Kto jest najlepszym piłkarzem Legii? Pewnie Miro Radovic (no dobra, już nie), może Guilherme czy Ondrej Duda. Trudno wyrokować, choć większość zapewne wskaże na Serba z polskim paszportem.
Wiele się mówi o graczach niedocenianych. Najczęściej za takich uważa się defensywnych pomocników – ludzi od czarnej roboty. Świetnym przykładem może być Claude Makelele, chyba jeden z lepszych przykładów takich właśnie piłkarzy w ostatnich latach. W Legii za takiego zawodnika można uznać Ivicę Vrdoljaka. Wielu nie docenia ogromnej wagi przechwytów Chorwata, skupiając się na zmarnowanych przez niego karnych.
Rzadko się jednak zdarza, by najbardziej niedocenianym piłkarzem w swoim zespole był skrzydłowy. Ci są zazwyczaj, razem z napastnikami, na tapecie. Tak się jednak dzieje, moim zdaniem, w przypadku Michała Kucharczyka.
„Co proszę? Mówisz o tym drewnie?” może w tej chwili zakrzyknąć co drugi z was. Nie zdziwię się. Zanim jednak przejdę do argumentacji swojej śmiałej tezy, pozwólcie, że przypomnę po krotce przygodę „Kuchego” z Legią. Z jednej strony, wszyscy wiemy, jak jego kariera wyglądała, z drugiej, możemy nie dostrzegać pewnych jej aspektów. Michał do Legii wszedł z buta, zaliczając naprawdę niezły pierwszy sezon po przyjściu ze Świtu. Potem jednak, z sezonu na sezon, trochę gasł, będąc przy tym cały czas w miarę młodym zawodnikiem. Zdobył tez z Legią mistrzostwo Polski 2013, a kolejny sezon zaczął od dwóch bramek strzelonych Widzewowi. Przez cały ten czas zastanawiałem się, co tak słaby piłkarz jak Kucharczyk robi jeszcze w Legii. Wielu fanów warszawskiej drużyny żartowało, że „Kuchy” grał w pierwszym składzie, bo jeździł na ryby z ówczesnym trenerem Legii, Janem Urbanem. Te żarty miały jednak swoje uzasadnienie, bowiem 23-letni dziś skrzydłowy nie dawał powodów do wielbienia go. Brak opanowania i jakiejkolwiek techniki przyprawiały fanów stołecznego klubu o ustawiczny ból głowy. Kucharczyk miał tylko przebłyski dobrej gry, jak mecze z wspomnianym już Widzewem czy Cracovią.
W przerwie zimowej zeszłego sezonu „Kuchy” był na wylocie z Legii. Klub nie robiłby mu przeszkód w odejściu, jeśli ten znalazłby sobie pracodawcę. Michał postanowił jednak, że zostanie w Warszawie i powalczy o miejsce w składzie. Osobiście, tylko się uśmiechnąłem na wieść o tym, uważając, że to nie walka o miejsce w składzie, a względy finansowe zadecydowały o pozostaniu pomocnika w stolicy. Trener Berg z początku nie ufał Kucharczykowi (może Norweg nie lubi jeździć na ryby?), ustawiając na skrzydłach duet Ojamaa – Guilherme, a po kontuzji Brazylijczyka, wstawiając w jego miejsce Michała Żyro. Nasz bohater zaś, dostając, niczym Dvalishvili, zaledwie ogony, udowadniał tylko, że na miejsce w składzie nie zasługuje. W końcu jednak, przed meczem z Wisłą, Berg postanowił odstawić nie znającego słowa „podanie” Estończyka, posyłając w bój Kucharczyka. Polski skrzydłowy ustawiany przez trenera na lewej stronie pomocy (a nie jak to było za Urbana -na prawej), odwdzięczył się Norwegowi bramką. Od tego czasu Berg zaczął ufać Polakowi, co odpłaciło się, jeszcze w rundzie wiosennej, bramkami z Górnikiem i Pogonią.
