Odszedł nestor polskiego dziennikarstwa sportowego. Człowiek, który wyznaczył pewien kanon – pewnie niedościgniony dla wielu dzisiejszych żurnalistów. Zapisał się w pamięci milionów Polaków pomimo, że nie silił się na celebrytę, nie udzielał tysięcy wywiadów i nie gościł na okładkach gazet z atrakcyjnymi kobietami.
Dla nowych pokoleń to może postać nieco wyblakła, ktoś z innego świata, nadający na całkiem innych falach. Ba, często nawet ostatnio można było usłyszeć, że komentowanie Wimbledonu to już dla Pana Bohdana za wysokie progi. Ot taki dziadeczek, któremu ktoś dał szansę za zasługi. Bzdura! Zawsze czuło się z nim jedność, gdy zasiadał za mikrofonem – obojętnie czy miało się 50 lat, czy miało 18 i było sportowym laikiem. Po prostu biła od niego klasa nie tylko znakomitego dziennikarza, ale też niezwykle inteligentnego człowieka i to nawet wtedy gdy eter wypełniała cisza. A było tak często, bo jak sam Tomaszewski podkreślał: „Człowiek uczy się do końca życia. Ja dopiero po wielu latach pracy z mikrofonem zrozumiałem, że najważniejsza w tym zawodzie jest cisza. Nadmiar słów może zgubić najlepszego komentatora, a gadulstwo to rzecz nieznośna.” Coś o czym dzisiaj wielu zapomina.
Większość pewnie będzie kojarzyć go z tenisem, bo to jemu Pan Bohdan poświęcił prawie całe życie. Dlaczego więc wspominamy jego sylwetkę na portalu typowo piłkarskim?
Bo jego życiorys powinien być inspiracją dla wielu młodych ludzi, którzy podobnie jak on kochali sport. W wieku 21 lat wziął udział w powstaniu warszawskim, choć pewnie nadal wolałby uczęszczać do Tajnej Szkoły Głównej Handlowej wraz ze swoimi znajomymi. Zwłaszcza, że akt sprzeciwu wobec wroga mógł mu na zawsze pokrzyżować nie tylko plany związane z edukacją, ale też z karierą sportową, a tu przecież mógł pochwalić się licznymi sukcesami juniorskimi. „Małemu” (pseudonim z czasów AK) udało się przetrwać i po wojnie znalazł pracę w jednym z sopockich hoteli. Jednak szybko odnalazł swoje prawdziwe powołanie – dziennikarstwo. Praca w gazetach, poparta determinacją otworzyły mu drogę do radia i telewizji, a więc miejsc o którym marzy każdy młody, początkujący chłopak w tym zawodzie.
Brał udział w 12 igrzyskach olimpijskich. Co jednak ważne – potrafił odrzucić marzenia, gdy na szali stanęły wraz z jego honorem i poczuciem patriotyzmu. W czasie stanu wojennego odmówił wyjazdu do Oslo na mistrzostwa świata. Ilu dzisiejszych spikerów, prezenterów potrafiłoby tak postąpić?
Jego wspaniały styl i lata współpracy z polskim radiem na przeróżnych wielkich wydarzeniach sportowych zaowocowały też wieloma nagrodami: „Złotym mikrofonem”, „Dziennikarskim Laurem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich”, „Złotym piórem”. Został odznaczony „Brązowym Krzyżem Zasługi” i „Krzyżem Komandorskim Odrodzenia Polski”. Nie sposób wymienić też jego wszystkich książek i publikacji, które nie tylko dotykały tematów typowo związanych ze sportem.
Tomaszewski pokazał, że można stać się legendą, dojść na szczyt ciężką pracą i co ważne – w zgodzie ze swoimi wartościami. Niech to będzie najważniejsza lekcja z tego artykułu i jego życia… Słynne „halo Wimbledon” na zawsze pozostanie w naszych sercach.
Sport jest demokratyczny i sprawiedliwy. Jest zaprzeczeniem fałszu, przemocy i hipokryzji. Jest aktem dzielności i poświęcenia. – Bohdan Tomaszewski