Bohater Gil

Nie rozumiem tej krytyki nacierającej ze wszystkich stron na Pawła Gila. Główny arbiter wraz z swoimi kolegami powinien być raczej noszony na rękach przez piłkarzy Legii, trenera Berga i kibiców stołecznej drużyny. Być może pan Gil uratował punkt liderowi Ekstraklasy. Być może zostawił jeszcze odrobinę nadziei tym, którzy wierzą, że po podziale punktów Legia będzie miała bezpieczną przewagę nad Ruchem, Wisłą i Lechem.

Ta ręka Juniora już na zawsze pozostanie kwestią sporną, bez jasnej odpowiedzi. Poszkodowana strona oraz cześć obserwatorów krytykuje decyzję Gila, a inni, w tym szef polskich sędziów, chwali arbitra i gratuluje prawidłowego użycia gwizdka. Kto ma rację? Każdy! Rzeczywiście Dossa Junior – jak to się ładnie mówi – powiększył powierzchnię swojego ciała za pomocą ręki. Z drugiej strony, gdyby piłka odbiła się normalnie, zapewne nie sprawiłaby większych problemów Kuciakowi.

Przyjmijmy taki scenariusz, w którym naprawdę Paweł Gil i jego koledzy źle zinterpretowali daną sytuację. Normalnie należałoby się im kilkaset gorzkich słów oraz ich premia odpłynęłaby w świat krain i snów. Jak zawsze w podobnych przypadkach. Uważam natomiast, że nawet jeśli sam Najwyższy orzekłby winę sędziów, to i tak kibice Legii powinni im dziękować za rzut karny. W ten sposób ich ukochany klub wrócił przynajmniej z jakimkolwiek punktem.

Gdyby Gil w ogóle nie zainterweniował, wtedy rzecz jasna karnego by nie było, ale co nie oznacza, że Śląsk tak czy siak nie trafiłby do siatki. Gospodarze nadal byliby zmotywowani do ofensywnej gry i za którymś razem Dudu lub Pich zagraliby wreszcie perfekcyjną piłkę do Marco, który w takich sytuacjach rzadko chybia. Gol strzelony później zawsze zmniejsza szansę na odrobienie strat. Legia mogłaby już nie zdążyć z pokonaniem świetnie broniącego w ten dzień Kelemena.

Naturalnie domniemania w stylu „co by było gdyby” są zawsze głupie, ale tym razem podałem bardzo realny przebieg wydarzeń w przypadku braku jedenastki. Otóż przez całą drugą połowę, aż do bramki Paixao, Legia przeżywała straszną depresję z powodu niewykorzystanych sytuacji Ondreji Dudy i nawet nie chciała sprawdzić dokładnie rysów twarzy Kelemena. Nad słowackim pomocnikiem pastwić się nie zamierzam, ponieważ dziwnym trafem w Polsce o nowych mówi się zazwyczaj, że potrzebują ogrania i na dodatek muszą się przyzwyczaić do naszego powietrza, trawy i piłki z Pumy. Dlatego również pójdę tym tropem i wierzę, że Duda następnym razem lepiej przystosuje stopę do uderzenia, czego konsekwencją będzie bramka. Ale wracając do tematu. Legioniści będący w głębokiej depresji nie mieli zamiaru próbować wejść w pole karne Śląska. Dopiero właśnie ten krytykowany przez wszystkich rzut karny ożywił Radović’a, a wraz z nim przebudziła się cała drużyna. Na nowo zafunkcjonowała taktyka „na Rado”, która nie dość, że zaowocowała bramką autorstwa wspomnianego Serba, to jeszcze po jego wcześniejszym zagraniu Kucharczyk mógł (musiał) jako pierwszy wyrównać. Więc czy ten karny był aż tak zły? Chyba nie! Myślę, iż uratował skórę wojskowym. Bo do tej 66 minuty nie widzieliśmy żadnych przesłanek, które mogły nam kazać pomyśleć: „Legia teraz ich pociśnie!”. Niczego takiego nie było! Jednak po decyzji Gila, po karnym Paixao, ta machina, która ma być podobno naszym mistrzem, ruszyła i przynajmniej wyrównała. W rzeczywistości Legia powinna wygrać, lecz po to mecz trwa 90 minut, aby przez ten czas grać. Natomiast wojownicy ze stolicy zagrali pewnie połowę tego, za to w kolejnej części spotkania mieli okazję się przekonać, co oznacza przysłowie „niewykorzystane sytuacje się mszczą”.

Abstrahując całkowicie od Gila i spotkania we Wrocławiu. Legia na wiosnę rozegrała 3,5 meczu i trudno mówić o jakimś szale. Raczej styl prezentowany przez nią pasuje lepiej do atmosfery pogrzebu. Gra po prostu nie powala. Rozbicie Górnika 0-3 o niczym nie świadczy, ponieważ zabrzanie na wiosnę byli, są i będą wyłącznie dostarczycielami punktów. Nasuwa mi się na język pytanie: kto jest idiotą? Bogusław Leśnodorski, który zapowiedział złote góry, klub w LM, a na razie ma pusty stadion, możliwe problemy z kasą i coraz więcej cudzoziemców – średniaków? A może Henning Berg? Dostał praktycznie gotową drużynę, jedną z najbogatszych w Polsce, miał dużo czasu na zapoznanie się ze wszystkimi i wprowadzeniem swoich innowacji, ale jednak nic się nie zmieniło od czasów Jana Urbana. Według niektórych jest gorzej, bowiem przez te 3,5 meczu żaden z nowych nabytków nie wybił się ponad poziom typowego ligowca, wciąż stosowana jest taktyka „na Rado” i brakuje dobrego napastnika.

Pozostaje jeszcze trzeci wariant: piłkarze są idiotami. Może najzwyczajniej w świecie są za słabi na Europę, bo tylko o takich aspiracjach możemy mówić w przypadku Legii. Nie kumają o co chodzi temu łysemu Norwegowi i co mecz postanawiają grać po swojemu, czyli (tu nie zaskoczę) „na Rado”.

Czemu mi tak zależy na Legii? Ponieważ sądzę, że jest jedynym poważnym kandydatem w naszym kraju do bicia się o Ligę Mistrzów lub przynajmniej dokonania czegoś w Lidze Europy. Jednak zaczynam wątpić. Wierzyłem w erę Leśnodorskiego i jego odwagę, lecz kompromitacja w LE walnęła mnie mocno w twarz i wróciłem na ziemię. Nadzieje powróciły po zmianie trenera, ale dzisiaj znów nie mam pewności. Chyba pora zrozumieć, gdzie się znajdujemy. Nasze drużyny powinny się pokazywać na swoim ogródku i nigdzie więcej. Na cudzych działkach są jedynie chłopcami do bicia. I nawet wielkie plany Leśnodorskiego, i „wielki” Norweg z United najprawdopodobniej tego nie zmienią.

 

/Kastel/