Wielkie Gran Derbi! Barca wygrywa mecz, w którym było wszystko

O takich meczach mówi się, że było w nich absolutnie wszystko – od gradu bramek, po zmarnowane sytuacje podbramkowe, mnóstwo składnych i efektownych akcji, niewyobrażalnie wysokie tempo, maksymalne zaangażowanie z obu stron, walka do upadłego, strzały w obramowania bramki, ciągłe wychodzenie na prowadzenie i odrabianie strat, wreszcie rzuty karne, czerwone kartki i kontrowersyjne decyzje sędziów. Jeśli dodamy do tego wielką otoczkę, jaka zawsze towarzyszy El Clasico mamy wielkiego faworyta do miana meczu sezonu. Takim z pewnością niedzielny klasyk na Santiago Bernabeu był, przynajmniej do 64. minuty.

Wtedy to ciśnienia – nie po raz pierwszy w Gran Derbi – nie wytrzymał Sergio Ramos, którego głupie zachowanie kosztowało gospodarzy przegraną w prestiżowym meczu przed własną publicznością i nerwówkę, jaka będzie towarzyszyć liderowi przed tą kolejką do końca rozgrywek. Dlaczego stoper Realu faulował wychodzącego na czystą pozycję Neymara, wie chyba tylko on sam. Było 3:2 dla „Królewskich” i nawet jeśli Brazylijczyk pokonałby Diego Lopeza, można było jeszcze przechylić szalę zwycięstwa. Pal licho to, że skrzydłowy Barcelony nawet wychodząc jeden na jednego z golkiperem Realu miał mniejsze szanse na umieszczenie pilki w siatce, niż genialny Argentyńczyk z 11. metrów. Grając w osłabieniu przeciwko tak zmobilizowanej sytuacją w tabeli Barcelonie szanse gospodarzy malały praktycznie do zera.

Jeśli jesteśmy przy decyzji sędziego o wyrzuceniu z boiska Ramosa… Kierując się logiką Zbyszka Bońka, który zawsze mówi, że rzut karny jest wtedy, gdy sędzia gwizdnie – nie rozkładajmy decyzji arbitra na czynniki pierwsze. Dysponujemy milionami powtórek z ośmiuset stron, sędzia ma ułamek sekundy. Dwa karne dla Barcelony – słuszne, faul na Ronaldo – był. Przed polem karnym? Tak, ale Undiano Mallenco nie miał prawa tego dostrzec. Centymetry, które miały pewnie wpływ na bieg boiskowych wydarzeń, ale na pewno nie taki, by je godzinami roztrząsać. Zostawmy to, skupmy się na futbolu. A ten był dzisiaj nieziemski.

Po tej czerwonej kartce Ramosa mecz trochę siadł, Barcelona totalnie zdominowała mecz i doprowadziła do szczęśliwego dla niej zakończenia. Zanim w głowie odesłanego do szatni obrońcy „Królewskich” zrobiło się na chwilę ciemno, byliśmy jednak świadkami genialnego spotkania. Ten mecz był odpowiedzią dla tych, którzy nie tak dawno – przy okazji wielkiego kwietniowego natłoku spotkań między Barceloną i Realem, kiedy to obie drużyny w ciągu trzech tygodni mierzyły się sobą czterokrotnie – twierdzili, że takie mecze po prostu znudzić się nie mają prawa. Może niektórym się nie przejadły, ale czy wszyscy ci są w stanie wymienić bez zająknięcia kolejne wyniki i strzelców bramek tamtych starć? Pewnie wielu miałoby problem, wprost przeciwnie do tego spotkania, które trwale zapisze się w historii nie tylko El Clasico, ale nowoczesnego futbolu.

