TVP powinna się wstydzić

Życie czasem zmusza nas do różnych głupich i niechcianych zachowań, a niektóre nasze kroki bywają irracjonalne. No bo: mamy możliwość oglądania finałowego meczu Ligi Mistrzów w NC+ ze świetnym komentarzem Rafała Wolskiego i dość dobrą wstawką ekspercką Grzegorza Mielcarskiego, do tego studio prowadzone przez dziennikarzy – instytucje w przyjaznym wnętrzu, z masą anegdotek i sympatycznych żartów. Na drugim biegunie wyblakły i popełniający tysiąc błędów Dariusz Szpakowski plus merytoryczne kamikadze – Marcin Żewłakow, który potrafiłby wymienić chyba tylko pierwszą jedenastkę reprezentacji Polski. 

W studiu też porażka goni porażkę. Pomijając już smętnego prowadzącego, który zadawał pytania tak banalne i tendencyjne, że samemu można było wymyślić odpowiedź, ale i sami eksperci okazali się po raz kolejny katastrofalni. Jerzego Engela seniora wszyscy zdążyli już poznać przy okazji wszelakich mundiali i mistrzostw. Szalenie interesujący człowiek, ale raczej nadający się do obrad PZPNu, a jego super anegdotki lepiej może zostawić do rozmów przy piwie i spirytusie (z naciskiem na to drugie). Ale przynajmniej poczciwy selekcjoner mógł pochwalić się całkiem niezłą znajomością języka polskiego. Dobre budowanie zdań pozwoliło mu swobodnie przebrnąć przez coraz głupsze pytania. Tego samego nie można powiedzieć o Grzegorzu Krychowiaku. To mógł być całkiem fajny ruch TVP, które ewidentnie chciało trochę odmłodzić studio i nie zapraszać po raz kolejny Gmocha, Szczepłka itp. Mógł być, ale nie był. Do Krychowiaka trzeba mieć ogromny szacunek i choć to facet, który budzi bardzo pozytywne emocje, to niestety nie nadaje się do komentowania czegokolwiek ze względu na dość ograniczone umiejętności językowe. Wystarczy zresztą przypomnieć jego słynną konferencję przed meczem reprezentacji. Dochodzi jeszcze to, że piłkarze młodego pokolenia to ogólnie, poza niektórymi wyjątkami, „demagodzy i dyplomaci”. Kto liczył na świetne opowieści, jak Krychowiak rozmawiał z Messim, jak ciężko gra się przeciwko Suarezowi, stanowczo się przeliczył. Zresztą nie byłoby nawet czasu na takie historyjki ze względu na to, że Telewizja Publiczna postanowiła zaserwować nam studio w pigułce – tak krótkiego studia nawet nie opłaca się robić, bo i tak niewiele z niego wynika.

No i przechodzimy do gwiazdy wieczoru – Dariusza Szpakowskiego. Dla jednych legenda, dla innych relikt przeszłości, który blokuje miejsce młodym i gniewnym. Pewnie prawda leży gdzieś pośrodku i do Pana Szpakowskiego trzeba mieć szacunek, bo to jedna z legend polskiego dziennikarstwa, ale każdy ma swój czas, a czas tego komentatora dobiega końca. „Trzeba ze sceny zejść, niepokonanym jak śpiewał zespół Perfect”. Dariuszowi Szpakowskiemu z pewnością przyjrzymy się jeszcze szczerzej, ale już teraz po finale Ligi Mistrzów nasuwają się znów wnioski, jakie towarzyszą mu przez ostatnie kilka lat. Po pierwsze to facet, który nie specjalizuje się w jakiejkolwiek lidze na świecie. To niesamowicie dziwny wybór TVP, które miało pod ręką Jacka Laskowskiego – wielkiego fana i eksperta od ligi hiszpańskiej. W dodatku „Szpaku” w przeciwieństwie do swojego młodszego kolegi nie przygotowuje się do meczów w należyty sposób. Czasem sypnie ciekawostką statystyczną z jakiejś hipsterskiej gazety, ale tak naprawdę widzieliście, żeby rzeczywiście potrafił opowiadać o drużynie z jakiejś ligi w interesujący sposób? No właśnie! Co do wszystkiego to do… To zresztą dużo szerszy problem, bo niesie ze sobą błędy, które dyskwalifikują tego pana do wykonywania swojego zawodu. Jasne, że zawód komentatora to ciężki kawałek chleba i że nie da się być nieomylnym i bezbłędnym przez 90 minut gadania i to jeszcze zmieniając nieustannie intonację, tak aby zaciekawić odbiorcę. Tylko, że u Szpakowskiego liczba kompromitujących pomyłek chyba zdaje się być studnią bez dna. Od śmiesznych językowych przejęzyczeń, aż po przekręcenia nazwisk i rażące błędy merytoryczne. Te ostatnie są szczególnie smutne, bo udowadniają, że komentator i telewizja mają widza za kompletnego głupka i można mu rzucić byle jaki ochłap, a on i tak będziesz się cieszył.

