Transfery, kibice, Osuch – geneza upadku Zawiszy

W zeszłym sezonie jako beniaminek, zaskoczyli wszystkich, grając naprawdę dobrą piłkę – potrafili odesłać na tarczy Wisłę czy Legię. Właściciel klubu niejednokrotnie był chwalony za świetne transfery, wnoszące bardzo wiele do zespołu, a piłkarze zdobyli pierwsze w historii klubu trofeum. Dzisiaj nic nie wskazuje na to, że jeszcze rok temu ta drużyna cokolwiek znaczyła w polskiej piłce. Klub jest na dnie – słabe wyniki, jeszcze słabsze transfery, do tego narastający konflikt z kibicami. Zespół jest praktycznie bez perspektyw na utrzymanie, a właściciel powoli zwija manatki. Nietrudno domyślić się, kogo mam na myśli. Bydgoski Zawisza to już powoli tylko wspomnienie. Ta drużyna ma jeszcze przed sobą pół roku gry na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce. Utrzymanie? Mission Impossible.

Wróćmy pamięcią do lata 2013 roku. Bydgoszczanie dopiero co awansowali do Ekstraklasy wraz trenerem Ryszardem Tarasiewiczem, mając za sobą fantastyczny finisz rozgrywek. Do Ekstraklasy w Bydgoszczy chcieli wejść z hukiem. Ściągając do klubu Herolda Goulona, Radosław Osuch zwrócił na Zawiszę oczy całej piłkarskiej Polski. Czarnoskóry pomocnik to był wówczas relatywnie młody piłkarz, który miał już w karierze sezon regularnej gry w Ligue 1,a także epizod w Blackburn (gdzie oczywiście nie grał już regularnie). Francuz od pierwszych minut w naszej lidze wszystkim zaimponował – silny, z bardzo dobrą techniką użytkową, trudny do przejścia, a przy tym umiejący grać do przodu. Wydawało się, że zostanie jednym z najlepszych defensywnych pomocników Ekstraklasy.

Nie jest to jednak koniec transferowych szaleństw Zawiszy – niektórzy zaniemówili z wrażenia, gdy do klubu trafiło dwóch zawodników z Portugalii – Luis Carlos i Andre Micael. Rzadko bowiem zdarza się, by polski klub kupował zawodnika, który regularnie grał w najwyższej klasie rozgrywkowej w ojczyźnie Luisa Figo! Ci dwaj nie robili tego wcale kilka lat wstecz – Zawisza wykupił ich jako podstawowych zawodników swoich zespołów. Micael dał się poznać jako naprawdę solidny stoper, a Luis Carlos, szczególnie w rundzie jesiennej, robił bardzo dużo (pozytywnego) szumu na boisku, dokładając do tego niezłe liczby. Na deser, właściciel Zawiszy kupił sobie napastnika, 34-letniego Portugalczyka, Bernando Vascolencelosa, będącego wówczas aktualnym królem strzelców ligi cypryjskiej. Ten transfer nie wzbudził aż takiego medialnego szumu, ale dał naprawdę niesamowitą jakość drużynie.

Poza transferami, był to również czas dobrej atmosfery wokół klubu – kibice kochali wówczas Radosława Osucha, dziś nazwanego przez nich „Pinokiem”, a sam właściciel brylował w mediach. Atmosfery nie popsuły początkowo złe wyniki, a ciężka praca zaowocowała coraz to lepszymi osiągami. Bydgoski klub można było stawiać wręcz za wzór robienia transferów z głową – w kadrze Zawiszy było zaledwie czterech piłkarzy, nie będących obywatelami polskimi (cała czwórka wymieniona wyżej), ale wszyscy wnosili do zespołu niekwestionowaną jakość, będąc postaciami pierwszoplanowymi w ekipie beniaminka.

Już w końcówce rundy jesiennej poprzedniego sezonu zaczęły się problemy z kibicami – podczas meczu z Widzewem, na stadion nie wpuszczono, zaprzyjaźnionych z bydgoskimi kibicami, fanów ŁKSu. Na meczu doszło do zamieszek, a później Radosław Osuch nie poparł kibiców w konflikcie z policją. Wtedy nie wydawało się, że ogień na linii właściciel – kibice będzie tak długotrwały i utrzymywany przez tych drugich z taką zaciekłością – manifestacja „siły” fanów Zawiszy zaczęła się od zwyzywania piłkarzy po wygranym meczu z Cracovią. Niedługo później zaczął się trwający do dziś bojkot. Osucha nikt już w Bydgoszczy nie kocha, a sytuacja jest coraz bardziej patologiczna. Idioci zwący się kibicami Zawiszy (albo już nie kibicami, sam się zgubiłem), pchają klub po równi pochyłej do pierwszej ligi, uważając zresztą, że wszystkiemu winny jest „Pinokio”. Oczywiście, właściciel też dokłada swoją cegiełkę (i to nie jedną!) do upadku sportowego klubu. Sytuacja jest, co najmniej, patologiczna: napadanie domu biznesmena, pobicie pracownika klubu i słynne krzyże na stadionie. W takiej atmosferze funkcjonowanie bydgoskiej drużyny jest praktycznie niemożliwe.


