1. Mocarny Manchester. Niestety, ku rozpaczy fanów „Czerwonych Diabłów”, nie chodzi o ich klub. Prym w lidze wiedzie bowiem Manchester City. „Obywatele” są jedyną drużyną, która zdobyła do tej pory komplet punktów. Skalp zdejmowano kolejno z West Bromu, w hicie z Chelsea i w minionej kolejce z Evertonem. Pokonanie najpierw „The Blues”, a później „The Toffees” umocniło nas w przekonaniu, że podopieczni Pellegriniego są zespołem bardzo jakościowym. Transfer Sterlinga powoli się spłaca, do klubu ściągnięto także Otamendiego, który póki co nie gra, ale zapewnia idealną alternatywę w przypadku słabszej postawy Mangali bądź Kompany’ego. Środek pola zupełnie przejął Yaya Toure do spółki z Davidem Silvą, a Joe Hart spełnia wyśmienicie swą rolę ostatniej instancji. Póki co w lidze nie ma mocnych na Manchester City. Jeśli ich forma utrzyma się choćby w 80%, to nie dość, że spełnią warunek mówiący o tym, że przyszły Mistrz Anglii swoje mecze rozgrywa w poniedziałek, ale także powalczą w Lidze Mistrzów. Może tym razem na poważnie… Póki co należy się skupić na meczu z Watford. „Szerszenie” nie będą skupiały się na żądleniu, a raczej na zaciętej obronie swojego gniazda. Zobaczymy kto z „Obywateli” zostanie najlepszym specem od dezynsekcji.
2. Petr Cech. Po prostu. Być może to nieco zbyt wcześnie aby stawiać takie wnioski, ale niech stracę… król wraca na salony. Czeski golkiper po mało przekonywującym występie z Crystal Palace i istnej tragikomedii z West Hamem, odkuł się podczas poniedziałkowego starcia z „The Reds”. Fantastyczna postawa między słupkami bramki Arsenalu pozwoliła mu zachować czyste konto i uratować pierwszą połowę „Kanonierom”, którzy nie istnieli wówczas prawie wcale. Parada po strzale Coutinho, a także znakomity refleks, który sprawił, że Petr Cech będzie się śnił Benteke po nocach. Prócz tych wyjątkowych obron istotna była też pewność jaką emanował, jak stąd do samiuśkich Tatr. Jego występ był na tyle wspaniały, że przyćmił on broniącego co sił Mignoleta, bardzo dobrego Krula, czy zaskakująco sprawnego Butlanda. Cech został wybrany najlepszym bramkarzem kolejki, a co niektórzy przebąkują także o nagrodzie dla najlepszego gracza. Golkiper Arsenalu teraz musi zapomnieć o starciu z Liverpoolem i przygotować się do meczu przeciwko Newcastle. „Sroki” to ptaki, co prawda nie gołębie, ale i tak Petr Cech będzie musiał uważać żeby mu nie nasrały na samochód.
3. Bournemouth. Wreszcie im się udało. Bournemouth po raz pierwszy w historii swoich występów w BPL zdobyło bramkę. Żeby jednak było ciekawiej, to postanowili strzelić nie jednego, nie dwa, a cztery gole. Po drugiej stronie barykady znajdował się West Ham, który po starciu z Arsenalem oklapł i nie potrafi wykrzesać z siebie umiejętności wystarczających choćby na zdobycie jednego oczka. W tym momencie znajdują się na równi punktowej właśnie z Bournemouth, którego bohaterem został Callum Wilson, strzelec pierwszego hatt-tricka dla tej drużyny w BPL. Eddie Howe może być naprawdę zadowolony ze swojej pracy wykonanej w nadmorskim zespole, nie może być jednak zbyt pewny siebie, bo w przyszłej kolejce czeka ich stracie z aktualnym wiceliderem angielskiej ekstraklasy – Leicester City i to właśnie podopieczni Ranieriego będą stawiani w roli faworyta. Niemniej jednak, warto obejrzeć to spotkanie, bo może ono dostarczyć nam większych emocji niż teoretycznie lepiej zapowiadające się starcia Tottenhamu z Evertonem i United ze Swansea.
4. Pi-i-d-ar-o. To kolejny z zawodników, którego wziąłem dziś na tapetę i zarazem kolejny z powodów, dla których warto oglądać następną kolejkę BPL. Hiszpański piłkarz miał istne wejście smoka do angielskiej ekstraklasy. Nie dość, że pokonał Boaza Myhilla, to dołożył do tego asystę (może i nieco przypadkową). Niewielu graczy na świecie potrafi w tak szybki sposób się dopasować do zupełnie innej ligi, ale jak widać Pedro jest piłkarzem wielkiego formatu. Jeśli swą wartość udowodni także w meczu z Crystal Palace, to Chelsea może zrobić świetny interes na tym graczu. Nie wiadomo co to oznacza dla Jose Mourinho, który będzie musiał prawdopodobnie zrezygnować z kogoś z dwójki Willian-Oscar, a tego Portugalczyk raczej nie lubi. Nie interesuje to jednak Hiszpana, który jeśli nadal będzie prezentował taki poziom, to będzie miał wręcz wywalone na to, kogo dobierze „The Special One”. Teraz czas na „Orły”, które mimo, że są pod ochroną, Pedro ma zamiar ustrzelić.
5. Paradoks United. „Czerwone Diabły” przypominają nieco reprezentację Polski. Gdy przez 90 minut gry nie potrafią sobie wykreować szans, akcje są szarpane i zwyczajnie nic się nie klei, przychodzi magiczny moment i udaje się cudem wygrać spotkanie. Natomiast gdy cała drużyna pracuje na zwycięstwo, każdy walczy za każdego, nikt nie oddaje choćby milimetra pola, a bramka rywali jest oblężona niczym Stalingrad, najczęściej muszą obejść się smakiem. To czysty paradoks, który idealnie reprezentuje dotychczasowa postawa United. Najpierw przyszły fartowne zwycięstwa, osiągane samobójami i przypadkowymi akcjami, a teraz gdy zespół pokazywał naprawdę bardzo dobry futbol, naprzeciw stanął Tim Krul i Manchester United musiał podzielić się punktami z przeciwnikiem. Teraz czeka ich naprawdę ważny sprawdzian, można powiedzieć, że jeśli dotychczasowe starcia były klasówkami, to stracie ze Swansea jest egzaminem. „Łabędzie” nie mają w zwyczaju odpuszczać i jeśli United nie zagra co najmniej tak jak z Club Brugge, to mogą być kłopoty.