Leszek Ojrzyński: Czas wrócić do tych spektakli, które rozgrywaliśmy w Gdyni.

Niektórzy żyją od piątku do piątku, inni od pierwszego do pierwszego. Natomiast kibice w Trójmieście zaczęli żyć od derbów do derbów. Dopiero co w sobotę Lechia rozbiła Arkę 4:2, prowadząc do przerwy aż 4:0, a już dzisiaj kolejne spotkanie tych drużyn. Jeszcze nigdy w historii się nie zdarzyło, aby jedna z drużyn tak szybko mogła się drugiej zrewanżować. Trener Ojrzyński wierzy, że do czterech razy sztuka.

Dzisiejsze spotkanie w Gdyni jest szansą dla gospodarzy na zmazanie wielkiej plamy, która pojawiła się na Arce w sobotę. Piłkarze Leszka Ojrzyńskiego są wyraźnie zmotywowani i żądni rewanżu. Nie tylko dlatego, że dotkliwie przegrali, ale również patrząc na zachowanie zawodników Lechii już po spotkaniu. Sławomir Peszko i Simeon Słavchev chcąc przypodobać się gdańskim fanom na ich prośbę kopali gumowe lalki odziane w żółto-niebieskie barwy. Komisja Ligi ukarała piłkarzy finansowo, ale piłkarzom Arki to nie wystarczy. Trener Ojrzyński trzy razy prowadził Arkę w meczach derbowych i za każdym razem przegrywał. Bilans bramek, to 3-7. Sam trener powiedział, że jak nie do trzech, to może do czterech razy sztuka. Właśnie o tygodniu derbowym, o zachowaniu Lechistów i zamieszaniu związanym z zarządzaniem klubu rozmawialiśmy z Leszkiem Ojrzyńskim.

Jesienią w derbach widzieliśmy Arkę przemotywowaną, w sobotę Arkę, która za późno wysiadła z autokaru. A jakiego oblicza Arki możemy się spodziewać w piątek?

Chciałbym widzieć Arkę bombową i walczącą. Nieraz nie wystarczy tylko chcieć, ale trzeba też do tego dążyć. Liczę na to, że razem z kibicami zjednoczymy siły i że oni poniosą nas do zwycięstwa. Pod względem wolicjonalnym ulegliśmy Lechii, za dużo błędów własnych popełniliśmy. Lechia to wykorzystała i zostaliśmy upokorzeni. Czas wrócić do tych spektakli, które rozgrywaliśmy w Gdyni. W Gdańsku nie byliśmy tą Arką, którą chcemy oglądać.

Od razu po meczu z Lechią powiedział Pan, że znowu zagracie z Lechią i dodał Pan, że oby to nie był piątek. Czy z perspektywy kilku dni nadal Pan uważa, że to zły termin, czy udało się przygotować Panu zespół optymalnie, tak jakby był to późniejszy termin? 

Wszystko robiliśmy żeby tak było i wszytko się okaże jutro późnym wieczorem, kiedy będziemy po meczu. Wówczas będziemy mądrzejsi jak to wyglądało, co było dobre, a co trzeba poprawić. Z pewnością mieliśmy więcej czasu na ustawienie pewnych rzeczy, nie mieliśmy żadnych podróży, tak jak przed ostatnim spotkaniem. Mieliśmy tyle samo czasu na regenerację co Lechia, dlatego myślę, że szanse są wyrównane. A jak będzie, to wszystko zweryfikuje boisko.

Najpierw graliście mecz z Koroną, a potem dotkliwie przegraliście w Gdańsku. Co było trudniejsze dla Pana, podniesienie zespołu pod kątem fizycznym czy mentalnym?

Sfera mentalna jest w tym momencie najważniejsza. Dajemy chłopakom przykłady chociażby z Ligi Mistrzów. Barcelona też pojechała po zwycięstwie 4:1 na luzaku i się okazuje, że nie ma już jej w tych rozgrywkach. Taka jest piłka, na najwyższym poziomie też się zdarzają takie rzeczy jak nam. Barcelona dostała trzy bramki, my w pierwszej połowie cztery. Taki jest urok piłki. Do meczu derbowego trzeba przede wszystkim podejść lepiej mentalnie. Trzeba być maksymalnie skoncentrowanym i wierzącym pozytywnie w to co się robi. Bo czasami nadmierny stres potrafi kogoś usztywnić i widzimy innego zawodnika, niż byśmy widzieli wcześniej. Każdy z zawodników musi indywidualnie sam wcześniej rozegrać taki mecz w głowie, wyobrazić sobie jego przebieg. Oczywiście, trening mentalny ma kolosalne znaczenie i też staramy się podawać podobne przykłady z innych boisk. Wszystko po to, żeby piłkarze też wiedzieli, że zawsze trzeba wierzyć w lepsze czasy i trzeba wszystko robić żeby takie nadeszły.

Panie trenerze na pewno dochodzą do Was informacje o gumowych lalkach kopanych przez zawodników Lechii. Kilka spotkań wcześniej kibice w Gdańsku też w wulgarny sposób skandowali Pańskie nazwisko. Jakie to ma dla Was znaczenie, rozmawiacie o tym w szatni, dodatkowo się motywujecie?

Myślę, że nie, derby same w sobie są motywacją. Różne rzeczy do nas dochodzą, zachowanie zawodników Lechii ujrzało światło dzienne następnego dnia, albo dwa dni po meczu. Co tu dużo mówić, jest to naganne zachowanie, powinno być to napiętnowane. Nie można w ten sposób podjudzać, bo zakładam, że zawodnik czy działacz powinien świecić przykładem.