osuch

Zastanawia mnie tylko, czy ” prawdziwi kibice” Zawiszy cieszyli się z Pucharu Polski zdobytego przez tę drużynę? W końcu to chyba ich klub i pierwsze w jego historii trofeum, ale nie wypada się tym szczycić, bo Osuch. Głupota.

Początkowo jednak właściciel Zawiszy mógł nie zwracać uwagi na konflikt, bowiem broniły go wyniki – Puchar i Superpuchar Polski, dobre miejsce w lidze. Osuch utrzymywał, że brak wpływów z biletów wcale nie przynosi mu strat. I choć staram się go bronić, to w tej kwestii muszę stwierdzić, że opowiada głupoty. Brak kibiców na meczach i „wspaniała” atmosfera na stadionie w Bydgoszczy z pewnością generują straty.

Zanim przejdziemy do sportowego upadku klubu, spójrzmy jeszcze na moment na transfery bydgoszczan sprzed roku (zima 2014). Są one częścią środkową wykresu (równi pochyłej), który obrazuje jakość transferów Zawiszy. Zaczęło się od wartościowych wzmocnień, potem były przeciętne uzupełnienia, by w lato zeszłego roku osiągnąć szczyt nieudolności transferowej, kiedy to do Zawiszy sprowadzono totalny szrot. Otóż rok temu na Gdańską trafili Alvarinho i Jorge Kadu. Kierunek obrany był nadal ten sam – Portugalia. Jednak nie byli to już zawodnicy z tamtejszej ekstraklasy, a gracze pałętający się po drugich lub trzecich ligach. Obaj piłkarze okazali się jednak dość wartościowymi zmiennikami, którzy niejednokrotnie potrafili w znacznej mierze przyczynić się do wygranych bydgoskiego zespołu.

Dziś jednak Zawisza nie przypomina w niczym tamtej drużyny. Przedobrzono. Transfery ostatniego lata przypominają zlot najbardziej bezużytecznych piłkarzy, a Radosław Osuch znalazł sobie w Portugalii trenera, którego największym osiągnięciem okazało się pokonanie juniorów Legii. Do tego doszło zamieszanie z herbem, któremu zmieniono tło na żółte, bowiem Stowarzyszenie Piłkarskie cofnęło klubowi pozwolenie na używanie białego.

Sam właściciel upadku poziomu sportowego klubu upatruje w… jego sukcesach. Konkretniej w zdobyciu Pucharu Polski, które dało zespołowi prawo występu w drugiej rundzie eliminacji do Ligi Europy. To z kolei wymogło ponoć na biznesmenie szybsze dokonanie transferów (zamiast poczekania do końca okienka na okazje). Trener Paixao narzekał ponoć, że ma w zasadzie tylko 13 piłkarzy do treningu i potrzebuje nowych zawodników. Tak więc prezes postanowił zrobić zakupy na szybko. Cały sekret złych wyników Zawiszy rozwiązany! Mówiąc jednak serio, rzeczywiście jest to czynnik wpływający na rezultaty drużyny, ale na pewno nie jedyny.

Jeszcze nie tak dawno Radosław Osuch zaklinał się, że Masłowskiego ani Goulona nie sprzeda i zapowiadał walkę o utrzymanie. Twierdził, że dokona wzmocnień, a Mariusz Rumak, po przepracowaniu z zespołem okresu przygotowawczego, zacznie potwierdzać wynikami działania prezesa w celu utrzymania. Właściciel zobaczył chyba jednak, że z tej mąki chleba nie będzie i zaczyna się powoli zwijać, tworząc podłoże pod opuszczenie klubu. Jedynym piłkarzem, który może okazać się wzmocnieniem jest Jakub Świerczok. Były zawodnik Polonii Bytom i Kaiserslautern przez ostatnie lata zmagał się z kontuzjami, co naprawdę wyhamowało jego karierę. Jest to jednak spora niewiadoma. Nie sądzę, by Świerczok miał grać w Ekstraklasie „jak w juniorach”, ale oczekuję jego gry z niecierpliwością, bowiem może być naprawdę solidnym wzmocnieniem. Co prawda, tej zimy ściągnięto jeszcze do klubu kilku zawodników, jednak sądzę, że bliżej im do poziomu Argyriou czy Araujo niż Masłowskiego. Z drużyny przede wszystkim jednak odchodzą zawodnicy. Osuch zwija powoli manatki i chce chyba jeszcze zarobić na koniec. Wpłynęło sporo kaski za Masłowskiego, odeszły pensje kilku egzotycznych zawodników. Na walkę o utrzymanie nie wygląda bowiem zwalnianie najlepszych pracowników (najlepszych wśród najgorszych).

