„To była dla Realu kwestia dumy”, czyli jak Robinho nie trafił do Chelsea

Z opowieści transferowych można by ułożyć hitową książkę. Od Di Stefano podebranego Barcelonie przez Real, przez swego rodzaju rewanż i zakontraktowanie pijanego Kubali, który w pociągu myślał, że jedzie do Madrytu, po Nestę, na którego kontrakt chcieli złożyć się Vieri, Recoba i Ronaldo. Życie napisało wiele niesamowitych historii, w których wszystko mogło potoczyć się inaczej, gdyby nie pewne szczegóły. Tak było również z przenosinami Robinho na Wyspy.

W 2008 roku 24-letni wtedy Brazylijczyk miał przed sobą wielką karierę. Dobrze radził sobie w drużynie „Królewskich”, w reprezentacji debiutował jeszcze jako nastolatek. Przez negatywny szum medialny i jego niektóre wypowiedzi, postanowiono go oddać, zarabiając przy tym niezłe pieniądze. Zawodnik już kiedyś mówił, że lecąc do Anglii nie wiedział, do jakiego klubu odchodzi. „Pamiętam, że z moim transferem wiązano wielkie nadzieje. Nie widziałem jednak, do jakiego klubu mam przejść. Znany był mi tylko kierunek. O wszystkim dowiedziałem się w ostatniej chwili, jednak ucieszyłem się, gdy okazało się, że chodzi o Manchester City” – powiedział Robinho.

Teraz okazało się, że zawodnik wiedział o praktycznie dogadanej umowie z Chelsea, która była priorytetem. Wszystko posypało się jednak przez nadgorliwość Chelsea, która dotknęła władze Realu Madryt…

– Moim głównym celem było odejście do Chelsea. Wielki Phil (Scolari – red.) powiedział, że mogę zrobić różnicę w jego składzie, który – jak sam mówił – nie był wystarczająco kreatywny. Ale Real Madryt poróżnił się z Chelsea – nie spodobało im się, że koszulki z moim nazwiskiem były sprzedawane jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem transferu. Jestem przekonany, że ten błąd był jednym z głównych powodów, przez który transfer upadł. To była dla Realu kwestia dumy. Dodatkowo niechętnie patrzyli na oddanie mnie do drużyny, która grała w Lidze Mistrzów w tamtym sezonie – Chelsea grała, Manchester City nie – wyznał Robinho dla „FourFourTwo”.

Ostatecznie Premier League nie okazała się trafnym wyborem, a Brazylijczyk po półtora roku wyleciał niemal w podskokach. W pierwszym sezonie broniły go jedynie bramki, w drugim – nic. Jak sam stwierdził, ludzie przyjęli go świetnie i czuł się dobrze przez ten czas, ale „miasto było trochę zimniejsze niż Madryt”. Po latach wspomina, że czuje dumę wiedząc, że był pierwszym wielkim transferem (32 mln funtów) projektu, który teraz bije się w Anglii o najwyższe cele: „Widziałem, że klub będzie rósł i dążył w stronę sukcesu. Nie myślałem jednak, że stanie się to tak szybko. Zacząłem nieźle, ale niestety nie było tam wtedy zbyt wielu dobrych zawodników. City to jedyny klub, który opuściłem bez zdobycia mistrzostwa”.

Ciekawe, że być może przez taki mały błąd, wypuszczenie koszulek +/- dzień za wcześnie i przez dumę rządców Realu Madryt, kariera świetnie zapowiadającego się zawodnika zawróciła i sukcesywnie pikowała. Może u Scolariego Robinho byłby gwiazdą, ale tego się już nie dowiemy. Zamiast tego przeszedł przez Santos, Milan, Guangzhou, Atletico Mineiro, a teraz, w wieku 34 lat „dogrywa” karierę w tureckim Sivassporze. Z plusów zostaje chyba to, że w reprezentacji „Canarinhos” dobił do równo 100 występów – przynajmniej to wygląda w jego CV godnie i na miarę możliwości…

Zakład bez ryzyka w Fortunie. Możesz wejść i odebrać go właśnie w tym momencie

Komentarze

komentarzy