Nie chwal dnia przed… sprawdzeniem VAR-u. Wielka huśtawka nastrojów w meczu Interu

Wideoweryfikacja znów w roli głównej. Właściwie w rolach, bo na pierwszy plan wysuwała się kilkukrotnie. Jedni VAR uwielbiają, inni mają z nim problem. Jak np. Aurelio De Laurentiis, dla którego futbol z tą technologią jest jak… stosunek przerywany. Mimo różnych opinii trzeba przyznać, że wyniki są bardziej sprawiedliwe, co jednym wychodzi na plus, innym na minus. W sobotnim pojedynku Sampdoria – Inter sytuacja zmieniała się o 180 stopni dla obu ekip.

To miał być nowy Inter – zarówno jeszcze przed rozpoczęciem tego sezonu, jak i po spotkaniu z Tottenhamem. Drużyna, która miała realnie zagrozić Juventusowi w walce o scudetto, od początku nie może złapać odpowiedniego rytmu. Dużym impulsem i zapowiedzią czegoś lepszego była wspomniana wygrana w Lidze Mistrzów, po której pierwszą weryfikacją formy miała być drużyna Sampdorii.

Rozentuzjazmowani kibice „Nerazzurrich” szybko musieli studzić zapędy, bo to drużyna z dwoma Polakami w składzie była stroną sprawiającą lepsze wrażenie (swoją drogą, kapitalny mecz rozegrał Bartek Bereszyński). Wrażenia swoją drogą, okazje swoją – radość kibicom Interu jako pierwszy dał Radja Nainggolan, który pod koniec pierwszej połowy pięknym uderzeniem wyprowadził (jak się wydawało) gości na prowadzenie. Po dłuższej chwili, kiedy piłka już czekała na środku boiska na wznowienie gry, stwierdzono pozycję spaloną na początku całej akcji. Wciąż 0:0.

W końcowej fazie meczu kapitalną bramką popisał się Asamoah, który dłuższą chwilę po trafieniu również musiał ochłonąć, bo arbiter znów kazał zabrać piłkę ze środka boiska. Powód? Chwilę przed bramką piłka przekroczyła linię końcową. Trudno sobie wyobrazić co musi czuć drużyna, która dwukrotnie musi godzić się z „zabraniem” im bramki. Tym bardziej, jeśli chwilę po drugiej asyście VAR-u rywal wychodzi na prowadzenie. Defrel dał gola Sampdorii, z radości ściągając koszulkę. Jak można się domyślać i on został sprowadzony na ziemię, bo po kilkunastu sekundach potwierdzono pozycję spaloną. Bramkę zabrano, żółta kartka została…

Dopiero w doliczonym czasie gry zwycięstwo Interowi zapewnił Marcelo Brozović, tym razem nie naruszając żadnych przepisów. Mimo wszystko kamera i tak przez jakiś czas skupiała się na arbitrze, czekając – chyba z przyzwyczajenia – na kolejną zmianę decyzji. Trzech zawodników, trzykrotna euforia po otwarciu wyniku, trzykrotne sprowadzenie na ziemię… Chyba trzeba zacząć się przyzwyczajać, że „gol to jeszcze nie bramka”, nawet, jeśli piłka stoi już na środku boiska. Poniżej skrót tego nietypowego spotkania.

Zakład bez ryzyka w Fortunie. Możesz wejść i odebrać go właśnie w tym momencie

Komentarze

komentarzy