Nie muszę oczywiście nikogo uświadamiać, że Polak gra w pierwszym składzie i radzi sobie całkiem nieźle, notując bardzo przyzwoite liczby, choćby w pucharach.
Dlaczego uważam, że Kucharczyk jest niedoceniany? Przecież można odnieść wrażenie, że to właśnie teraz każdy dostrzega jego wkład w grę zespołu. Gra w pierwszym składzie, dostaje powołania do kadry. Ja jednak uważam, że Michał zasługuje, by wyróżnić go jeszcze bardziej. Sądzę, że jest on w tym sezonie jednym z najważniejszych elementów w układance taktycznej Berga. Zacznę może od najbardziej prozaicznej rzeczy, jaką są liczby. Spójrzmy na pierwsze cztery kolejki Legii w Lidze Europy, w których to stołeczny zespół zapewnił sobie awans do kolejnej rundy. Starcie u siebie z Lokeren – zwycięstwo 1:0 po bramce Miroslava Radovicia, z asysty właśnie „Kuchego”. Mecz w Trabzonie, 16. minuta – Polak strzela jedynego gola w tym meczu. Ważną rolę Kucharczyk odegrał również w wyjazdowym zwycięstwie nad Metalistem – to po jego podaniu Ondrej Duda zdobył jedyną, zwycięską bramkę. Zaś w domowym spotkaniu z ukraińskim zespołem, które zapewniło Legii awans do fazy pucharowej, 23-letni skrzydłowy dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Marka Saganowskiego, który zdobył bramkę wyrównującą. Gol i trzy asysty – Kucharczyk miał nieoceniony wkład w 4 z 5 akcji bramkowych „Wojskowych” w pierwszych czterech meczach tej fazy (a 4 z 7 biorąc pod uwagę wszystkie spotkania). Dla porównania: oferowany przez stołeczny klub wszystkim jego „drogim przyjaciołom” w Europie, Michał Żyro, przez całą grupę zaliczył jedynie czerwoną kartkę w Turcji, bo na bramkę ani asystę stać go nie było.
Jednak nie tylko na liczbach kończą się moje próby uargumentowania przydatności Polaka w zespole. Podczas gdy wielu uważa Kucharczyka za piłkarza trochę na dostawkę, który w każdej chwili może stracić miejsce w składzie, jeśli do zespołu ktoś dołączy, sądzę, że w dużej mierze to właśnie na nim trener Berg opiera swoją strategię. Wiadomo, że to Radović jest/był odpowiedzialny za strzelanie bramek, Ivica Vrdoljak za rozbijanie ataków rywali, a Dusan Kuciak za bronienie dostępu do bramki „Wojskowych”. Kucharczyk spełnia jednak równie niebagatelną rolę w legijnej taktyce. Choć zabrzmi to kuriozalne, ma on niesamowicie dużo zanotowanych ofsajdów. Jest pod tym względem liderem w rozgrywkach Ligi Europy. Do czego piję? – spytacie pewnie. Otóż warto by się zastanowić, skąd u tego szybkonogiego pomocnika bierze się tak duża liczba spalonych…
Od dawna obserwuję to, jak 23-latek porusza się po boisku i jestem pod wielkim wrażeniem. Choć może wzbudzę salwę śmiechu, to muszę przyznać, że nieraz, będąc na boisku, to od niego staram się czerpać wzorce ruchu bez piłki. Zwróćcie czasem uwagę, szczególnie podczas meczów Legii w pucharach, jak Kucharczyk urywa się lewym skrzydłem, ściągając uwagę defensorów rywala, bądź też wysuwając się na świetną pozycję, by otrzymać podanie. W ten sposób wyszedł na pozycję strzelecką choćby w akcjach bramkowych w meczach z Trabzonem, FK Aktobe czy Jagiellonią. Robi tak jednak prawie w każdym meczu, przyprawiając obrońców rywala o ból głowy, a mnie, jako wielbiciela detali w piłce, wprowadzając wręcz w stan ekstazy.
