Jeżeli miałaby powstać czwarta część filmu „Gol” z pewnością głównym bohaterem nie powinien być Santiago Munez, a Jonas Gutierrez. Wydarzenie, które miało miejsce wczoraj z pewnością przejdzie do historii angielskiej piłki. Przypomnijmy – w maju 2013 u argentyńskiego skrzydłowego wykryto raka jąder. Wydawało się, że jest to koniec kariery ambitnego i walecznego zawodnika, który zawsze zostawiał serce na boisku. Mówił o nim Peter Lovenkrands: „To jeden z moich ulubionych piłkarzy. Niesamowity wojownik. Bardzo zasmuciła mnie wieść o jego chorobie. Mam nadzieję, że szybko ją pokona i znowu założy biało-czarną koszulkę.” Słowa Duńczyka okazały się prorocze. Gutierrez postanowił się nie poddawać, czego efekty będzie można zaobserwować już dwa lata później. Najlepszym przykładem na jego niezwykłą determinację jest to, że będąc faszerowanym chemią, postanowił przebiec maraton w Buenos Aires. O tym jak wyczekiwano i wspierano Gutierreza, świadczyć może najlepiej jego powrót na boisko, który miał miejsce 6 marca 2015 roku, w meczu przeciwko Manchesterowi United. Niestety późniejszymi występami koledzy nie dawali dużo powodów do uśmiechu Argentyńczykowi.
https://www.youtube.com/watch?v=84SLsNI57vo
Wczorajszy mecz był dla Newcastle United najważniejszym w sezonie. Zdawano sobie doskonale sprawę z tego, że spadek wcale nie jest mrzonką. Hull City, znajdujące się w strefie spadkowej przed 38. kolejką Premier League traciło zaledwie dwa punkty do Newcastle. Jedyne co działało na korzyść „Srok” to fakt, że Hull miało zdecydowanie trudniejszego przeciwnika. „Tygrysy” mierzyły się na własnym obiekcie z Manchesterem United i miały raczej niewielkie szanse na wygraną. Newcastle z kolei podejmowało West Ham, który prezentował się ostatnimi czasy bardzo przygnębiająco. Newcastle jednak wcale nie prezentowało się lepiej. Wystarczy przypomnieć, że wczorajsze zwycięstwo z „Młotami” było pierwszym od 28 lutego! Katastrofalna forma pod koniec sezonu spowodowała, że wizja spadku stała się całkiem realna.
W pierwszym składzie na „mecz o wszystko” znalazł się Jonas Gutierrez. Pierwsza połowa była raczej spokojna. Najlepiej świadczy o tym wynik jaki utrzymał się do przerwy – bezbramkowy remis. W drugiej odsłonie spotkania drużyna Johna Carvera wiedziała, że musi się sprężyć i strzelić gola, bo w innym przypadku może być gorąco. Nie można bowiem liczyć na potknięcia innych rywali, tak jak robi się to chociażby w polskiej Ekstraklasie. Cel został zrealizowany w 54 minucie za sprawą Moussy Sissoko, który uspokoił 52 tys. fanów zasiadających na St James’ Park. Na tym jednak nie można było poprzestać i należało dążyć do całkowitego pogrążenia przeciwnika. W 85 minucie wydarzyło się coś, co spowodowało, że poziom decybeli w Newcastle mógł znacznie przekroczyć normę. Swojego gola strzelił Jonas Gutierrez, przypieczętowując w ten sposób pozostanie Newcastle w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Ten sam piłkarz, który jeszcze dwa lata temu był wyniszczony przez chemię i walczył z rakiem. Ten Jonas Gutierrez, który w 2014 roku przyznał, że pojawiły się przerzuty. Nawet najwięksi twardziele z Newcastle po zobaczeniu Jonasa celebrującego swojego gola musieli przetrzeć oczy rękawem. Piłka nożna po raz kolejny napisała cudowny scenariusz. Tu możemy zobaczyć wywiad pomeczowy z Jonasem, który opowiada o swoich emocjach, związanych z wczorajszym meczem
https://www.youtube.com/watch?v=O_Oz70U2Eq4
Niestety choroby nie omijają wspaniałych piłkarzy. Doskonale pamiętamy Stilliana Petrova z Aston Villi, który również zmaga się z chorobą nowotworową. Jego pożegnanie z kibicami Celticu również było bardzo poruszające:
https://www.youtube.com/watch?v=4zPN-s5pof0
Pozostaje się tylko cieszyć, że piłkarze to wojownicy, którzy nie zamierzają dać się chorobie. Przykład Gutierreza jest dla nas bardzo pouczający i po raz kolejny uświadamia, że nie warto się nigdy poddawać. W tej chwili argentyński skrzydłowy może wygodnie rozsiąść się w fotelu i cieszyć się swoim przyczynieniem do utrzymania ukochanej drużyny w ekstraklasie. W Newcastle można w końcu otworzyć szampany i świętować pozostanie w Premier League. Wczoraj zadowoleni byli wszyscy: od piłkarzy, po Johna Carvera, kibiców, aż po samego Mike’a Ashleya, który sam wczoraj miał problemy z opanowaniem wzruszenia.