Wiosenna pogoda, która od dłuższego czasu cieszyła Polskę, postanowiła w ten weekend dać nam od siebie odpocząć. Mało tego, stadion przy ulicy Łazienkowskiej 3 w Warszawie został decyzją Komisji Ligi zamknięty na trzy mecze (w tym dwa w zawieszeniu) w efekcie zajść, które miały miejsce na ostatnim meczu domowym Legii, i o których wie już każdy. Wszyscy widzieli, co działo się na trybunach Pepsi Arena podczas spotkania z Jagiellonią i nikt rozsądny nie stwierdzi, że kara nałożona na stołeczny klub jest zbyt surowa. Nie jest. Zatem w atmosferze grobowej ciszy, wiejącego wiatru i w dodatku o godzinie 13, kiedy to w niedzielnej ramówce ma zwyczaj królować raczej Karol Strasburger, rozpocznie się mecz lidera z niedawnym wiceliderem – Legia podejmuje Wisłę Kraków.
PODOBIEŃSTWA…
Zajrzyjmy do słynnej tabeli wszech czasów Ekstraklasy – Warszawianie wyprzedzają w niej Wisłę, a na kolejnych pozycjach plasują się Ruch, Górnik i Lech. Najwyraźniej przed rozpoczęciem sezonu czołowa piątka umówiła się, że czas najwyższy potwierdzić historyczną hierarchię, bowiem aktualna czołówka tabeli ligowej składa się dokładnie z tych samych ekip – tyle, że w innej konfiguracji. Naprzeciw siebie staną więc dwie najbardziej utytułowane drużyny w dziejach polskiej piłki kopanej.
Oprócz bogatej historii, oba kluby łączą także problemy teraźniejszości. Bogusław Leśnodorski i Leszek Mioduski znaleźli się w sytuacji nie do pozazdroszczenia i zostali zmuszeni do zweryfikowania swojej dotychczasowej polityki względem fanów. Błędów właścicieli Legii nie zamierza popełnić Jacek Bednarz, który po ostatnich zajściach (ultrasi z wiślackiego „sektora X” postanowili obrzucić racami… własny stadion) otwarcie sprzeciwił się zachowaniu części kibiców „Białej Gwiazdy”.
Także aktualna forma Legii i Wisły nie może być dla żadnej z ekip powodem do dumy. Po dwóch zwycięstwach na inaugurację piłkarskiej wiosny, w kolejnych dwóch spotkaniach podopieczni Berga i Smudy zdobyli zaledwie po jednym punkcie. Legia została ukarana walkowerem za mecz z „Jagą”, a z Dolnego Śląska przywiozła remis, uratowany z końcówce przez Miroslava Radovicia. „Biała Gwiazda” po nudnym remisie w Gdańsku, poniosła ostatnio pierwszą w sezonie porażkę przed własną publicznością. Miejsce w szeregu pokazał Wiślakom dowodzony przez Jana Kociana Ruch Chorzów.
Oba kluby łączy także osoba Macieja Skorży, który w ostatnich latach prowadził zarówno Krakowian, jak i Warszawian. – Jeśli chodzi o wynik, to mnie w niedzielę najbardziej zadowoliłby remis. […] Na papierze Legia ma najsilniejszą drużynę, jeszcze wzmocnioną zimą. To jednak tylko teoria, a w praktyce różnie może być. […] Mecz na Legii będzie rozgrywany bez kibiców, a warszawianie nie czują się komfortowo w takich warunkach. Pamiętamy przecież, jak wyglądał mecz Legii z Apollonem w Lidze Europy. Jeśli zatem kiedyś takie przełamanie Wisły miałoby przyjść na dobre, to mecz na Łazienkowskiej jest na to najlepszym momentem. […] Wydaje mi się, że obraz meczu będzie taki, że to Legia będzie miała optyczną przewagę, że będzie dłużej utrzymywała się przy piłce. Wisła będzie szukała swojej szansy w kontrze. […] Legia nie gra dzisiaj na sto procent swoich możliwości. Myślę, że po części jest to spowodowane właśnie tym, że jest nowy trener, który potrzebuje trochę czasu. Legia ma jednak jeden wielki atut w postaci bardzo wysokiej formy Miro Radovicia – stwierdził Skorża, cytowany przez serwis legia.com
… I RÓŻNICE
O ile gospodarzom od początku sezonu przyświeca jasny cel – obrona zeszłorocznego Mistrzostwa Polski, o tyle Krakowianie żyją z dnia na dzień i zdają się na to, czym obdarzy ich ślepy los. A ten, jak to w tego typu przypadkach, jest dla nich wyjątkowo łaskawy. W czasach, gdy w Krakowie pogodzono się w końcu z nadejściem chudych lat (dwa z rzędu siódme miejsca w tabeli to prawdziwa klęska, jakiej Bogusław Cupiał nie zaznał od początku swojego panowania w Wiśle), „Biała Gwiazda” niespodziewanie postanowiła wrócić do stylu, który wyróżniał ją niegdyś spośród ligowej szarzyzny i, przynajmniej w meczach u siebie, wciąż potrafi pokazać, że należy się jej zwyczajnie bać. Paradoksalnie na zaskakująco wysoką w stosunku do oczekiwań pozycję Wisły zwraca się ostatnio więcej uwagi, niż na niezmiennie pierwszą lokatę skazanej na sukces Legii. Legia jest bowiem zobowiązana do zdobycia tytułu – ma największy budżet, słynnego trenera, szeroką i wyrównaną kadrę oraz zaplecze pozwalające na wprowadzanie do kadry pierwszego zespołu nowych, młodych twarzy. W tej sytuacji, wysokie oczekiwania względem Warszawian nikomu nie wydają się wygórowane. I właśnie dlatego Legia potrafi zirytować – irytuje brak stylu, którego w Warszawie nie potrafią się dorobić na przestrzeni kolejnych sezonów, a który cechował chociażby pozostającą obecnie w cieniu Wisłę w czasach Henryka Kasperczaka czy nawet wspomnianego wyżej Macieja Skorży.
JESZCZE RAZ HISTORIA
W meczach Legii z Wisłą działo się już właściwie wszystko. Pierwszy, rozegrany w 1927 roku mecz wygrała 4:1 „Biała Gwiazda”. Potem Wiślakom zdarzyło się pokonać rywali aż 8:0, na co Warszawianie odpowiedzieli jeszcze okazalszym 12:0 w roku 1956. W ostatnich latach obu rywalom po jednym razie udało się wygrać różnicą czterech bramek. Przypomnijmy zatem:
[sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=5tsxEcX9sJk” /] [sz-youtube url=”http://www.youtube.com/watch?v=1Syhoj6UX3M” /]Jesienią przy Reymonta zwycięstwo zapewnił Wiślakom Paweł Brożek, który w spotkaniach z Legią zdobył już jedenaście ligowych bramek.
/Maciek Jarosz/