Z całego letniego zaciągu w Zawiszy, wśród którego jeden transfer przerastał inny pod względem beznadziejności, podobała mi się gra jednego piłkarza. Mowa o Wagnerze. Żeby nie było – nie uważam go za jakiegoś wybitnego skrzydłowego, ale jeśli ktoś miałby zostać w tym klubie, to raczej Brazylijczyk powinien się do tych osób zaliczać. Podczas gdy Argyriou ścigał się z Ouatarrą z Korony o miano najgorszego piłkarza Ekstraklasy, Wagner też się ścigał, tyle, ze z obrońcami. Można powiedzieć, że brazylijski skrzydłowy chociaż biegał – choć na tyle było go stać. Jasne, lepiej mądrze stać niż głupio biegać. Gorzej, gdy większość głupio stoi. Konkludując, rozwiązanie kontraktu akurat z Wagnerem uważam za nieporozumienie, mimo braku oszałamiających statystyk. W dzisiejszym Zawiszy po prostu nie da się takowych mieć.

wagner

Z bydgoskiej ekipy odszedł również inny Brazylijczyk lubujący się w bieganiu – Luis Carlos. O nim pisałem już wcześniej, chwaląc go za pierwszą rundę w Ekstraklasie. Ostatnio grał słabiej, jest to jednak solidny, jak na naszą ligę, grajek. Na pewno nie jakiś znowu kozak, ale na tyle dobry, że Zawisza, będąc w takiej sytuacji, nie powinien nim gardzić. W dodatku Latynos podpisał kontrakt z Koroną Kielce, wzmacniając tym samym konkurenta w walce o utrzymanie. 2 in 1. Kontrakt rozwiązano też ostatnimi czasy z Argyriou, ale tego nie będę komentował, bo chyba tylko głupiec trzymałby tę „skałę” nie do przejścia w klubie. Wzbudzać podejrzenia mogą jednak inne posunięcia transferowo- administracyjne, jak choćby odejście Vasco. Portugalczyk strzelił w zeszłym roku całkiem sporo bramek dla klubu, jednak miał fatalną jesień. To posunięcie jest jednak do zrozumienia, szczególnie w obliczu sprowadzenia do drużyny Jakuba Świerczoka.

Przede wszystkim jednak prezes Osuch okłamał kibiców w kwestii sprzedaży Goulona i Masłowskiego. Dobra, żartowałem. Nie miałby kogo okłamywać. Okłamał więc siebie w kwestii sprzedaży Goulona i Masłowskiego. Ta dwójka zawodników, jako filary walczącej o byt drużyny, miała być nie do ruszenia. Tymczasem już obu w klubie nie ma. Za Strzelinianina przynajmniej na konto wpłynął przelew w wysokości 800 tysięcy euro. Chciałbym być tak naiwny, by liczyć, że te pieniądze zostaną wpompowane w klub, by szukać dla niego ostatniej deski ratunku. Raczej pójdą do kieszeni właściciela.

Krótko podsumowując bilans tego okienka w wykonaniu Zawiszy – do klubu przyszło 5 piłkarzy (Świerczok, Smektała, Kaminski, Dankovic, Mayewskiy), z czego tylko jeden wydaje się realnym wzmocnieniem. Odeszło zaś aż 8 graczy (Wagner, Carlos, Goulon, Masłowski, Petasz, Sochań, Vasco, Argyriou), z czego też jedno odejście stanowi wzmocnienie, ale sprzedaż co najmniej czwórki z tych piłkarzy to wyraźne osłabienie. Tylko ten krótki bilans wystarczy, by się dowiedzieć, co się w tym klubie święci.

Na koniec tylko wypada złożyć życzenia. Zacznę może od kibiców Zawiszy – otóż życzę Wam, by ten wstrętny Osuch odszedł, byście mogli wrócić na stadion. Wygracie tę wojnę, wierzę w Was! Będziecie mogli dopingować swój ukochany klub… W pierwszej lidze, jak nie niżej.

Życzenia mam też dla Pana Osucha: szczerze, życzę Panu nie zrażania się do niepowodzeń i pomyślności w nowym klubie. Może tam Pana docenią… Trzeba też jednak wyciągać wnioski z przeszłości, bo inaczej o powodzenie może być trudno…

Zapraszam również na mojego bloga – strzalem-z-dystansu.blogspot.com

Gabriel Hawryluk