klasyfikacji strzelców w lidze wyprzedza tylko Cristiano Ronaldo, jest psychika. Królewscy bezbłędnie znaleźli czuły punkt najlepszego piłkarza rywali i z uporem maniaka, minuta po minucie wybijali mu futbol z głowy prowokując, faulując, przepychając, irytując, wyprowadzając z równowagi słownymi zaczepkami. W efekcie ostatnie, o czym myślał Diego Costa, to strzelanie bramek Ikreowi  Casillasowi.

 

Jeśli Mourinho oglądał to spotkanie, mógł z dumą spojrzeć na swoich byłych podopiecznych i zacząć bić brawo. Można nawet powiedzieć, że w przeciągu dwóch dni swoim geniuszem przechylił szalę zwycięstwa na korzyśc obecnej i byłej drużyny w dwóch szalenie ważnych meczach. Nawet główny wykonawca planu robicia przeciwnika się zgadza – co prawda Pepe maczał palce w golu otwierającym mecz, ale bardziej zależało mu na uprzykrzaniu życia napastnikowi Atletico. Przypominało to Gran Derbii z Barceloną i kombinacje taktyczne z Pepe w środku pola. I wtedy, i dziś portugalski obrońca wywiązał się ze swoich zadań znakomicie.

 

Bez Diego Costy Atletico nie mogło odnaleźć swojego rytmu i zagrało w sposób, jaki nie przystoi klubowi zasiadającemu na fotelu lidera ligi hiszpańskiej, jednocześnie godząc dwóch gigantów: Real i Barcelonę. Jakby tego było mało, napastnik wyrażający – mimo brazylijskiego pochodzenia – chęć gry w kadrze Hiszpanii nie będzie mógł zagrać w rewanżu z powodu nadmiaru żółtych kartek. Jeśli do tego dodamy absencję kontuzjowanego Davida Villi, to drugi półfinałowy mecz na Vicente Calderon może być tylko formalnością.

 

Zupełnie inaczej bez swojego lidera poradzili sobie gospodarze. Cristiano Ronaldo chyba jeszcze nie wrócił z Zurychu, gdzie odebrał Złotą Piłkę – od momentu wręczenia Portugalczykowi nagrody najlepszego piłkarza globu skrzydłowy Realu nie zagrał jeszcze dobrego meczu, w ostatnim nawet wyleciał z boiska. To, że dzisiaj o obliczu gospodarzy decydowali inni nie powinno jednak fanów Los Blancos specjalnie martwić, wszak trzy najbliższe mecze ligowe Królewscy radzić sobie będą musieli bez największej gwiazdy.

 

Ciężar gry na swoje barki wzięli będący w niesamowitej formie Luca Modrić i Angel di Maria, któremu Ancelotti zmienił pozycję. Na każde pytanie o podjęcie takiej decyzji, włoski szkoleniowiec mógłby tylko puszczać drugą bramkę Realu w derbowym meczu. Fantastyczne podanie Argentyńczyka wykończył facet, który jeśli strzela, to nie są to bramki z Osasuną czy Elche. Jese Rodriguez znów popisał się skutecznością w momencie, kiedy drużyna Realu bardzo jej potrzebowała. Kupiony za wielkie pieniądze Gareth Bale nie może dyspozycji młodego Hiszpana puścić mimo uszu. Wynik ustalił di Maria i był to drugi raz, kiedy piłka przed dotarciem do bramki strzeżonej przez Courtoisa odbiła się od któregoś z zawodników gości i wpadła do bramki.

 

Nie bez przychylności losu, ale zupełnie zasłużenie – Real pokonuje odwiecznego rywala w pierwszym meczu półfinału Pucharu Króla i tym samym wraca do derbowego rytmu. Po 14 latach bez zwycięstwa kibice Atletico mogli przez ostatnie kilka miesięcy chodzić po stolicy Hiszpanii z podniesionym czołem, bowiem wygrali ostatnie dwa spotkania (jedno w finale Copa del Rey, drugie w lidze na Santaigo Bernabeu) z bardziej utytułowanym i bogatszym rywalem zza miedzy. Powoli jednak wszystko w kwestii derbów Madrytu wraca do normy. Piłkarze Carlo Ancelottiego nie pozostawili złudzeń liderowi Primera Division i jeśli w rewanżu obędzie się bez cudów, to będą mogli rezerwować miejsca na boisku w finale krajowego pucharu, odsyłając Rojiblancos przed telewizory. W stolicy Madrytu już słychać strzelające korki. Oby tylko żaden z kibiców nie dostał rykoszetem.

 

Real Madryt – Atletico Madryt 3:0
1:0 – Emiliano Insua (17. – sam.)
2:0 – Jese Rodriguez (57.)
3:0 – Angel di Maria (74.)

 

Piłkarz meczu: Angel di Maria
Cichy bohater: Luka Modrić
Najgorszy na boisku: Karim Benzema

 

/Bartek Stańdo/

 

Komentarze

komentarzy