Obowiązek nienawiści: Wisła – Cracovia

Stadionowe rozróby, bójki, przepychanki słowne, wulgarne przyśpiewki, kontrowersyjne wywiady udzielane mediom przez piłkarzy i trenerów, czy „artyzm” widoczny na miejskich murach, garażach i przystankach – to tylko niektóre z przykładów zachowań nienawidzących się drużyn piłkarskich i ich kibiców. Od kilku tygodni macie okazję przyjrzeć się tej ciemniejszej stronie kibicowania. Na początku zwiedzaliśmy Wyspy, gdzie odwiedziliśmy Londyn, Glasgow, Manchester i Liverpool. Jakiś czas później przenieśliśmy się do Warszawy i Poznania. Zostańmy więc jeszcze przez chwilę w „kraju, gdzie piłka nożna stanowi białą plamę na mapie świata, a w Europie więcej słychać o jej kibicach” i zbadajmy konflikt, o którym w Polsce jest najgłośniej. Panie i Panowie, witam w Krakowie – mieście, w którym ilość kibiców jest wprost proporcjonalna do ilości stacjonujących tam gołębi.

Wszystko zaczęło się już w roku 1906, w tym czasie obydwa kluby zostały założone. Cracovia jest starsza od swojej rywalki o zaledwie kilka miesięcy, biorąc zaś pod uwagę sukcesy obydwu klubów, Wisła bije Cracovię na głowę. „Biała gwiazda” jest trzynastokrotną mistrzynią Polski i dwunastokrotną wicemistrzynią. Ma też na koncie czterokrotny tryumf w Pucharze Polski. „Pasy” mogą pochwalić się pięciokrotnym mistrzostwem Polski oraz dwukrotnym wicemistrzostwem. Drużyna tryumfowała również raz w Mistrzostwach Galicji. Przepaść, która utworzyła się pomiędzy drużynami, daje kibicom Wisły satysfakcję oraz szereg powodów do wyśmiewania odwiecznego rywala. Na ich korzyść przemawia również to, że ostatni wielki sukces „Pasów” miał miejsce w… 1948 roku, podczas gdy „Biała gwiazda” została mistrzem kraju ostatni raz w roku 2011. Konflikt zaostrza fakt, iż drużyny pochodzą z jednego miasta, to zawsze komplikuje relacje pomiędzy klubami. Kibice podzieleni są na poszczególne dzielnice i obszary. O tym, komu kibicują, decyduje nie tylko miejsce zamieszkania, ale też pochodzenie i wychowanie, dzieci często zostają spadkobiercami wiary po fanatycznych rodzicach, czy dziadkach. Już od najmłodszych lat ukierunkowuje się je ku „właściwej drodze” i przedstawia „jedyny słuszny wybór”. Tę sytuację można łatwo zobrazować: wyobraźcie sobie, że zakładacie sklep, obojętnie jakiej branży. Jesteście jedynym takim biznesem w okolicy, świetnie prosperujecie, jeszcze lepsze macie perspektywy. Włożyliście w ten interes dużo pracy, zyskaliście wielu klientów i wciąż zabiegacie o nowych, aż tu nagle… Nieopodal wyrasta Wam konkurencja. Mimo tego, że nie zostaliście bezpośrednio dotknięci, automatycznie pałacie nienawiścią do rywala, prawda? Niechęć odczuwają również Wasi potomkowie i tak aż przez kilka pokoleń. To samo ze stałymi klientami – co wierniejsi zostają przy Was, nawet mimo lepszej sytuacji u konkurencji, swoją sympatię i oddanie przekazują również swoim dzieciom. W ten sposób powstają dwa rożne obozy wraz ze swoimi grupami sympatyków, którzy automatycznie odczuwają wzajemną niechęć, zazdroszczą sobie sukcesów i za wszelką cenę chcą sobie dokuczyć w przeświadczeniu, że to właśnie ich drużyna jest lepsza. Proste. 

Derby Krakowa są nazywane w Polsce „świętą wojną”. Autorstwo tego określenia przypisuje się obrońcy Cracovii Ludwikowi Gintelowi, który przed jednym z meczów z Wisłą miał powiedzieć do kolegów w szatni „No to chodźmy, panowie, na tę świętą wojnę!” Pierwsza odnotowana w prasie „święta wojna” odbyła się 20 września 1908 roku i zakończyła się remisem 1:1. Prawdopodobnie grano już wcześniej, lecz daty i wyniki nie zachowały się. Najsłynniejszy pojedynek obu klubów odbył się w roku 1948. W pierwszych po II wojnie światowej rozgrywkach I ligi obydwa kluby miały identyczną liczbę punktów i o mistrzostwie Polski decydował dodatkowy mecz na neutralnym stadionie. 5 grudnia 1948 na stadionie Garbarni Kraków Cracovia pokonała Wisłę 3:1 i to ona została mistrzem. Ogółem drużyny zagrały ze sobą 188 razy. 

