5 powodów dla których warto oglądać tę kolejkę BPL

1. You need an ammo. Arsenal w lidze wytacza najcięższe działa, największą możliwą artylerię, ostrzeliwuje każdy milimetr bramki, walczy o każdy centymetr sześcienny boiska. Problem zaczyna się wtedy, gdy team przedwiecznego Wengera musi wyjść na boiska Ligi Mistrzów. Wówczas miejsca dział zajmują pistolety. Na kapiszony.

Nie należy chyba jednak zbyt długo płakać nad rozlanym mlekiem, którego nie da się znów przelać do butelki i trzeba skupić swój ostrzał, na powrót, na Premier League.

A jest na czym swą uwagę skupiać. Już jutro będziemy świadkami wielkiego meczu. Meczycha. Tradycyjni rywale spotykają się 181 raz. Dotychczas to właśnie „Kanonierzy” częściej wychodzili zwycięsko ze starć, bo aż 78-krotnie.

Jeśli dodatkowo spojrzymy na mecze rozgrywane na stadionie Arsenalu, to dojdziemy do prostego wniosku – „Koguty” mają naprawdę ciężką przeprawę – z ostatnich pięciu spotkań wygrali zaledwie jeden jedyny raz, a w klubie nie ma już strzelców bramek z tamtego meczu – Kaboula, van der Vaarta i przede wszystkim Bale’a.

Derby jednak rządzą się swoimi prawami i nie ma czego zakładać z góry. Spójrzcie tylko na to, kto jest najskuteczniejszym strzelcem. Tak, to Emmanuel Adebayor.

2.Murzynek Ighalo w Watfordzie mieszka. 7 bramek ma ten nasz koleżka. Trenuje pilnie przez całe ranki, z Sancheza Floresa czytanki. A gdy na boisko z treningu wraca, strzela, drybluje – to jego praca. Aż bramkarz krzyczy: „Ighalo łobuzie!”, a Odion czarną nadyma buzię. Obrońca powiada: „On znów ucieka”, a on na pole karne umyka. Quique powiada: „Chodź do kąpieli”, a on się boi że się wybieli. Lecz kocha trener swojego „synka”, bo dobry piłkarz z tego Murzynka. Szkoda że Odion czarny, wesoły, nie chodzi razem z nami do szkoły.

Z nami może i nie, ale z angielską klasą już tak. I właśnie w tej klasie zmierzy się z bardzo wymagającym przeciwnikiem – Leicester. Nie mamy jednak obaw o tego Murzynka, bo przecież piłka kocha Floresa „synka”.

Odion Ighalo

3.Pojedynek dla koneserów. Takie oto danie serwuje nam Canal+Sport. Manchester United kontra West Brom. Najnudniejsza gra w tym sezonie stanie naprzeciwko drugiej najnudniej grającej drużynie i jednej z najszczelniejszych defensyw tego roku.

Filozofia van Gaala opierająca się, w dużym skrócie, na tym, że żadnej filozofii tam nie ma i filozofia Tonyego Pulisa, który od wielu, wielu lat jest zwolennikiem prostej, ale za to skutecznej gry. Porządne przygotowanie fizyczne, równie dobre mentalnie i skuteczna do bólu taktyka.

W moim absolutnie subiektywnym odczuciu mam nieodparte wrażenie iż, to zwyczajnie nie będzie dobry mecz. Nie spodziewam się, że komuś uda się sprawić, że zmienię jakoś podejście do tego spotkania. Pulis to facet który zna się na swojej robocie, natomiast mam wrażenie, iż Holender sam gubi się w swoich układankach coraz bardziej. Ciężko mu wyjść poza komfortowe 50 elementów i przerzucić się na coś powyżej 200.

Manchester ma ogromne kłopoty, a pomyśleć, że zaledwie wczoraj zatrudniano Alexa Fergusona (wczoraj i 29 lat temu, ale kto by ku temu przywiązywał uwagę).

4.Sztuka latania. Do tej pory Jurgen Klopp miał w Liverpoolu dość komfortową sytuację. Pierwszy mecz na jego stanowisku zbiegał się ze starciem z Tottenhamem. Jako, że był to jego debiut w Anglii, to nikt nie spodziewał się cudów. Cudów nie było i nikt nie miał pretensji. Kolejne spotkanie to rywalizacja z Chelsea. Chelsea zagnieżdżonej w naprawdę dużym dołku. Cudów nie było, było to co być musiało. Dalej zatrzymujemy się na Rubinie Kazań. Okey, mecz bez historii, wygraliśmy, nikt się nie może specjalnie czepiać.

Teraz jednak zabawa się kończy. Nadlatują „Orły”. Zespół, którego fani Liverpoolu nienawidzą równie mocno, co Manchesteru United, a niektórzy nawet wolą towarzystwo Evertonu niż tego przeklętego Crystal Palace. To dla zespołu Kloppa swoisty mur, przez który cholernie ciężko się przeprawić.

Jeśli jest na sali jakiś fan Liverpoolu, który lubi leczyć się statystykami, to chyba niedługo przestanie. 5 meczów, to zaledwie 2 zwycięstwa „The Reds” zaledwie, bo podopieczni Pardew od lat uważani są za typowy zespół środka tabeli. Od lat nie dla Liverpoolu.

5.Paradoks Chelsea. To dość proste. Im bardziej zespół „The Blues” pod wodzą Mourinho cieniuje, nie potrafi zawiązywać akcji, kopie się kolanem w czoło, tym bardziej trenerzy drużyn przeciwnych kibicują utrzymaniu Portugalczyka na stanowisku.

Nikt jednak nie mówi, że to zły trener. Nie mówią tego przede wszystkim kibice Chelsea, którzy upierają się, że The Special One doskonale wie co robi, a zespół po odniesieniu zwycięstwa z Dynamem Kijów już podnosi się z klęczek. No i nie zapominajmy o tym, że żaden Simeone, czy inny Ancelotti nie wchodzi w grę, bo Jose doskonale wie co i jak i Jose to poskłada, i Jose sprawi, że będziecie trząść portkami. Sprawia to wrażenie dość dziwnej postawy. Można nawet dojść do wniosku, że im gorzej Chelsea grała, tym bardziej za trenerem zespołu opowiadali się jej kibice. Może to ukryta opcja Millwall? A może po prostu paradoks „The Blues”?

Odpowiedź na to pytanie postara się znaleźć Stoke City. „Garncarze” nie powinni być zbyt trudnym teamem do pokonania. Nie powinni, ale mogą. Ot taki paradoks. Ale przecież je uwielbiamy.

Komentarze

komentarzy