Borussia wygrywa dwa mecze z rzędu, co nie zdarzyło się od września poprzedniego roku. Kolos powstaje z kolan czy to tylko chwilowy przypływ siły przed końcowym nokautem?
Nie ulega wątpliwości, że postawa drużyny z Dortmundu w tym sezoznie jest conajmniej rozczarowująca. Przebywanie do niedawna jeszcze na ostatnim miejscu jest czymś, czego przed sezonem chyba nikt nie zakładał na Signal Iduna Park. Zdawano sobie na pewno sprawę z tego, że rywalizacja z Bayernem to chwilowo sfera marzeń, niemniej degradacja do drugiej ligi niemieckiej, która zajrzała w oczy żółto-czarnym jest zaskakująca.
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest naprawdę wiele i wszystkie nałożyły się na siebie. Odejście klasowego napastnika i brak godnego zastępcy, kontuzje, fatalna postawa lini defensywnej, krótka i słaba ławka czy być może powolne wypalanie się Jurgena Kloppa na stanowisku trenera.
Ale po kolei – przede wszystkim odejście Roberta Lewandowskiego do wielkiego rywala okazało się znamienne w skutkach. Ściągnięcie Adriana Ramosa oraz Ciro Imobille’a nie załatwiło sprawy, bo dziura w ataku BVB jest aż nazbyt widoczna. Może również na tej pozycji występować Aubameyang, natomiast jest on typowym skrzydłowym i ewidentnie brak mu umiejętności zastawienia się z piłką czy gry tyłem do bramki, co przecież należało do największych atutów Roberta Lewandowskiego i miało kolosalne znaczenie w konstruowaniu akcji. Do końca sezonu Borussia będzie musiała poradzić sobie z obecnym stanem rzeczy, co na pewno nie ułatwi walki o utrzymanie.
Kolejnym wielkim problemem w tym sezonie dla BVB był nadmiar kontuzji kluczowych zawodników. Kontuzjowany bardzo długi czas był motor napędowy większości akcji, Marco Reus i jego brak na boisku był widoczny gołym okiem. Już teraz po jego powrocie widać olbrzymi progres, jak w meczu z Mainz, gdzie zanotował fantastyczną asystę przy bramce Aubameyanga i sam wpisał się na listę strzelców. Ciągłe kontuzje trapią też filar obrony jaki dla Borussen stanowi Mats Hummels i jego brak w lini defensywnej jest równie odczuwalny co brak Reusa w ofensywie. Powrót tych dwóch zawodników do pełni zdrowia powinien przywrócić nieco życia na Signal Iduna Park.
Problem Borussi Dortmund w ostatnich kilku sezonach, także tych udanych przecież to niewystarczająco szeroka kadra. Teoretycznie oczywiście kadra BVB liczy blisko trzydziestu zawodników, w praktyce jednak sytuacja jest naprawdę niewesoła, bo brak wartościowych zmienników widoczny był już sezon temu, gdzie gra na trzech frontach nie pozwoliła Borussi na nawet nawiązanie walki z Bayernem Monachium o tytuł mistrza Niemiec. W tym roku w obliczu kontuzji kilku zawodników problem uwidocznił się jeszcze bardziej, a przecież w tym sezonie ekipa Jurgena Kloppa ma jeszcze do rozegrania dwumecz z Juventusem Turyn w Lidze Mistrzów, a w dalszej perspektywie bicie się o utrzymanie w Bundeslidze. Szeroka, równa kadra w takim wypadku to podstawa.
Powroty. Przygarnianie zawodników, którzy jeszcze raptem kilka sezonów temu odchodzili z Dortmundu jako przyszłe gwiazdy europejskiej piłki, a po pewnym czasie wróciły z podkulonymi ogonami. Shinji Kagawa, który miał stanowić o sile Manchesteru United, częściej pilnował ławki rezerwowych, aniżeli zaliczał seryjne występy w barwach klubu z Old Trafford. Wrócił do Borussi, gdzie miał odżyć, natomiast póki co rozczarowuje, znikła finezja i polot, z którego pamiętamy Japończyka z poprzednich występów dla BVB. Kolejnym takim przykładem jest Nuri Sahin, który przecież odszedł w glorii chwały i zawędrował nie byle gdzie, bo aż na Santiago Bernabeu. Tam jednak przewlekła kontuzja nie dała mu szansy zaistnieć i nim na dobre zadomowił się w ekipie prowadzonej wówczas przez Jose Mourinho już wypożyczony był do Liverpoolu, ale i tam nie grywał raczej pierwszych skrzypiec. Dość powiedzieć, że przez te dwa sezony turecki piłkarz na murawę w oficjalnych spotkaniach wychodził zaledwie jedenaście razy. Zniewalająca ilość występów, faktycznie. Po dwóch sezonach afiszowania swoich umiejętności na angielskich i hiszpańskich salach operacyjnych i rehabilitacyjnych powrócił do Dortmundu, ale formy z jakiej słynął, gdy w 2011 roku odchodził do Realu, nie odzyskał po dziś dzień.
BVB wygrało dwa mecze z rzędu, choć ustalmy jedno – Mainz i Freiburg to rywale, których ekipa Kloppa powinna golić bez większego wysiłku, tymczasem w meczu z tymi pierwszymi kibic Borussi Dortmund miał prawo czuć się jak na maratonie horroru. Ciężko ocenić czy drużyna z Singal Iduna Park powoli podnosi się z klęczek – wszak to dwa wygrane mecze i to raczej z dołami tabeli. Niemniej pierwsze promyki słońca pojawiły się w Dortmundzie, a wiosną wszystko jeszcze możliwe, zwłaszcza, gdy mówimy o ekipie, która jedocześnie biję sie o ligowy byt i występuje w fazie pucharowej Ligi Mistrzów.
Czas pokaże.