Po drugie, chyba nawet zwykłych zjadaczy chleba męczą już wciąż te same slogany u „Szpaka” i jego wiernego towarzysza, o którym za chwilę. Ileż razy można powiedzieć: „oj niewiele brakowało”, albo „może teraz”, „do tyłu, aby uspokoić grę”, „wyjaśnia X” itd. Ok, pewnych powtórzeń nie unikniemy, ale chyba polski jest na tyle plastycznym i bogatym językiem, że można choć trochę się wysilić. Całkiem inaczej ogląda się mecz komentowany przez Wolskiego, który potrafi operować sprawnie językiem – on nie wykonuje swojej roboty, tylko mamy wrażenie, że rozmawia z nami na temat spotkania. Gadanie ciągle tego samego, albo wymienianie nazwisk przez pół meczu po prostu męczy…

A gdy jesteśmy już przy męczeniu, to warto jeszcze wspomnieć o samych ekspertach, bo oni też znacząco wpływają na odbiór. Generalnie, połączenie dziennikarz – piłkarz rzadko bywa udane, a w Polsce mało jest gości, którzy liznęli poważnej gry, mają coś ciekawego do powiedzenia, potrafią to sprzedać i jeszcze nie „łamią się” językowo. Takim kimś mógł okazać się Marcin Żewłakow – facet z klasą, ładnie mówiący, gdzieś tam w Europie był, coś strzelił, na pewno ma o czym opowiadać. Jednak okazuje się, że to nie wszystko, bo nawet tak uznany ekspert musi się do swojej pracy rzetelnie przygotować. Okazuje się, że nawet ekipa Juventusu, gdzie przecież nie grają anonimowi piłkarze, może sprawić wiele problemów. W dodatku warto by było może też czasem błysnąć ciekawostką na temat danego zawodnika, podać jego krótką charakterystykę, opowiedzieć o ustawieniu Juve, niż mówić, że rzut wolny z 18 metrów to niebezpieczna sytuacja… No niestety, TVP choć stara się przyciągnąć ciekawych ekspertów, to idzie jej to średnio. Jej towary eksportowe to i tak chyba właśnie Żewłakow i Gilewicz.

A oto najlepsze wpadki Dariusza Szpakowskiego:

Zabrakło centymetrów Moracie, kiedy ta piłka leciała do Marchisio

Zagrała w pięciu finałach z czego 2 wygrała, a 1 przegrała

Liechtenstein przy piłce

W tej edycji Ligi Mistrzów nie udało im się jeszcze strzelić głowy bramką

Dzisiejszy finał oglądamy w ekskluzywnym gronie 400 milionów widzów

Stara się poderwać „Starą damę” do ostatniego wysiłku

Marszczero

Iniesta żegna się z Barceloną

Każdy ma prawo do błędów, ale w zdrowej ilości…