Powrót Roberta Warzychy do Polski, to również powrót do problemów i bałaganu w przepisach PZPN-u. Górnik Zabrze w umiejętny sposób wykorzystał wszelkie luki w regulaminach i zatrudnił „trenera”, który przez wiele lat mieszkał zza Oceanem. Dlaczego umieściłem słowo trener w cudzysłowie? Otóż okazało się, że Warzycha jest szkoleniowcem tylko w USA. W Europie nie posiada kwalifikacji do pełnienia tego stanowiska. Jednak ten fakt nie przeszkadza mu w sterowaniu piłkarzami z Górnego Śląska. Czy oznacza to, że tak naprawdę każdy może być tym najważniejszym na ławce w Ekstraklasie?
Całe zamieszanie w olbrzymim skrócie dla nieobeznanych w temacie. Robert Warzycha zastąpił Ryszarda Wieczorka na ławce Górnika Zabrze, jednak według przepisów UEFA nie może być pierwszym trenerem, ponieważ nie posiada licencji UEFA Pro. Aczkolwiek brak pozwolenia nie jest wystarczającą przeszkodą dla jego pracodawcy Zbigniewa Waśkiewicza, który postanowił wykorzystać prawo PZPN-u. Znalazł pewien przepis, który głosi, że w raporcie meczowym musi być wpisany minimum jeden trener z ważną licencją. W żargonie piłkarskim nazywa się ich słupami. W Górniku owym słupem został Józef Dankowski. I w ten sposób on w papierach widnieje jako trener, natomiast Warzycha „oficjalnie” jest tylko trenerem menadżerem. Według przepisów wszystko się zgadza, ale wiemy, że naprawdę to były szkoleniowiec Columbus Crew jest najważniejszą postacią dla piłkarzy Górnika.
Taki sposób działania jest w czymś w rodzaju oszustwa, ale PZPN pozwala na takie postępowanie i jest to wyłącznie jego wina. Górnik Zabrze nie zrobił niczego złego. Nawet pochwalił się inteligencją, bo potrafił wykorzystać niedociągnięcia w prawie stanowionym przez najważniejszą organizację piłkarską w Polsce. Nie będę tracił czasu na rozmyślanie o moralności prezesa Waśkiewicza oraz Warzychy. Mieli możliwość, więc wykorzystali luki. Martwi mnie coś innego. Dlaczego nikt w PZPN-ie nie zauważył takiego babola w regulaminie dot. licencji trenera? Wydawać by się mogło, że to jedna z najważniejszych rzeczy, lecz i tak została zaniedbana. Przykład Górnika pokazał, że trenerem (lub trenerem menadżerem – jak to woli) może zostać każdy! Absolutnie każdy! Przypuśćmy, iż jestem prezesem Legii Warszawy. Decyduje się, aby zastąpić Berga prostytutką z pobliskiej wsi, u której mam zniżki. Oczywiście nieoficjalnie ona jest trenerem, a w protokołach trenerem menadżerem (jedno słowo, a tyle zmienia). Nie mogę? Mogę! Bo jako jej asystenta wezmę takiego Dankowskiego, którego numer licencji kierownik drużyny wpisze do dokumentów. I szach-mat! Media szaleją, kibice się oburzają, piłkarze zgłupieli, prostytutka wreszcie zarabia inaczej, a ja się śmieję z PZPN-u, ponieważ ten nie może niczego zrobić. Naprawdę jest to szokujące, że nikt nie interesował się tym przez tyle lat, choć powtarzały się podobne incydenty. Na przykład: w 2012 roku trenerem ŁKS-u Łódź został Piotr Świerczewski, który nie posiadał licencji UEFA Pro. Wierzę, że po nagłośnieniu sprawy Warzychy, ekipa Bońka wreszcie coś z tym zrobi.
Co z samym Warzychą? Na chłopski rozum wystarczy, żeby zapisał się na kursy i wtedy otrzyma licencję tymczasową. Lecz, przynajmniej na dzisiaj, będzie miał spore trudności z wpisaniem się na listę kursantów. Jaka tym razem przeszkoda stoi na drodze polskiego szkoleniowca z Ameryki? Nasze swojskie prawo! Według niego trenerem może zostać osoba, która spełnia następujące warunki: ma ukończone 18 lat, nie podlega karze więzienia oraz posiada średnie wykształcenie. Przypatrzmy się zastępcy Wieczorka. Jest pełnoletni? Jest. Powinien siedzieć z gwałcicielami, pedofilami i mordercami? Nie. Ma średnie wykształcenie? Stefan Majewski (odpowiedzialny za licencje) i inne osoby z środowiska twierdzą….że nie! I tutaj pies jest pogrzebany. Robert Warzycha nie zostanie dopuszczony do kursów bez matury lub zdanego technikum! Droga do upragnionej licencji wydłużyła się o kilka kilometrów oraz zyskała parę wzniesień i dziur. Józef Dankowski chyba może być pewny stanowiska na dłuższy czas, ponieważ trochę trwa (nawet zaocznie) zdawanie egzaminu dojrzałości. Jestem ciekaw czy prezes Górnika wiedział o tym, że osoba przez niego zatrudniona w świetle prawa nie może nabyć pozwolenia na trenowanie piłki nożnej, a nawet szachów. Bo jeżeli Warzycha ukrył to, wtedy na miejscu Waśkiewicza pogniewałbym się.
Co dalej? Najprawdopodobniej PZPN zmieni prawo, a w Górniku będą czekać na zdanie przez Warzechę matury i zrobienie licencji. No chyba, że nie będzie osiągał satysfakcjonujących wyników. Wówczas były piłkarz Górnika będzie mógł w spokoju dopiąć wszystko na ostatni guzik i z pełną dokumentacją ubiegać się o następną pracę.
Także z samą UEFA Pro są podobne jaja. Wiemy, że Warzycha trenować potrafi, ponieważ w USA działał jako trener przez dekadę i w międzyczasie zdobył tytuł mistrzowski. Pechowo dla niego w kraju Baracka Obamy kursy trwają o połowę krócej niż w Europie. Dlatego nie wystarcza zwykła rozmowa z europejską federacją jak w przypadku Gerardo Martino. Gdy on przechodził do Barcelony, miał ten sam problem co Polak – nie posiadał europejskiej licencji. Jednak był na uprzywilejowanej pozycji, bowiem w Argentynie kursy trwają też 200 godzin i wystarczyło, że kilka razy spotkał się z paroma osobami i otrzymał pozwolenie na pełne prowadzenie zespołu z Katalonii. Dla mnie to trochę śmieszne. Przepisy powinny być równe dla wszystkich. Co z tego, że Martino uczył się fachu w swoim kraju tyle samo, ile uczyłby się w Europie? Przecież oba kursy różnią się na pewno stylem i jakością. Takie postępowanie jest nie fair wobec tutejszych szkoleniowców. Uważam, że Tata jest zobowiązany do zdania tego samego co np.: Mourinho, Benitez itd. Niestety bałagan w prawie pozwala na takie rzeczy i zwykli ludzie niczego nie zmienią.
/Szymon Kastelik/