Dość już sztywnych statystyk, pora przejść do meritum. Fani Wisły przez swoich wrogów nazywani są „psami”, ci z Cracovii – „Żydami”. Te osobliwe określenia mają swój historyczny początek. Wisła była przez jakiś czas klubem milicyjnym, a powszechnie wiadomo, jaki stosunek do wszelakich służb porządkowych mają kibole. Jeśli zaś chodzi o określenie stosowane wobec Cracovii, sprawa wygląda nieco inaczej. Fani „Pasów” nazywani są „Żydami” ze względu na postać Józefa Lustgartena. Ten człowiek (pochodzenia zarówno żydowskiego jak i polskiego) jest przez wielu błędnie uważany za założyciela Cracovii – w istocie nie był nim, bo do klubu dołączył dopiero we wrześniu 1906 roku. Z pewnością natomiast był i jest jednym z symboli drużyny. To właśnie on był pomysłodawcą nazwy „Cracovia” i wieloletnim bramkarzem zespołu, choć grał w nim także jako napastnik i pomocnik. W latach 30-tych XX wieku narastał w Europie faszyzm. Jednym z pierwszych postulatów było wprowadzenie zasady numerus clausus na polskich uczelniach, czyli ustanowienie limitu liczby studentów pochodzenia żydowskiego. W świecie piłki nożnej postulowano całkowity zakaz dostępu dla Żydów, niektóre kluby sportowe wprowadziły taki przepis. Statut Wisły Kraków zabraniał przynależności nie-Polakom. Ten fakt wyjaśnia, skąd pejoratywny wydźwięk słowa określającego kibiców Cracovii. Do dziś podczas derbowego spotkania można usłyszeć przyśpiewkę „Żydzi, Żydzi palą się!” I choć ten osobliwy utwór uderzać ma w kibiców przeciwnej drużyny, ma mocne zabarwienie antysemickie. Biorąc do tego pod uwagę fakt, że nieopodal Krakowa znajduje się miejsce, gdzie faktycznie palono Żydów, przyśpiewka wzbudza coś więcej niż niesmak.

Podczas gdy w całej Polsce ustawki kiboli polegały przeważnie na walce na gołe pięści lub kastety, stolica Małopolski rządzi się pod tym względem swoimi prawami. W Krakowie pseudokibice długi czas preferowali… noże i maczety. Czasem też w grę wchodziły siekiery i łańcuchy. Ludzi (ludzi?), o których mowa nie interesują wyniki, ani sport sam w sobie. Dla nich to był tylko pretekst o wszczęcia kolejnych krwawych zamieszek, tamtejsza policja posuwa się nawet do stwierdzenia, że cała walka toczy się o wpływy w mieście, a strony sporu wmieszane są w niemałe afery narkotykowe. Konkretne grupy pseudokibiców stworzyły własne gangi, przez długi czas Wisłę „reprezentowali” Sharks i Devils, w Cracovii główny prym wiódł Jude Gang. Istniały (a może istnieją nadal?) też Antywisła i Samoobrona. Wspomniane kluby prowadziły nawet własne informatory i gazetki, stworzyły również pewien kodeks. Jednym z punktów wspomnianego kodeksu jest to, aby nożem atakować pośladki lub uda przeciwnika, nie dopuszczając do jego śmierci. Ofiara ma przeżyć i zapamiętać raz na zawsze, kto rządzi w mieście. Brzmi upiornie, prawda? Nie każdy owych uregulowań przestrzega, ofiar (wcale nie takiej świętej) wojny jest całe mnóstwo. Dokładnych statystyk nikt nie zna, ponieważ nie zawsze udało się dokładnie ustalić, na jakim tle zostało popełnione morderstwo. Przytoczę teraz kilka najbardziej mrożących krew w żyłach przypadków napaści na kibiców przeciwnej drużyny.

