Funkcja kapitana być może dziś już deprecjonowana, ale to nadal temat „grzejący” kibiców. Zazwyczaj dostaje ją najbardziej doświadczony lub najlepszy w drużynie, tak by mógł dowodzić resztą. Być łącznikiem pomiędzy zespołem a trenerem lub władzami w klubie/federacji. Jednak obecna reprezentacja Brazylii jest tego absolutnym zaprzeczeniem, bo tam w każdym meczu jest… inny kapitan.
Taką politykę od początku swojej przygody z kadrą obrał Tite. Były trener Corinthians uznał, że w ten sposób pokaże każdemu ze swoich podopiecznych, że jest tak samo ważny w reprezentacji. Oczywiście mógł wybrać Neymara, czyli zdecydowanie największą gwiazdę, najważniejszego i najlepszego zawodnika dla „Canarinhos”, a mimo to uznał, że Neymar i bez opaski kapitańskiej będzie błyszczał, a pozostali zawodnicy dowartościowani będą w stanie więcej z siebie dać zespołowi.
Pierwszym był Miranda, drugim Daniel Alves i to właśnie ta dwójka jako jedyna dwukrotnie wyprowadzała cały zespół z opaską kapitańską. Mirandzie zdarzyło się to spotkaniach z Ekwadorem i Urugwajem – wyjazdowe wygrane 3:0 i 4:1. Z kolei zawodnik PSG uczynił to w meczu z Kolumbią i towarzyskim z Argentyną – również wygrane 2:1 i 3:0. Jednak według zapowiedzi, dzisiaj przeciwko Anglii kapitanem zostanie ponownie Daniel Alves, dzięki czemu z trzema meczami wejdzie do jednoosobowego klubu zasłużonych kapitanów za kadencji Tite…Efekty takiego postępowania trenera są rewelacyjne. Być może, i jest to prawdopodobne, nie ma to związku z takim postępowaniem. Wielu może się wydawać, że to tylko nic nie znacząca opaska, ale piłkarze podbudowani psychicznie oraz docenieni mogą też bardziej ufać trenerowi, chętniej wypełniać jego polecenia i dawać z siebie więcej, a korzysta na tym cały zespół i przekłada się to na wyniki.
Kto następny w kolejce? Wydaje się, że bramkarz Alisson, który nawet gdy nie bronił w Romie, to był numerem jeden dla trenera. Być może Roberto Firmino czy Gabriel Jesus i na tym chyba koniec. Pozostali zawodnicy to jednak albo rezerwa, albo głęboka rezerwa, więc trudno żeby byli kapitanami.
Na drugim biegunie będzie inny przykład z brazylijskiej piłki. W 2011 roku do Flamengo przychodzi Ronaldinho. Nie dość, że cała saga związana z jego transferem trwała bardzo długo, a „R10” do spółki ze swoim bratem koncertowo wyrolowali macierzysty klub gwiazdora – Gremio – to na dzień dobry Ronaldinho został kapitanem „Rubro-Negro”. Z dnia na dzień, opaskę stracił dotychczasowy kapitan – Leo Moura. Jak się domyślacie, nie zadziałało to pozytywnie na zespół. Oczywiście Ronaldinho nie mógł sobie odpuścić rozrywkowego trybu życia, zwłaszcza będąc w Rio de Janeiro, i tak opaska trafiła do średnio, co najwyżej, prowadzącego się zawodnika, a stracił ją ulubieniec trybun oraz ligowy weteran. Krótko mówiąc, akcja pod tytułem: „Jak nie zmieniać kapitana. Tłumaczy i objaśnia Vanderlei Luxemburgo”.