Dużą rolę odgrywa tutaj również zamysł trenera Berga, który ustawia Polaka na lewej stronie. Grając na prawym skrzydle, Kucharczyk nie mógł w pełni wykorzystać swojego potencjału, ukrytego choćby właśnie w tej materii. W ogóle, Norweg w zasadzie sam spowodował metamorfozę polskiego skrzydłowego, który dziś nie przypomina już tego rażącego nieporadnością pomocnika sprzed roku. Z pewnością, „Kuchy” wiele zawdzięcza szkoleniowcowi warszawskiej drużyny.
Choć może pomocnik Legii poza boiskiem inteligencją nie grzeszy, to jednak rzuca się w oczy, że na placu gry zaczął myśleć. To również wielka zasługa pana Berga. Wcześniej był takim jeźdźcem bez głowy, dziś świetnie ukrywa swoje wady. Polak, grając na lewej flance, umie przytrzymać dłużej piłkę i zastanowić się, gdzie podać. Nie uderza bez sensu, czy nie wybija piłek, a umie wyczekać rywala i podać w drugie tempo. Jeśli już podaję przykłady akcji, to tak też zrobię i tym razem – spójrzcie choćby na bramkę Legii z Lokeren. Wystarczy jednak obejrzeć któryś mecz z tego sezonu z udziałem 23-letniego pomocnika i porównać go do spotkań za Urbana. Kucharczyk po prostu zaczął myśleć na boisku.
Myślenie myśleniem, ale mecz piłkarski to 90 minut walki z pełnym zaangażowaniem. Będąc skrzydłowym, grając w dodatku „box to box”, trzeba po prostu, kolokwialnie mówiąc, zapierdalać. Tego często brakuje przyszłemu piłkarzowi Borussii, Napoli, Wolves i nie wiadomo kogo jeszcze – Michałowi Żyro. On odpuszcza, nieraz nie wraca się do obrony i nie walczy. A Kucharczyk? Nie odpuszcza. To jest, można by powiedzieć, najlepszy obrońca wśród skrzydłowych. „Polski Ribery” w każdej destrukcyjnej akcji wspomaga czy to Tomka Brzyskiego, czy Guilherme. Na jego korzyść działa też z pewnością fakt, że jest bardzo wytrzymałym i wydolnym piłkarzem, dzięki czemu umie pracować na boisku przez pełne 90 minut. Wytrzymałość i przygotowanie do wysiłku nie zawsze wiążą się jednak ze zdolnością do szybkiej regeneracji. Zazwyczaj, jeśli Michał grał w meczu w środku tygodnia, był oszczędzany na ligę. Wiem, że Berg stosował rotację, jednak prawie w każdym meczu uderzała ona w „Kuchego”.
Michał, bez wątpienia, przeszedł dużą metamorfozę. Już zresztą o tym wspominałem wyżej. Dziś, choć nie jest to piłkarz bez wad, nauczył się świetnie je maskować. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Oglądając mecze z jego udziałem, Kucharczyk nie razi już brakami technicznymi, które w dalszym ciągu ma. Potrafi jednak, wykorzystując choćby swoją szybkość, swoje braki zniwelować. „Kuchy” imponuje też swoim ruchem na boisku, czy dużym opanowaniem przy rozegraniu piłki. Tego opanowania brakuje mu jednak w sytuacjach sam na sam, gdyż w dalszym ciągu zdarza mu się marnować okazje przez oddawanie strzału na siłę. Mimo wszystko coraz częściej, mając przed sobą tylko bramkarza, Polak zachowuje zimną krew, bezrefleksyjnie zamieniając sytuacje na bramki. Myślę, że z czasem Michał, przy pomocy trenerów Berga czy Sokołowskiego, poradzi sobie i z tym aspektem gry. Widzieliście bramkę z Zenitem? KUCHY KING!
Gabriel Hawryluk