5 powodów, dla których warto oglądać tę kolejkę BPL

1.Jest taki dzień…gdy można sobie zadać pytanie:Jakie Gran Derbi?!…co to jest w ogóle za meczy, przy tym co serwuje nam o godzinie 18.30 stacja Canal+Sport. Otóż właśnie wtedy spotkają się ze sobą Manchester City i Liverpool. Absolutny hit nadchodzącej kolejki angielskiej ekstraklasy. Pojedynek, który od kilku sezonów jest uważany za jeden z najważniejszych w całym sezonie BPL. Pojedynek, decydujący, bardzo często, o układzie w tabeli, a także, jak i w tym wypadku, o komforcie psychicznym trenerów.
Ani Klopp, ani Pellegrini nie należą do trenerów, którzy przechodzą wobec porażki swojego zespołu, zupełnie obojętnie. Ich umysł nie potrafi do siebie tego przyjąć, a to stanowić może o istnej bitwie, która ma się rozegrać na naszych oczach już w sobotę. Obydwa zespoły bowiem poniosły swoiste porażki w zeszłej kolejce. Liverpool zrobił to w sposób spektakularny przegrywając, a jakżeby inaczej, z Crystal Palace, „Obywatele” natomiast zaledwie zremisowali z powolutku wychodzącą z marazmu, ale nadal ostatnią, Aston Villą.

Nikt nie zamierza tego tolerować. Dla Jurgena Kloppa jest to też bardzo ważne spotkanie zupełnie z innego względu. Typowi, mało cierpliwi kibice „The Reds”, już teraz, po zaledwie 4 meczach pod wodzą Niemca i po zaledwie 5 zdobytych punktach, zaczynają wywierać presję. Presję, która ma na celu prostą rzecz – były trener BVB musi odcisnąć swoje piętno na zespole z miasta Bitelsów. Musi i już. Najlepiej już dziś, o 18:30.
2. Lekko zatęchła Monka. Obecna sytuacja Garyego Monka nie należy do tych błahych. Nie da się przejść obojętnie obok, powiedzmy sobie wprost, rozczarowującej postawy Swansea w tym sezonie. Zaledwie 14 lokata po 12 kolejkach angielskiej ekstraklasy to nie jest coś na co liczyli fani zespoły, który w ostatnich latach plasował się przecież, w najgorszym wypadku, tuż poza pierwszą 10 – była to 12 pozycja. Przestało to już jednak zadowalać fanów klubu z Walii. Teraz nikomu nie wystarczy środek tabeli, Swansea wzmocniona tuzami pokroju Andre Ayew ma bić się o europejskie puchary i najwyższe laury w kraju, a nie prezentować poziom West Bromu czy Norwich City.

Nikt oczywiście, pozostając przy zdrowych zmysłach, nie myśli poważnie o ewentualnym zwolnieniu Monka. To wciąż młody szkoleniowiec, podobnie jak i jego zespół. Swansea znana była z absolutnego kolektywizmu opierającego się na wspaniałych relacjach trener-zespół.

Gary Monk ma czas, jednakże ten nie będzie wieczny. Wszystko kiedyś minie, również cierpliwość przełożonych. Najbliższe spotkanie z naprawdę słabym Bournemouth musi zakończyć się trumfem „Fabianów” nad „Borucami”. Musi, bo tak orzekł mój umysł. Czyli będzie zapewne zupełnie inaczej.
3. Pojedynek nie do końca zwyczajny. Tottenham kontra West Ham. Z pozoru mecz jakich w Anglii wiele. Ot, kolejne derby Londynu i to nawet nie te najważniejsze. Jednakże tym razem gra będzie toczyła się o coś więcej niż „szacun na dzielni”. Tym razem, to gra o pozycję w tabeli.

Spurs i podopiecznych Bilicia dzieli już nawet nie dystans punktowy, a różny bilans bramek. Przed najbliższą kolejką to popularne Totki mają lepszą sytuację. Wszystko może jednak się odmienić. Wszystko? No dobra, może nie wszystko, ale tak z dwie rzeczy to na pewno.

Po pierwsze – zmienić się mogą pozycje obu zespołów. Mogą one, w najlepszym razie awansować, na 4 pozycję (szokujący awans o jedno oczko), albo spaść na 9 lokatę w tabeli. Nie będzie tragedii, nie będzie szału, ale będą lekkie emocje dostosowane do sytuacji.

