We wszystkich najważniejszych ligach Europy znajdziemy Polaków, którzy godnie reprezentują swoje kluby. We Włoszech mamy Kamila Glika, który nawet został kapitanem Torino, we Francji jest Kamil Grosicki, który po ciężkiej kontuzji doczekał się nawet transparentu od kibiców Stade Rennais. Grzegorz Krychowiak zbiera ostatnio fantastyczne oceny w barwach Sevilli, coraz śmielej w Deportivo La Coruna poczyna sobie Cezary Wilk, a o trójcy z Bundesligi w postaci Łukasza Piszczka, Jakuba Błaszczykowskiego oraz Roberta Lewandowskiego wiemy chyba wszyscy. W Anglii od wielu lat z powodzeniem występują bramkarze – Łukasz Fabiański oraz Wojciech Szczęsny. Do niedawna w Southampton grał też Artur Boruc. W tym roku, w Premier League zadebiutował w końcu gracz z pola – Marcin Wasilewski. Dlaczego tak długo wyczekiwaliśmy na Polaka, który zagrałby w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii na innej pozycji niż bramkarz?
Cofnijmy się nieco w czasie: dokładniej do 19 sierpnia 1992 roku. Wtedy to padł ostatni gol w Premier League strzelony przez Polaka. Bramkę tę strzelił obecny szkoleniowiec Górnika Zabrze, Robert Warzycha. Była to bramka nie byle jaka, Warzycha poradził sobie fantastycznie z Garym Pallisterem i nie dał szans samemu Peterowi Schmeichelowi (na filmiku od 0:12 do 0:30).
Przez 22 lata nie widzieliśmy Polaka na liście strzelców w protokole pomeczowym. Żeby było jeszcze smutniej: widzieliśmy raptem kilku zawodników, którzy grali w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. Od 1992 roku, czyli od powstania Premier League, mieliśmy tylko siedmiu graczy z pola. Trudno powiedzieć, żeby któremuś udało się zrobić na Wyspach karierę.
Wydawało się, że największe szanse na zrobienie kariery w Anglii ma napastnik Grzegorz Rasiak. W 2004 roku, po sukcesach w barwach Groclinu Grodzisk Wielkopolski, podpisał kontrakt z Derby County i pokazał się z dobrej strony zdobywając 18 bramek w 41 występach. Zwrócił tym uwagę Tottenhamu, który w 2005 roku zdecydował się na podpisanie kontraktu z polskim napastnikiem. Niestety, Premier League okazała się ligą zbyt wymagającą dla Rasiaka, który nie znalazł zupełnie uznania w oczach Martina Jola. Warto jednak zauważyć, że popularny „Rasialdo” zdobył bramkę w swoim debiucie z Liverpoolem, jednak gol ten nie został uznany, co było kwestią mocno dyskusyjną. Oprócz niezaliczonej bramki, Polak zaliczył też strzał w poprzeczkę. Interesująco wyglądał jego debiut w barwach „The Spurs”, Rasiak zebrał bardzo dobre noty, jednak na tym skończyły się jego pozytywne akcenty w Tottenhamie. W barwach „Kogutów” rozegrał jeszcze siedem meczów, niestety już dużo gorszych i jego kariera na White Hart Lane dobiegła końca. Na pocieszenie, jego dalsze losy w Anglii potoczyły się dużo lepiej. W występującym wówczas w Championship Southampton do dzisiaj jest mile wspominany, kilka bramek na zapleczu Premier League strzelił też w barwach Reading. Nie możemy o nim powiedzieć, żeby był nauczycielem dryblingu Garetha Bale’a, ale czasem zdarzyło mu się strzelić niesamowitą bramkę:
Epizody w Premier League zaliczyli również Jarosław Fojut oraz Emmanuel Olisadebe. Niestety ich występy można policzyć na palcach jednej ręki, Fojut rozegrał w Boltonie jeden mecz, a „Oli” dwa.
Dużo więcej występów w angielskiej ekstraklasie zaliczył Dariusz Kubicki, który reprezentował barwy Aston Villi oraz Sunderlandu. Z czasami jego gry dla „Czarnych Kotów” wiąże się interesująca historia. Kubicki mógł zostać rekordzistą klubu, rozgrywając 125 meczów pod rząd, jednak trener nie wystawił go w pierwszym składzie, ponieważ wyleczył się Martin Scott, nominalny lewy obrońca, sprowadzony do klubu za wówczas duże pieniądze – 750 tys. funtów. Trener Peter Reid umieścił Polaka w szerokim składzie, jednak ten miał dużo większe ambicje, więc na mecz po prostu… Nie pojechał.
Po piątkowym treningu trener Reid wziął mnie na rozmowę. Tydzień temu trafiłem do jedenastki kolejki. Jednak gdy jechaliśmy do Leeds, akurat wyleczył się Martin Scott. Reid powiedział, że skoro klub zapłacił za zawodnika 750 tysięcy funtów, to gdy jest zdrowy, musi grać. Zapytałem czy jest pewny, powiedział że tak. Zamiast do autobusu, wsiadłem więc do samochodu i pojechałem do domu. – opowiada Kubicki.
Co ciekawe, Kubicki nie poniósł z tego powodu żadnych konsekwencji. Trener poprosił go jedynie o to, żeby nie szedł do prasy. Drużyna bez Kubickiego przegrała 0:3, a Scott zerwał mięsień Achillesa.
