Najbardziej denerwujące typy kibiców

Po dość przygnębiającej serii o nienawiści w sporcie czas na odrobinę humoru i rozrywki.

Wiadomo, gdyby nie kibice, popularność i atrakcyjność piłki nożnej nie byłaby tak imponująca. Albo nie byłoby jej wcale. W sumie można stwierdzić, że piłka nożna jest dla kibiców i odwrotnie, bez fanów ten sport nie miałby racji bytu. Dlaczego? Bo to właśnie kibice „utrzymują” klub kupując bilety i przeróżne gadżety klubowe, zagrzewają swoich ulubieńców do walki, tworzą atmosferę na stadionach, wspierają drużynę… I mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, a i tak Ameryki nie odkryję. Lista zasług kibiców piłki nożnej jest tak długa, jak „Moda na sukces” i to niepodważalny fakt. Są jednak pewne grupy pasjonatów sportu, które nie tylko doprowadzają do szału większość „prawdziwych” fanów, ale przy okazji sami narażają się na śmieszność, a niekiedy nawet pogardę. Panie i Panowie, mam zaszczyt przedstawić Wam listę najbardziej denerwujących typów kibiców. Ranking jak najbardziej subiektywny, oparty na stereotypach, trochę z przymrużeniem oka, ale idę o zakład, że niejeden z Was czytając go pomyśli „kurde, faktycznie, mnie też denerwują takie typy!” Nie przedłużając – zapraszam na listę pt. „NAJBARDZIEJ DENERWUJĄCE TYPY KIBICÓW”