Nie chodzi bowiem o ilość, a o jakość wielkich pojedynków między odwiecznymi rywalami z Katalonii i stolicy Hiszpanii. Ten mecz miał tak wielką otoczkę i powodował u zawodników tak wielkie napięcie, ponieważ dawno Gran Derbi nie było rozgrywane. Stawka automatycznie podniosła się kilka pięter wyżej, szczególnie biorąc pod uwagę sytuację w tabeli. W przypadku zwycięstwa „Królewskich”, gospodarze mogli wyłączyć przed własną publicznością Barcelonę z walki o mistrza. Ta zaś przystępowała do klasyku z nożem na gardle, więc innej opcji niż wielkie widowisko na Santiago Bernabeu być nie mogło.

Tak faktycznie było. Wygrała Barcelona, ale na dobrą sprawę ten mecz mógł zakończyć się zupełnie inaczej. Wynik do momentu czerwonej kartki Ramosa był sprawą otwartą, ale nawet po niej nie było jasne, czy Barcelona wywiezie z Madrytu trzy punkty. Scenariusz do tego spotkania mógłby śmiało układać sam Alfred Hitchcock, a i tak nie miałby pewności, czy zaskoczy widzów tak, jak zrobili to piłkarze w białych i bordowo-granatowych strojach. Zaczęła niespodziewanie Barcelona, a konkretnie Andres Iniesta. To było dziwne biorąc pod uwagę fakt, iż to gospodarze przystępowali do tego meczu nie tylko w roli faworyta, mieli także cztery punkty na koncie więcej niż ich rywal, po ich stronie była także przewaga psychologiczna. Jeśli ktoś miał popełniać na początku meczu proste błędy, to powinni być to piłkarze Taty Martino. Tak jednak nie było, a nieporadność i zdenerwowanie w szeregach gości wykorzystała Duma Katalonii.

To jednak tylko podrażniło i obudziło gospodarzy, którzy świetnie zareagowali na straconą bramkę. W Realu błyszczał Angel di Maria. Argentyńczyk robił różnicę, zaliczył dwie asysty, a gdyby Karim Benzema popisał się większą skutecznością, mógł nawet skompletować hattrick. Tym samym przyćmił Cristiano Ronaldo, który najwyraźniej został w szatni. Koledzy po wyjściu na drugą połowę zlitowali się nad Portugalczykiem, biorąc go ze sobą, co wynagrodził im rajdem zakończonym faulem Daniego Alvesa i dobrze wyegzekwowaną jedenastką zdobywcy Złotej Piłki. To by było jednak na tyle, jeśli chodzi o występ Cristiano Ronaldo, który przegrał korespondencyjny pojedynek z Leo Messim 1:3.

Real mógł już dziś kupować szampany na świętowanie mistrzostwa Hiszpanii, a zamiast tego nie dośc, że zostaje zrzucony z fotelu lidera, to jeszcze pozycja numer dwa także wydaje się być zagrożona. „Królewscy” mają bowiem niekorzystny bilans spotkań z Atletico i Barceloną, więc w razie gdyby podopieczni Ancelottiego zakończyli sezon z takim samym dorobkiem punktowym, jak wymienione zespoły, będą niżej w tabeli. Barcelona natomiast pokazała, że na ważne mecze potrafi się zmobilizować i chociaż w spotkaniach wyjazdowych z zespołami z dolnej części tabeli może brakować im motywacji, tak na pewno nie brakuje jej w spotkaniach najwyższego kalibru. Tym samym utwierdziła wszystkich w przekonaniu, że pogłoski o jej śmierci są mocno przesadzone.

Najlepsze od lat El Clasico zapowiada najbardziej pasjonujący od lat finisz ligi hiszpańskiej. Ten wynik był idealny (prawie) dla wszystkich – Barcelony, Atletico i obiektywnych kibiców, którzy na myśl o końcówce sezonu w La Lidze już zacierają ręce. 

REAL MADRYT – FC BARCELONA 3:4
0:1 – Andres Iniesta
1:1 – Karim Benzema
2:1 – Karim Benzema
2:2 – Leo Messi
3:2 – Cristiano Ronaldo (k.)
3:3 – Leo Messi (k.)
3:4 – Leo Messi (k.)

/Bartek Stańdo/