Po drugie, co ważniejsze, może się zmienić postrzeganie obu tych zespołów w kontekście obecnej rywalizacji w BPL. Ani Tottenham, ani West Ham nie są traktowane na serio.
„Młoty” uważa się za typową niespodziankę sezonu, która kończy w najlepszym razie na 6-8 lokacie. Natomiast Tottenham…Tottenham wiadomo. Jeśli idzie dobrze, to i tak zaraz się spieprzy i będzie ich czekał kolejny rok bez upragnionej Ligi Mistrzów.

Potencjalna wygra któregoś z tych zespołów ma więc naprawdę duże znaczenie. Walczy się nie tylko o prestiż w Londynie, walczy się także o uznanie i zmianę postrzegania w Anglii. Bo, powiedzmy sobie szczerze, kto by chciał być „Kurczakiem” albo „Młotkiem” bijącym tylko potencjalnie grubsze od innych gwoździe?
4. Kiedy jak nie teraz?! Dobra, z Liverpoolem mogło się nie udać, West Ham też potrafi dołożyć teoretycznie lepszym, Soton wiadomo. Święci hehe to nie będziemy z Kościołem zadzierać. NO ALE KURWA ZE STOKE.

Obraz zespołu zniszczonego, rozbitego i tak po ludzku słabego. Doprawdy nie widzę nic, ale to absolutnie nic pozytywnego w zespole Jose Mourinho. Chelsea może mieć sobie nawet i 98% posiadania piłki, 99 oddanych strzałów, 59 celnych, a po 20 lądujących sobie na słupkach i poprzeczkach. Może mieć to wszystko, ale jeśli nie będzie miała jednego szczegółu to w tym sezonie skończy na środku tabeli.

Aktualnym, o zgrozo, mistrzom Anglii udało się trafić do bramki rywala zaledwie 16 razy. Taką samą liczbę, bądź większa uzyskało aż 9 zespołów. No nie nazwiemy tego dobrym wynikiem. Jeśli idzie o defensywę to wcale nie jest lepiej – 23 wpuszczone bramki. Tylko 3 zespoły są równe pod tym względem, bądź gorzej. Na to jest tylko jedna nazwa tragedia. A może inaczej – tragikomedia.

W najbliższej kolejce „The Blues” będą mieli okazję zmyć, choć częściowo wielką, oleistą plamę, którą zostawiły ostatnie występy, na ich trykotach. Jeśli wszystko pójdzie po ich myśli i tryumfują nad kanarkami z Norwich(będącymi, co śmieszne i interesujące jednocześnie, wyżej w tabeli), to zajmą 13 miejsce. Jeśli jednak ulegną, to w dół polecieć może nie tylko londyński team, ale też ich szkoleniowiec.

 

 

287725

5. Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz? Dziesięć. Ta liczba albo będzie dla Jamiego Vardy swoistym punktem zwrotnym w życiu, albo będzie skałą na którą wpłynie jego statek i po wieki osiądzie na mieliźnie niepełnego sukcesu.

Dziewięć meczów ze zdobytą bramką, z rzędu. Tylko Rudd van Nisterlooy, jeden z najlepszych napastników nie tylko United, ale i całej ligi angielskiej, stoi ponad snajperem z Leicester. Jasne, Jamie Vardy już odniósł SPEKTAKULARNY sukces. Daleko w tyle zostawił Aguero, Coste, Benteke, Lukaku czy Giroud o Gomisie nie wspominając. To jednak może nie wystarczyć. Najbliższe spotkanie Leicester z Newcastle będzie, bez wątpienia, jednym z najważniejszych, o ile nie najważniejszym, meczem w życiu Anglika. Jeśli strzeli popularnym „Srokom”, będzie na wieki zapisany w annałach Premier League, niezależnie od tego, jak potoczy się jego kariera. Czy trafi do Chelsea, czy do Manchesteru United, czy innego Liverpoolu, ten gol może być rzeczą, która zapewni mu wieczność, przerwaną dopiero za długi czas. Jeśli nie strzeli…cóż. Vardy może odnieść psychiczną porażkę, z której może się już nie podnieść.

 

 

 

Komentarze

komentarzy