Mecze klasa na klasę, ulica na ulicę, osiedle przeciwko osiedlu – kto z nas nie zaznał tego w czasach swojego dzieciństwa? Czy z naszego punktu widzenia było coś ważniejszego od zwycięstwa w tak prestiżowej rozgrywce? W Waszych marzeniach pojawiała się kiedyś myśl o wygraniu Ligi Mistrzów? Jeśli tak, to za partnerów z boiska wyobrażaliście sobie pewnie swoich kolegów z podwórkowych spotkań. Choć trudno w to uwierzyć, historia jak ze snów stała się faktem za sprawą piłkarzy Celticu Glasgow, którzy dokładnie 48 lat temu w nieprawdopodobnych okolicznościach zdobyli Puchar Mistrzów.
,,The Bhoys” w 1967 roku tworzyli zawodnicy urodzeni w rejonie 10 mil od Glasgow. Tylko jeden członek ekipy wyłamywał się z tego schematu i na świat przyszedł w miejscowości oddalonej od siedziby Celticu o 30 mil. Wielu zawodników znało się ze sobą od najmłodszych lat. Razem chodzili do szkoły, razem grali w piłkę po lekcjach, zaś nieco później wspólnie imprezowali. Jest rzeczą niewyobrażalną, by sukces tych chłopaków został kiedykolwiek powtórzony. Najbliżej wyrównania tego osiągnięcia była rumuńska Steaua, która po Puchar Mistrzów sięgnęła bez wsparcia zagranicznych graczy.
W 1965 roku drużynę ,,Celtów” objął Jock Stein, postać na Wyspach, która obrosła legendą. Chłopcy z Glasgow pod jego wodzą wywalczyli aż 29 trofeów. Puchar Europy zajmuje wśród nich wyjątkowe miejsce. Dwa lata po rozpoczęciu pracy przez Steina w klubie, Celtic zdobył wszystko co było do zdobycia: Mistrzostwo Szkocji, krajowy puchar, Puchar Ligi, Puchar Glasgow i wspomniane już najważniejsze rozgrywki na Starym Kontynencie. Warto podkreślić, że Szkoci byli pierwszym zespołem z Wysp, który mógł się poszczycić podobnym osiągnięciem!
Pierwsze dwie rundy w Pucharze Mistrzów ,,The Hoops” przeszli jak burza. Zwycięstwo 5:0 w dwumeczu z FC Zurich było dla Szwajcarów absolutnie najniższym wymiarem kary. Dwukrotna wiktoria w starciach z francuskim FC Nantes również przyszła nadspodziewanie łatwo. Schody zaczęły się w ćwierćfinale, gdzie dopiero ostatnia minuta rewanżowego spotkania z Vojvodiną Nowy Sad przyniosła awans Szkotów (2:0 i 0:1). W ostatnim przystanku przed lizbońskim finałem, podopieczni Steina rozbili Duklę Praga 3:1, zaś w rewanżu padł bezbramkowy remis.
W wielkim finale w stolicy Portugalii, wyspiarzom przyszło się zmierzyć z potwornie silnym w owym czasie Interem Mediolan, na którego ławce trenerskiej zasiadał wówczas słynny Hellenio Herrera. Włosi preferowali bardzo defensywną taktykę, zaś ofensywa Celticu była uważana za najlepszą w Europie. Taki skład finalistów zapowiadał niesamowite emocje i każdy kto miał przyjemność obejrzeć ostatni akt tamtej edycji Pucharu Mistrzów nie mógł się czuć zawiedziony. Już w pierwszych minutach, po faulu Craiga na Capellinim sędzia wskazał na jedenasty metr. Rzut karny wykorzystał Sandro Mazolla – niekwestionowana gwiazda mediolańczyków. Jak łatwo się domyśleć, przy takim wyniku Włosi zaczęli grać typowe dla siebie catenaccio i do przerwy wynik nie uległ zmianie. Natchnieni przez Jocka Steina piłkarze Celticu, rzucili się w drugiej połowie do huraganowych ataków. Efekty przyszły w 63. minucie, kiedy to Tommy Gemmel przeprowadził akcję dającą remis. Wydawało się, że rezultat 1:1 utrzyma się do końcowego gwizdka sędziego, jednak na sześć minut przed końcem regulaminowego czasu gry, Giuliano Sarti został pokonany przez Stevie’ego Chalmersa. Glasgow oszalało, w Szkocji eksplodowała euforia.
[sz-youtube url=”https://www.youtube.com/watch?v=e7ON3mMMFSs” width=”640″ height=”400″ /]Po końcowym gwizdku na Estadio Nacional zapanował ogromny chaos. Kapitan ,,Celtów” – Billy McNeill, zanim uniósł trofeum w swoich rękach, był wożony samochodem dookoła boiska. Entuzjazm kibiców, którzy wtargnęli na murawę, uniemożliwiał świętowanie z pucharem na płycie boiska. Mimo obaw portugalskiej policji obyło się bez aktów chuligaństwa.
Manager Celticu w taki sposób skomentował nieprawdopodobne osiągniecie swojego zespołu: „Nie ma w tym momencie bardziej dumnego człowieka na Ziemi niż ja. Zwycięstwo było ważne, ale sposób w jaki tego dokonaliśmy napełnia mnie wielką satysfakcją. Zrobiliśmy to grając futbol w najczystszej postaci, piękny, inspirujący. W naszych głowach nie było negatywnych myśli”.
Słów zachwytu nie szczędzili mu również koledzy po fachu, jak choćby Matt Busby: „Jock, teraz jesteś nieśmiertelny”.
Wielka szkoda, że ten wspaniały człowiek, a zarazem doskonały trener w tak tragiczny sposób zakończył swój ziemski żywot. W 1985 roku zmarł na atak serca, niedługo po meczu prowadzonej przez siebie reprezentacji Szkocji.
Nieśmiertelna stała się też drużyna ,,Lwów z Lizbony”, która kiedy zwyciężała w najważniejszych klubowych rozgrywkach w Europie była niesamowicie perspektywiczna. Jej najstarszym graczem był Bertie Auld, liczący sobie 29 lat. Podstawową jedenastkę ,,Celtów” z lizbońskiego finału tworzyli:
Ronnie Simpson
Jim Craig
Tommy Gemmell
Bobby Murdoch
Billy McNeill
John Clark
Jimmy Johnstone
William Wallace
Stevie Chalmers
Bertie Auld
Bobby Lennox