  1. PSEUDOKIBICE (ewentualnie kibole)
    No cóż, tutaj chyba nie trzeba zbyt wiele mówić. Ludzie (ludzie…?), dla których sport to tylko pretekst do wszczęcia kolejnej bójki to bezsprzecznie nr 1 na mojej liście. Gotowi skrzywdzić, a nawet zabić drugiego człowieka w imię „obrony wiary”, idący na mecz z zamiarem spuszczenia łomotu fanom przeciwnika, zasłaniający się kolorowym szalikiem w obawie o rozpoznanie na monitoringu… Szczególnie ciekawią mnie ci, którzy demolują własny stadion i dopingują swoją drużynę tak bardzo, że z powodu ich zachowania trzeba przerwać mecz. I tu następuje paradoks – mecz, który gra przecież „ich drużyna”. Wszystkim zalecałabym przeszczep mózgu. Może być nawet od kozy, sytuacja i tak zmieni się diametralnie. Niektórzy z nich to prawdziwi filozofowie! Zadają sobie i światu pytania natury egzystencjalnej, a odpowiedzi na nie poddają dogłębnej analizie i interpretacji. Przykład? Delikwent wyłania się zza węgła i nie znając nawet swojego przyszłego rozmówcy pyta „za kim jesteś?” Pada odpowiedź. „Za tym, za kim jestem ja? Oooo, spoko ziomuś z ciebie! Za przeciwnikiem? Ups… Będzie wpie*dol…” Oczywiście koloryzuję, upraszczam, ale mniej więcej tak to w praktyce wygląda.
  2. SEZONOWCY
    Temat – rzeka. W skrócie chodzi o to, kto wygra Ligę Mistrzów. Zwycięstwo na krajowym podwórku też jest okej, ale Liga Mistrzów jest transmitowana w TVP, koledzy co środę oglądają, to fajnie przyszpanować tak przy czwartku. W sumie ta grupa ma chyba najgorzej. No bo jak tu nie współczuć, kiedy niemal każdego roku musisz uczyć się nowych, obcojęzycznych zwrotów na fejsa? „HALA MADRID!”, „FORZA MILAN!”, „YOU WILL NEVER WALK ALONE!”, „GLORY, GLORY MAN UNITED!”, „VISCA EL BARCA!”, „FORZA INTER!”, „KEEP THE BLUE FLAG FLYING HIGH!” Jakiś czas później „BVB <3”, bo Lewy, Błaszczykowski i Piszczek – tak, koniecznie trzeba zaznaczyć, że są mniejsi od trzech, bez tego nie jesteś pro i znajomi nie uwierzą, że od zawsze ich kochałeś. I tu tak zwany „zonk”, bo Bayern zgarnął co tylko się dało, a Borussia została z niczym, także „BVB <3” idzie w odstawkę, nadszedł czas na nowy post! I znowu zonk. Nowy klub, to i nowy okrzyk… I to po niemiecku… Ale nic nie szkodzi, zawsze możesz napisać „BAYERN <3!”
  3. „PIKNIKOWCY”
    Czyli ludzie z pomysłem na niedzielne popołudnie. Na co dzień deklarują wszem i wobec komu kibicują i jak bardzo kochają swoją drużynę. Klub przechodzi kryzys i potrzebuje wsparcia z trybun? Kupują bilet, informują o tym znajomych i idą na stadion. Przychodzą na mecz w pełnym stroju (tj. koszulka, szaliczek, czapeczka etc.), rozsiadają się wygodnie na krzesełku, wyciągają jedzenie i… To by było na tyle. Grupa kibiców dopinguje, prosi resztę o powstanie i wsparcie, ale zwolennicy stadionowych pikników mają naturę buntowników. Oni tu przyszli sobie pojeść, odpocząć i zrobić fotę na instagrama. Nie widzą sensu w ruszeniu tyłka z krzesełka na 5 minut. Okeeej, jedzenie się skończyło, zdjęcie wrzucone do Internetu, drużyna na 10 minut przed końcem meczu przegrywa, więc z czystym sumieniem można iść do domu i opowiedzieć znajomym jak zdarli sobie gardło dopingując.
  4. FANKI LEWANDOWSKIEGO
    Ogromny szacunek dla prawdziwych kibicek Borussii i fanek talentu Roberta, nie o nich mowa. W tym punkcie chodzi głównie o nastolatki czytające „Bravo Sport”, które mają takie pojęcie o piłce, jakie ja mam o malarstwie (śpieszę z wyjaśnieniem – w gimnazjum za każdy przyniesiony na plastykę rysunek otrzymywałam dwóję). Posty z Borussią mniejszą od trzech to norma, do tego koszulka klubu i plakaty Lewego w całym pokoju. Wiedziony nadzieją inicjujesz rozmowę na temat ostatniego meczu. Jej mina mówi Ci więcej niż tysiąc słów…
  5. VIPY
    „Siedzą, piją, lulki palą…” I ładnie wyglądają na zdjęciach.
  6. „JA WIEM WSZYSTKO”
    Naprawdę muszę tu cokolwiek wyjaśniać? Rozmowa z osobą, która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy i nie pozwalając na dyskusję wygłasza monolog mędrca (w rzeczywistości wiedząc tyle, co nic) jest po prostu denerwująca. Amen.
  7. MACHO
    Czyli mężczyźni, dla których piłka nożna (zarówno w teorii jak i w praktyce) to sport przeznaczony WYŁĄCZNIE dla mężczyzn. Z przenajświętszym przekonaniem, że „baby nie mają pojęcia o piłce”. W sumie ta grupa nieco przypomina punkt szósty. Panowie – udowadnianie swojej wartości i wiedzy po raz -enty jest strasznie frustrujące. Pora uwierzyć, że niektóre panie wiedzą, że „spalony” jest nie tylko wtedy, gdy zostawimy schabowego na patelni ciut za długo.
  8. FEJSBUKOWI PIENIACZE
    To moja ulubiona grupa! W sumie zastanawiałam się, czy umieścić ją na mojej liście, ponieważ w gruncie rzeczy ich lubię. Serio. Zawsze potrafią poprawić mi humor. To nic, że przy okazji tracę wiarę w ludzkość, ubaw mam niesamowity. Jak to wygląda? Po ciężkim dniu odpalasz fejsa, i już po pierwszym poście widzisz, że dziś jest wielki mecz, nie byle co, bo EL CLASICO! (fanów Barcy i Realu proszę o wyrozumiałość, to tylko przykład). Post znajomego składa się z jednego zdania, np. wyżej wymienionego „VISCA EL BARCA! <3” (koniecznie ze znakiem mniejszości i trójką!). Trzy „lajki” i sto komentarzy zapowiada coś ciekawego – jedno kliknięcie i już wiesz, że przeczucie Cię nie myliło. Dowiadujesz się, że Ronaldo to żeluś i pedał, Messi jest kurduplem, wszyscy symulują, Premier League jest najlepsza na świecie, w La Liga występują sami aktorzy, w Barcelonie jest zimno, bo -1, w Madrycie jeszcze gorzej, bo aż -3, a tak w ogóle to „HALA MADRID!” Uwaga na głowy, mogą pęknąć od nadmiaru informacji. Kłótnia na całego, lecisz do Żabki po piwo i popcorn, zasiadasz wygodnie w fotelu i śledzisz poczynania znajomych, gdy nagle… ktoś włączył caps lock. Żarty się skończyły…

Drodzy Czytelnicy! Czy i Wy macie swoich „ulubieńców”, których dodalibyście do tej listy?

/Sylwia Siry/

Komentarze

komentarzy