Zwycięski remis Legii

13933519_1841999059361658_32790764_n

Bezbramkowy remis wystarczył Legii Warszawa, by awansować do IV rundy kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Los był na tyle sprzyjający, że decydujący dwumecz mistrz Polski rozegra z drużyną  teoretycznie słabszą od siebie, gdyż BATE Borysów i Olympiakos Pireus postanowiły solidarnie się skompromitować i utorować legionistom łatwiejszą drogę do wymarzonej fazy grupowej LM.

Trzeba przyznać, że obecne eliminacje w wykonaniu mistrza Polski nijak się mają do tych sprzed dwóch lat, gdy Wojskowi wysoko wygrywali z St. Patrick’s na wyjeździe oraz dwukrotnie ograli Celtic Glasgow. Teraz ekipa z ulicy Łazienkowskiej nie gra porywająco, a nawet można rzec dość nudno, ale przynosi to – póki co – wymierny skutek w postaci kolejnych awansów.

W rewanżowym meczu przeciwko mistrzowi Słowacji podopieczni Besnika Hasiego zagrali przede wszystkim, by nie stracić bramki, gdyż był to jeden z warunków do uzyskania promocji do kolejnej rundy. Trzeba przyznać, że mimo zapowiedzi trenera gości Martina Seveli, Trencin nie rzucił się do huraganowych ataków. Owszem, miał swoje sytuacje, ale wynikały one głównie z błędów i niefrasobliwości defensorów Legii. Najpierw błąd popełnił Adam Hlousek, a po chwili wielbłąd ze strony Igora Lewczuka. Były gracz Zawiszy Bydgoszcz chciał się kiwać na linii własnego pola karnego i Samuel Kalu był bliski udowodnienia mu, że takie pomysły nie są najlepsze.

Tyle działo się w początkowych minutach, ale i później dominował festiwal błędów indywidualnych. Poziomu spotkanie to nie podniosło, ale przynajmniej kibice mogli obejrzeć kilka sytuacji podbramkowych z obu stron. Widać było chęć gry w piłkę z obu stron. Legia starała się krótkimi podaniami inicjować kolejne akcje, ale wystarczyło kilka akcji, w których Trencin zastosował wysoki pressing i środkowi obrońcy do spółki z Arkadiuszem Malarzem musieli ratować się długimi wybiciami.

Po dobrym początku ze strony gości, do głosu doszła Legia, która atakowała głównie prawym skrzydłem. Na lewym grał nowy nabytek Steven Langil, ale widać, że koledzy jeszcze nie mają do niego na tyle zaufania, by na nim opierać grę ofensywną swojego zespołu. Po drugie, jeśli zawodnik z Martyniki dostawał piłkę, to zazwyczaj sam starał się kończyć akcje strzałami z dystansu lub indywidualnymi akcjami, a najlepszym podsumowaniem gry w pierwszej połowie był strzał z 23. minuty, gdy trafił niemal idealnie w balkon pomiędzy pierwszym a drugim piętrem Żylety.

W drugiej połowie od początku do ataku ruszyła Legia, ale nadal brakowało dokładności w decydujących momentach. Swoje okazje mieli Nikolić, Kucharczyk, ale tak jak w pierwszej, tak i w drugiej wynikały one głównie z błędów rywala, a tych Słowacy popełniali coraz więcej, a legioniści dokręcali śrubę i zakładali coraz wyższy pressing.

Z każdą minutą Słowacy wyglądali gorzej i jedyne zagrożenie stwarzali przy okazji stałych fragmentów gry. Jednak im bliżej końca, tym legioniści bardziej pilnowali dostępu do swojej bramki, co najlepiej obrazuje ustawienie zespołu przy jednym z rzutów rożnych, który Legia wykonywała w ostatnich minutach gry:

Legia - ustawienie przy rzucie rożnym

Z kim Legia zmierzy się w ostatniej fazie kwalifikacji? Tego dowiemy się w piątek podczas losowania. Póki co wiadomo, że będzie nim ktoś z piątki: FC Kopenhaga, Łudogorec Razgrad, Hapoel Beer Sheva, Dinamo Zagrzeb, Dundalk.

Komentarze

komentarzy