Kolejnym polskim zawodnikiem grającym w Premier League był Zbigniew Kruszyński. Był członkiem „Szalonego Gangu” z Wimbledonu. Popularny „Detzi” zajął pierwsze miejsce w rankingu piłkarzy, którzy sprawiali najwięcej problemów komentatorom. Sam Kruszyński przyznaje, że do Anglii wyjechał między innymi dlatego, żeby nauczyć się języka. Wiedział, że mówienie po angielsku ułatwi mu życie i to był jeden z jego priorytetów. Dlatego, gdy po meczu z Bayerem Leverkusen podszedł do niego Bobby Gould i zaproponował mu wyjazd do Wimbledonu, Kruszyński nie wahał się ani sekundy. Choć początki nie należały do najłatwiejszych, polski pomocnik zacisnął zęby i nie poddawał się. Zaowocowało to w 1989 roku ofertą z Norwich. Sam o sobie mówi „spokojny członek Szalonego Gangu”. Do dzisiaj wspomina ciekawe historie z udziałem Dennisa Wise’a, Vinniego Jonesa i Johna Fashanu.
Pamiętam jak Vinnie Jones wziął do ręki wielki młot i rozwalił nimi drzwi od szatni Liverpoolu. Tak po prostu. To byli naprawdę szaleni ludzie. Ja należałem do tej spokojniejszej części drużyny. – mówi Kruszyński.
Mimo, że w nowopowstałej Premier League Kruszyński zagrał w barwach Wimbledonu tylko jesienią 1992 roku, do dzisiaj jest tam ciepło wspominany. Wiosną 1993 roku grał już w barwach Brentford, a rok później reprezentował już barwy Coventry City. W Premier League rozegrał łącznie 67 meczów i strzelił cztery bramki. Z powodów politycznych, nigdy nie wystąpił w reprezentacji Polski. Jest to z pewnością wielka strata, ponieważ Kruszyński grał u boku samego Andrzeja Iwana. Na zakończenie, warto przedstawić jego wspomnienie dotyczące Vinniego Jonesa, dzisiaj znanego głównie z Hollywood:
Piłkarsko był to człowiek bardzo ograniczony. Specjalizował się w czarnej robocie i idealnie wpasowywał się w realia angielskiego futbolu. Mógłby przejść po tobie i nawet by tego nie zauważył. Tak samo by było, gdyby złamał ci nogę. Dla niego trening był równie ważny jak mecz, gdy przybyłem na pierwszy trening, nie miałem ochraniaczy a Vinnie musiał mnie sprawdzić. Kilka razy mocniej się z nim starłem, jednak nie spanikowałem i potem miałem spokój. – kończy Kruszyński.
W Premier League grał również świetny polski pomocnik, Piotr Świerczewski. Jednak niestety słowo „grał” jest tutaj sporym nadużyciem, ponieważ popularny „Świr” rozegrał w barwach Birmingham zaledwie jeden mecz. Nie przebił się do pierwszego składu i nie zawojował Anglii. Jednak jak sam przyznaje, było to dla niego sporym przeżyciem i szansą poznania ligi angielskiej od środka. Świerczewski wystąpił w prestiżowym meczu z Chelsea. Wszedł z ławki rezerwowych, gdy jego koledzy przegrywali 0:2. Wejście „Świra” dużo nie pomogło i skończyło się na 1:3 dla „The Blues”.
Przed powstaniem Premier League, grało też kilku Polaków – był między innymi legendarny Kazimierz Deyna, który reprezentował barwy Manchesteru City. W 1978 roku przyszedł z Legii i rozegrał w barwach „The Citizens” 38 meczów, strzelając 12 bramek w trzy lata. Nie był to zbyt imponujący bilans, jego przesunięcie do rezerw spowodowało, że popularny „Kaka” wolał podpisać kontrakt w Stanach Zjednoczonych. Do dzisiaj jednak jest wspominany na Wyspach, tak wypowiadał się o nim Gary Owen, zawodnik Manchesteru City w latach 1975-1979:
Jego przyjście to wielkie wydarzenie. Przychodził w końcu do nas zawodnik, który był w trójce najlepszych piłkarzy na świecie. Nie zapomnę jak znalazłem się obok niego i mogłem zdobyć jego autograf. Piłka nożna to była moja pasja, a Deyna był jednym z ulubionych i najbardziej szanowanych przeze mnie piłkarzy.
Polskim kibicom pozostaje liczyć, że w końcu pojawi się w Premier League Polak, który regularnie będzie reprezentował barwy swojego klubu. Do tej pory najgłośniej było o zainteresowaniu Liverpoolu oraz Manchesteru City graczem Borussi Dortmund – Jakubem Błaszczykowskim. Wydaje się, że Zbigniew Kruszyński zostałby zdetronizowany w rankingu piłkarzy sprawiających najwięcej problemów angielskim komentatorom. Polski skrzydłowy zdecydował się jednak wówczas na odrzucenie oferty angielskich drużyn. Ciekawe czy w obecnej sytuacji BVB również zdecydowałby się na odmowę angielskim gigantom. Na razie polskim kibicom pozostaje radość z oglądania popisów Wojtka Szczęsnego oraz Łukasza Fabiańskiego w bramkach Arsenalu i Swansea. Do tego mamy coraz śmielej pukającego do drzwi Premier League Marcina Wasilewskiego, który ostatnio znalazł się nawet w jedenastce kolejki. Mimo wszystko, czekamy na więcej.
Sport your no pierce body jewelry on your next night out
miranda lambert weight loss The Finest La Perla Lingerie For Life
rob kardashian weight lossshirts from the Rolling Stones and Led Zepelling being auctioned