Równo 16 lat temu, w drużynie Tottenhamu zadebiutował Ledley King. Zawodnik, z którym nie może się równać żaden z obecnych defensorów „Kogutów”. King był piłkarzem fantastycznym. Sam Thierry Henry stwierdził kiedyś, że jest to najlepszy obrońca, przeciwko któremu przyszło mu się mierzyć. Legendarny napastnik Arsenalu mówił o nim:
– To najlepszy obrońca, przeciw któremu grałem. Był jedynym, który nie musiał mnie faulować, aby odzyskać piłkę.
Kibice Tottenhamu pewnie bardzo mocno żałują, że tak świetny piłkarz, na dodatek bardzo mocno związany z White Hart Lane, musiał zakończyć przedwcześnie karierę. Jego debiut przypadł na maj 1999 roku, kiedy to 19-letni King wyszedł na boisko w meczu z Liverpoolem. Choć Tottenham przegrał to spotkanie 2:3, Ledley zebrał bardzo pozytywne opinie. Potem coraz odważniej zaczął pukać do pierwszego składu, aż w końcu na stałe zagościł w chwiejnej (jak zresztą zawsze) obronie Tottenhamu, będąc jej kluczowym elementem, najbardziej godnym zaufania. W 2002 roku strzelił najszybszego gola w historii Premier League przeciwko Bradford City. Obrońca potrzebował do tego zaledwie 10 sekund. Trafienie to możemy zobaczyć tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=cmy3gdehww4
Każdy kibic Tottenhamu zgodzi się z opinią, że był to jeden z najlepszych obrońców w historii drużyny z White Hart Lane. Nie bez kozery został bowiem wybrany przez The Times na 25 piłkarza w rankingu najlepszych graczy w historii „The Spurs”. Kinga zniszczyło jego przeklęte kolano. Przypomnijmy: wszystko zaczęło się w 2006 roku. Podczas obozu przygotowawczego Ledley nabawił się, wydawałoby się niegroźnego urazu. Okazało się jednak, że kontuzja wyeliminuje go z gry do września. We wrześniu symptomów poprawy nie było widać, a kontuzja lubiła powracać do kapitana „Kogutów”. W tym ważnym dla Tottenhamu sezonie („The Spurs” grali w ćwierćfinale Pucharu UEFA), Ledley King zagrał w mniej niż w połowie wszystkich meczów. Rok później liczne urazy nadal nie omijały kapitana Tottenhamu, jednak mimo to, Ledley stworzył świetną parę stoperów z Jonathanem Woodgate’m i poprowadził Tottenham do triumfu w Pucharze Ligi, swoją drogą ostatniego trofeum, z którego mogli cieszyć się fani „Kogutów”.
Gdy stery na White Hart Lane przejął Harry Redknapp, postanowiono sobie za priorytet poprawienie kondycji Kinga. Wytyczono mu indywidualny tok trenowania. Ledley nie uczestniczył w grupowych treningach, jedynie biegał i pływał. Na dłuższą metę nie mogło to zdać egzaminu. King mógł grać raz na tydzień, przez co albo oszczędzano go w pucharach, albo dawano mu wolne w lidze. Z pewnością wielu piłkarzom się to nie podobało. King, praktycznie bez treningu miał zapewnione miejsce w składzie, natomiast ciężka praca innych nie zawsze przynosiła skutek. Nikt jednak nie mógł otwarcie skrytykować legendy Tottenhamu, zwłaszcza, że swoją postawą na boisku udowadniał, że warto na niego stawiać. Problemem Kinga był też jego rozrywkowy tryb życia. Obrońca Tottenhamu lubił się dobrze zabawić i był stałym bywalcem londyńskich nocnych klubów. Na pewno nie pomagało mu to w uleczeniu kolana.
Szkoda, bo był to obrońca wybitny. Kto wie, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby nie permanentny problem z kolanem. Być może stałby się liderem nie tylko Tottenhamu, ale i reprezentacji Anglii, w której ostatecznie rozegrał tylko 21 meczów, strzelając przy tym dwa gole. Do dzisiaj jest jednak na White Hart Lane bardzo miło wspominany. Na pewno przydałby się też w drużynie Mauricio Pochettino taki lider, jakim niewątpliwie był King. Obrońca związany całe życie z Tottenhamem powiesił ostatecznie buty na kołku po sezonie 2011/2012. Ciekawostką jest fakt, ,że przez całą swoją karierę ten charyzmatyczny piłkarz otrzymał raptem 8 żółtych kartek, grając na dość newralgicznej pozycji. Ledley King założył koszulkę z kogutem na piersi 268 razy, 10 razy pokonując bramkarzy rywali. Z pewnością ten licznik mógł zatrzymać się na większej liczbie.
Właśnie za takimi interwencjami tęsknią wszyscy ludzie związani z Tottenhamem. Dzisiejsza obrona „Kogutów” wygląda bowiem fatalnie i nikt nie jest w stanie zastąpić legendarnego Kinga. Na pewno na wspomnienie tego nazwiska niejedna łezka w oku fana Tottenhamu może się zakręcić. Wielka szkoda, że tak wspaniały zawodnik został zniszczony przez kontuzje. Z pewnością dla wielu sympatyków „Kogutów” może być to bohater naszych czasów, cytując znanego rosyjskiego poetę, Michaiła Lermontowa.