W 2007 roku w Kielcach zginął fan Korony – „Małpa”. Śledztwo wykazało, że zakatowali go Wiślacy. Dlaczego? Bo Cracovia miała dobre relacje z Koroną. To wydarzenie bynajmniej nie stało się dla kiboli Wisły powodem do wstydu i zażenowania. Bestialsko zabity mężczyzna stał się bohaterem przyśpiewek fanatyków „Białej gwiazdy”, przy okazji derbów z sektoru Wiślaków rozlegał się śpiew „rachu, ciachu, Małpa w piachu!” Gratulacje. Poziom najwyższego zbydlęcenia został osiągnięty.
Martwym bohaterem żenującej piosenki pseudokibiców Wisły stał się również czołowy aktywista konkurencyjnej Cracovii pseudonim „Człowiek”. Kibole „Białej gwiazdy” urządzili na szalikowca „Pasów” zasadzkę. Tłukli go pałkami i cięli maczetami, a kiedy upadł w kałuży własnej krwi, uciekli. Mimo natychmiastowej pomocy lekarskiej Tomasz C. zmarł w szpitalu. Niektóre z piosenek śpiewanych przez szalikowców Wisły brzmią: „Tak się bawią ludzie, kiedy Wisła gra, „Człowiek” się nie bawi, leży w grobie sam!”, „Jeden „Człowiek” to za mało, by Wisełkę zadowalało!”, czy też „Człowiek! Co? MPO!” Gratulacje. Poziom zezwierzęcenia został osiągnięty po raz kolejny. Zaraz, chwila. Zwierzęta nie gloryfikują morderców. Jak zatem sklasyfikować takie osobniki?

[sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=mtUBJawhmCk” width=”640″ height=”400″ /]

W roku 2008 kibic Wisły siedział w samochodzie w Nowej Hucie, został wywleczony z samochodu przez „sympatyków” konkurencyjnej drużyny. Jego śmierć nie należała do bezbolesnych – dostał siekierą w głowę. Zdołał dowlec się do pobliskiego sklepu i tam zmarł. Inny przypadek: student zabity na osiedlu, bo na zaczepkę kibica „za kim jest” nie udzielił „jedynej słusznej odpowiedzi”. Dalej. Młody mężczyzna przyjechał w odwiedziny do ojca – dostał kilka pchnięć nożem. Mało. Pod Multikinem w Krakowie zginął kibic Wisły. Podczas ucieczki dostał nożem w plecy, osierocił ośmioletnią córkę. Ktoś podczas meczu rzucił petardy w tłum, ktoś inny przed spotkaniem układał kamienie na torach, by wykoleić pociąg z kibicami. Przykłady można mnożyć…

„Pokażmy w tych trudnych dla wszystkich Polaków chwilach, że sport potrafi łączyć, a nie dzielić” – pisały gazety po śmierci Jana Pawła II. Przesłanie papieża było jasne, Karol Wojtyła sam był fanem sportu, nawoływał do wzajemnej akceptacji i zgody. Po jego śmierci na stadionie Cracovii odbyła się msza pojednania, która miała zakończyć „świętą wojnę”. Kibice Wisły Kraków, Cracovii i Hutnika w liczbie 20 tysięcy (!!!) przekazali sobie znak pokoju i symbolicznie związali szaliki w pętlę. Przymierze przetrwało tydzień, do meczu Cracovii z Legią. W Krakowie Legia nie jest lubianym klubem, lecz z trybun rozniosły się obelgi kierowane nie tylko do kibiców gości. Hasła: „oczyścimy Kraków z wiślackiego ścierwa” czy też „pojednanie – pojebanie” zakończyły zgodę.

Kiedyś było inaczej. Mniej więcej do lat ’80 wśród sympatyków panowała zgoda, między niektórymi nawet przyjaźń. Po tym czasie nastały dla Polaków ciężkie czasy, ludzie pragnęli zapomnieć o codziennych problemach i w tym celu zmierzali na stadion. Na miejscu „młodzi gniewni” pragnęli wyładować swoją agresję i ukierunkowali to właśnie ku odwiecznemu rywalowi. Z czasem powstały wspomniane wcześniej grupy kiboli umawiające się na ustawki i załatwiające „swoje sprawy” między sobą. Jakiś czas później wszystko ewoluowało w najgorszą z możliwych postać, gangi zaczęły atakować mając liczebną przewagę i broń, organizowały też tzw. „wjazdy” – tłum kiboli konkretnej drużyny maszerował do dzielnic zajmowanych w większości przez kibiców konkurencyjnej drużyny, gdzie atakował kibiców rywala, albo osoby całkowicie postronne.

Obecnie te najkrwawsze derby w Polsce odchodzą powoli w niepamięć. Mimo, że od czasu do czasu słychać doniesienia o kolejnych atakach i wciąż niebezpiecznie jest paradować w koszulce swojej ukochanej drużyny w „nieodpowiednich” dzielnicach, sytuacja jest lepsza, niż te kilka, czy kilkanaście lat wcześniej. Kibole skupiają się raczej na kontynuowaniu tradycji śpiewania żenujących i wulgarnych przyśpiewek i spełnieniu swoich artystycznych wizji konfliktu na przywołanych we wstępie murach, garażach i przystankach. 

0_0_2961780_Jebac_wISLE_przez_squrwielKSC_middle

/Sylwia Siry/