Rezerwowi
Miałem spory dylemat, czy poruszać w ogóle taki temat, bowiem do rezerwowych w Evertonie idealnie pasuje określenie „ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. Gdy powiem, że wnoszą niewiele, to wręcz ich pochwalę. Bezproduktywne zmiany Martineza to kolejny aspekt, który przyczynia się do tak słabej postawy zespołu. Nie można tu jednak winić menadżera, bo jak mówi znane przysłowie: „z pustego i Salomon nie naleje”. Najczęściej z ławki na boisko wchodzą Leon Osman, Steven Pienaar i Darron Gibson (taką samą liczbę występów w roli rezerwowego ma Kevin Mirallas, trzeba go jednak traktować jako podstawowego zawodnika). Ci trzej panowie zdobyli łącznie…jedną bramkę. Sam Deulofeu, a więc rezerwowy z poprzedniego sezonu, przebijał ich bilans trzykrotnie. Gole golami, ale Ci panowie zupełnie nic nie wnoszą do gry. Gdy pojawiają się na murawie, stają się zupełnie anonimowi. Za przykład podam grafikę ukazującą aktywność Aarona Lennona w derbowym starciu z Liverpoolem:
Anglik w 60. minucie zmienił Mirallasa, miał więc równe pół godziny, by zatrzeć złe emocje związane z jego „entuzjastycznym” podejściem do nowego klubu. Co jednak widzimy? Jeden wygrany pojedynek one on one, jeden przechwyt, 16 podań (11 udanych) oraz jeden niecelny strzał. Takie statystyki ma prawo mieć gracz, który pojawia się na ostatnie 10 minut, a nie gracz, przed którym jeszcze 1/3 spotkania.
Przyszłość na Goodison Park
Ten sezon jest już dla Evertonu stracony. Ekipa Martineza odpadła z Pucharu Anglii i Carling Cup, w lidze wciąż znajduje się w dolnej połówce tabeli. Ratunkiem może okazać się Liga Europy, jednak do finału w Warszawie jeszcze daleka droga. Trzeba więc patrzeć dalej. Jedyne, co teraz ta drużyna może zrobić, to otrzepać się z kurzu i przeanalizować wszystkie czynniki, który doprowadziły do tak fatalnej sytuacji. Sprawa podstawowa – transfery. Letnie okienko musi być niezwykle pracowite. Nowy stoper to absolutne „must have” i bez tego Everton nawet nie ma co myśleć o powrocie do czołówki. Dodatkowo potrzebne jest wsparcie dla Lukaku w ataku, konkurencja dla Howarda w bramce i dwa lub trzy wzmocnienia, które dałyby Roberto Martinezowi możliwości, których tak mu teraz brakuje. Nie spodziewam się więc próby przebicia rekordu transferowego z zeszłego roku. Ważna jest jakość, ale w tym wypadku musi to iść w parze z ilością.
Co można jednak zrobić poza zakupami? Lukaku ma prostą receptę. Obecnie nasz styl gry polega na utrzymywaniu się przy piłce. Musimy jednak grać bardziej bezpośrednio, co pozwoli mi wykorzystywać moje atuty. Gdy znajduję się w sytuacji jeden na jeden z obrońcą, mam większe szanse na to, by stworzyć sobie okazję do zdobycia bramki. W tych słowach rzeczywiście coś jest, bowiem sporo bramek Belga z poprzedniego sezonu padało nie po atakach pozycyjnych, a po kontrach czy szybkich atakach, które dawały mu większe pole do popisu. Roberto Martinez z kolei twierdzi, że jedyne, czego trzeba jego zespołowi, to regularność w spotkaniach ligowych. Ameryki tym nie odkrył, jednak rzeczywiście potrzeba większej koncentracji. Nie może bowiem dochodzić do sytuacji, w której drużyna wygrywa z Queens Park Rangers 3-1, by tydzień później ulec Southampton 0-3.
Jak więc widzę przyszłość Evertonu? W ostatnich tygodniach widać było lekką poprawę, nie jest to jednak zmiana, która pozwoli tej drużynie piąć się w ligowej tabeli. 9 lub 10 lokata to chyba realne miejsce na koniec sezonu, jeśli głównym celem będzie Liga Europy. Tam z kolei „The Toffees” mają szanse na sukces, musieliby jednak walczyć ze wszystkich sił, gdyż konkurencja w tym roku jest niezwykle silna.