Zwłaszcza jeśli mówimy o kadrowiczu.

Dokładnie. Gdyby podobna sytuacja miała miejsce w moim zespole, to sam bym ukarał tych zawodników. Bo nie wyobrażam sobie, żeby takie coś miało miejsce, bo moim zdaniem jest to chamstwo. Nie ma to niczego na celu. Poza tym patrzę też na to trochę z politowaniem, bo lalkę może kopnąć niemowlę i dziadek w wieku 90 lat. Trochę to wszystko jest śmieszne.

Może w ten sposób Sławomir Peszko wyraził swoją frustrację, wiedząc, że nie zagra w Gdyni.

Nie wiem, to pytanie do nich. Też ich pewnie poniosło. Ja mam inne problemy, każdy je popełnia. Za niektóre się pokutuje, część z nich uchodzi, z niektórych się wyciąga wnioski, z innych nie. To nie było w mojej drużynie. Natomiast też nie można w takich sytuacjach odwracać głowy i udawać, że nic się nie stało. Powinno reagować środowisko, bo potem o nas ktoś wyrabia sobie opinie. Naszej drużynie też przytrafiają się różne zachowania, ale są pewne granice, których nie powinno się przekraczać.

Niewątpliwie ciężki tydzień za Wami. Nie dość, że mecz z Koroną przegrany, mimo tego, że to dwumecz, z Lechią również porażka. Do tego te wszystkie doniesienia kibiców z ich portalu o nieprawidłowościach organizacyjnych klubu. Czy Pan był zaskoczony, że takie informacje ujrzały światło dzienne, zwłaszcza, że były tam wypowiedzi piłkarzy? Zaprząta to Panu głowę?

Wiadomo, że gdzieś to do nas dochodzi. W dobie internetu, gdzie każdy ma telefon i może sobie sprawdzić podobne rzeczy, a jak nie ty, to ktoś do ciebie zadzwoni i cię poinformuje. Mówienie o takich rzeczach jest niepotrzebne, powinniśmy się skupić na meczach, a przed nami są same mega ważne. Nie mamy jeszcze utrzymania, a tak się wszyscy czują jakby było. Podbeskidzie też tak się czuło, wiemy jak skończyło i gdzie teraz jest. Dlatego trzeba być czujnym, ostrożnym, a nie rozpalonym. Wszelkie tego typu sytuacje mogą utrudnić koncentrację czy jedność. Druga sprawa, że takie rzeczy wychodzą przed ważnymi meczami, to nie najlepiej świadczy o tym co jest, ale na niektóre rzeczy nie ma się wpływu. Każdy może coś takiego napisać, nie wiadomo który to piłkarz, nie wiadomo, gdzie jest podłoże tego całego zamieszania. My się musimy przede wszystkim zająć grą i próbować odcinać od pewnych rzeczy. W innym wypadku, musielibyśmy zmienić profesję i pracować w biurze detektywistycznym, a prawda jest taka, że na boisku mamy robotę do wykonania. Naszym zdaniem jest trenować i grać tak, żeby zadowalać kibiców.

Jeszcze niedawno narzekał Pan na stan boisk do treningów, co było naturalne, bo wszyscy widzieliśmy gdzie Arka trenowała. Natomiast czy reszta spraw wygląda tak tragicznie jak to zostało przedstawione? Mam nadzieję, że nie jeździcie do Białegostoku przez Kraków i mimo wszystko poznajecie swoich kierowców. 

Nie będę się wypowiadał na te tematy. Mogę rozmawiać na temat najbliższego meczu, na tematy dotyczące drużyny i tyle. A jakbym musiał wszystko prostować, wszystko rozwijać, to nie miałoby sensu. Jakoś żyjemy. Jeśli spojrzymy na budżet, to mamy porównywalny do Sandecji, czy może wyższy, ale jest wiele drużyn bogatszych. To znaczy, że jakieś problemy możemy mieć i wszyscy wiemy, gdzie jesteśmy. Ja też przychodząc tutaj wiedziałem z jakimi problemami mogę się zderzyć, ale naturalnie patrzę na rzeczy, które można poprawić. W niektórych przypadkach ta poprawa następuje, w innych aspektach nie. Trudno, jakbym był w Legii czy w Lechu, to może mógłbym wymagać więcej. Trenuję kluby o niższych budżetach, także dla mnie to nie jest żadna nowość. Różne problemy się zdarzały, więc podchodzę do tego spokojnie.

Czyli te problemy, które napotyka Pan w Arce nie odbiegają od tych, z którymi zmagał się Pan w poprzednich klubach, czy to w Koronie czy w  Podbeskidziu?

Życie to jest problem i na tym ono polega, żeby sobie z nimi radzić i pokonywać pewne przeszkody. Tu jesteśmy na najważniejszej, ostatniej prostej. Jeśli chodzi o mankamenty, to jestem zwolennikiem tego, że pewne rzeczy można zmieniać po realizacji jakiś celów. Jeśli jest poważny problem, który teraz nam przeszkadza, no to trzeba poprawić go w miarę możliwości, ale teraz się zaczyna kombinowanie, przepychanie, co jest niefortunne dla nas. Tak jak już powiedziałem, my musimy się od tego odciąć i skupić na grze.

W Gdyni rozmawiał Jakub Treć

Totolotek: Zarejestruj się i graj bez podatku! – KLIKNIJ W LINK I ODBIERZ BONUS!

 

 

 

 

 

 

Komentarze

komentarzy