Dzisiaj oddam głos Panu „waleczne serce”. Będzie również o ładowaniu baterii oraz o przepraszaniu kibiców.
Roy Keane, była gwiazda Manchesteru United i facet z wielkim sercem, komentuje mecze dla jednej z brytyjskich stacji telewizyjnych. Będąc graczem mówił odważnie to, co myślał. Teraz będąc komentatorem też „nazywa rzeczy po imieniu”.
Po meczu powiedział, że ma dość słuchania wymówek graczy United: Oni cały czas mówią, że będzie lepiej w następnym meczu. Dla wielu z nich nie powinno być następnego meczu. Takie są realia. Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas mógł przewidzieć to, co teraz dzieje się w United. Oni nie odpalili w tym meczu, a Olympiakos był bardzo dobry i technicznie byli lepsi od United. W czym upatruje przyczyny słabej formy: Nowy manager, nowe pomysły i na pewno brakuje kilku graczy, którzy grali w ostatnich dwóch latach. W drużynie jest również wielu graczy, którzy nie pokazują wystarczającej jakości na boisku. United potrzebują 6 nowych graczy. Wydaje mi się, że David Moyes musi być w szoku. Przychodząc do kluby myślał, że ci zawodnicy są zdolni do osiągania wielkich rzeczy. Teraz prawdopodobnie dziwi się z kim przyszło mu pracować. Premier League też się oberwało: Mamy wyprane mózgi i jesteśmy przekonani, że Premier League to najlepsza liga świata. Otóż nie, jest to najlepsza marka, ale zobaczyliśmy w ostatnich tygodniach, ile warte są nasze kluby w starciach z czołowymi drużynami Europy. Roy Keane pojechał także z zawodnikiem, który miał być jego następcą, ale moim zdaniem nigdy nie zbliżył się do tego poziomu: Wywiad, w którym Carrick wytłumaczył przyczyny porażki był niejaki, tak jak jego występ. O powinien powiedzieć dużo więcej i dużo więcej zrobić na boisku.
Roy Keane był zawodnikiem, którego mimo że United nie był moim ulubionym zespołem, uwielbiałem oglądać. Prawdziwy gracz, prawdziwy wojownik, szalony, czasami wpadający w furię, ale ktoś, komu nigdy nie można było zarzucić, że przechodzi obok meczu. Facet z charakterem. Czytałem jego biografię chyba 3 razy i kilka zdań utkwiło mi w pamięci. Jedno z nich brzmiało tak: Weź się k*rwa za grę i pamiętaj, że ty nie grasz dla zwyczajnego klubu. Ty grasz dla Manchesteru United.
Można napisać o nim całą książkę, ale to zdanie oddaje, czym dla niego był klub z Old Trafford. Czasu się zmieniły, a takich graczy nie ma zbyt wielu. Carrick takim na pewno nie jest. W jego obronie stanęła żona. Pozostawię to bez komentarza.
Arsene Wenger to człowiek w tym sezonie zdesperowany. On po prostu musi wygrać. Musi wznieść trofeum do nieba pokazując wszystkim, że wciąż potrafi wygrywać. Niemal każdy kibic Arsenalu wie, że już nie raz syndrom lutego odbierał the Gunners wszystko. Teraz, aby uniknąć nieszczęsnej powtórki Wenger wykorzystuje ostatnie kilka dni na ładowanie baterii czołowych graczy. Giroud wylądował na ławce i nie chodziło o jego spotkanie z modelką na Canary Wharf tuż przed meczem i oddanie się rozmowie o 1 w nocy. Wenger mówił w BBC, że na tym etapie rozgrywek trzeba dać odpocząć od typowego rytmu meczowego, ponieważ organizmy piłkarzy są coraz słabsze i będzie to coraz bardziej widoczne w końcówce sezonu. Może dojść do sytuacji, w której czołowy gracz nie będzie nadawał się nawet na ławkę.
Po ostatnim meczu Ligi Mistrzów z Bayernem Wenger podjął decyzję, żeby dać odpocząć Ozil’owi. Prasa oczywiście szukała sensacji, iż ma to związek z karnym, którego nie wykorzystał pomocnik. Wenger zaprzeczył, że ma to jakikolwiek związek i wysłał piłkarza do Niemiec. Ma to pomóc reprezentantowi Niemiec w odzyskaniu formy z początku sezonu. Gorsza postawa w ostatnich meczach nie może dziwić. Gra na Wyspach jest dużo bardziej intensywna niż w Realu. Powrót do formy z początku sezonu może okazać się kluczowy w kontekście walki o tytuł.
Wenger poszedł dalej i po meczu z Sunderlandem dał całej swojej drużynie 2 dni wolnego. Wszystko to po to, aby zawodnicy mogli złapać oddech przed decydującymi meczami tego sezonu. Decyzja moim zdaniem dobra, ale nie rozwiązuje problemu. W angielskie kluby mocno uderza fakt, że w przeciwieństwie do innych czołowych lig nie ma przerwy zimowej. Granie non stop powoduje, że kluby mają problemy. Organizmu się nie oszuka i nie oszukają go nawet wyjazdy na 4 dni do Dubaju. Co będzie w stanie pokazać Gerrard, Sturridge i reszta na mundialu po sezonie, w którym rozegrali po 40 / 50 spotkań? Obawiam się, że niewiele.
Jonjo Shelvey powrócił na Anfield i strzelił piękną bramkę w przegranym 3-4 szalonym meczu Swansea z Liverpoolem. Kibicom obu drużyn zapadnie w pamięci nie tylko ten świetny mecz, ale również przepraszający gest, jaki wykonał były gracz Liverpoolu. Przepraszał w ten sposób kibiców z Merseyside za swojego gola. Powszechnie uznaje się, że zachowanie spokoju, bez typowego szaleństwa dla strzelca bramki to już jest okazanie szacunku kibicom swoje byłej drużyny. Wydaje mi się jednak, że to już był przerost formy nad treścią. Oczywiście rozumiem, że zawodnik nie robi salt i nie podbiega do the Kop pokazując im swój numer na koszulce lub pręży muskuły. Przepraszanie to jednak krok za daleko. Okazywanie szacunku byłej drużynie przeradza się w okazywanie braku szacunku swoim kibicom. To właśnie oni teraz płacą jego tygodniówkę. Kibice jadą setki kilometrów za swoja drużyną i oczekują tego, że zawodnik po golu będzie cieszył się razem z nimi. Ostatnią rzeczą, jaką chcą widzieć to gest przepraszający w stosunku do przeciwnika, którego chcą pokonać. Szacunek tak, ale poczucie winy już nie.
Wracając jeszcze do nieokazywania radości po zdobyciu bramki. Ten gest, trudno powiedzieć czy jako po raz pierwszy, pokazał Denis Law 40 lat temu, kiedy to zdobył gola dla City przeciwko swojemu byłemu klubowi Manchesterowi United na Old Trafford. Law po strzelonym golu powędrował w kierunku środka boiska ze spuszczoną głową.
[sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=e8HQhV3ujyg” width=”600″ height=”440″ /]
/Łukasz_Cro/