Zniszczył Barcelonę, zniszczy też Manchester?

Louis van Gaal nigdy nie był człowiekiem stroniącym od wielkich kontrowersji czy też skandali. Na temat jego zawiłych relacji z piłkarzami czy współpracownikami powstała już niejedna książka i możemy być pewni, że jeszcze nie jedna zostanie wydana. Ostatnio temat mrocznej strony Holenderskiego szkoleniowca odżył na nowo po ostrej wypowiedzi jego byłego piłkarza Christo Stoiczkowa.

Dla wszystkich którzy nie śledzili dzisiejszej prasy lub po prostu jakimś cudem nie trafili na wypowiedź Bułgara wypada nadmienić, że były piłkarz Barcelony przestrzegł prawdopodobnie przyszłego piłkarza Manchesteru United Pedro przed współpracą z Holendrem i dodał, że ten zniszczył już kiedyś Barcelonę, a teraz robi to samo z Manchesterem United wskazując na wydane 200 milionów funtów i wymęczone 1:0 z Tottenhamem. To nie pierwsze starcie obu Panów. Już kilka miesięcy temu Stoiczkow udzielił wywiadu, w którym przyznał, że nie darzy swojego byłego trenera szacunkiem i to on przyczynił się do końca jego drugiej przygody z Barceloną. Idealnym podsumowaniem ich relacji była przywołana przez piłkarza historia z Barcelony, gdzie van Gaal miał zapytać żony Stoiczkowa jakim cudem poślubiła kogoś takiego.

5_GENER_2000_-_RIVALDO_I_VAN_GAAL.v1420214190

Holender zawsze miał problem z wielkimi gwiazdami. Duma, pewność siebie i stałe miejsce w blasku fleszy nie mogło współgrać z wielkim i rozdmuchanym ego Louisa. Idealny człowiek, trener kompletny, najlepszy trener na świecie i można by tak długo wymieniać z tej listy, z której na kilometr razi skromnością. A Stoiczkow nie był przecież pierwszym ani ostatnim który z van Gaalem popadł w konflikt. Zdecydowanie najbardziej znanym z tych niechlubnych incydentów był zatarg w jaki wszedł ze zdobywcą Złotej Piłki Rivaldo, którego nagle ni stąd, ni zowąd zaczął wystawiać na skrzydle. Nowa pozycja z kosmosu dla piłkarza? Znamy to do dzisiaj. Piłkarz nie zgadzał się ze zdaniem szkoleniowca, ale mimo trudnej sytuacji był jednym z najlepszych zawodników w drużynie, a sprawę rozwiązało zwolnienie trenera w czerwcu 2000 roku. Kiedy dwa lata później Holender powrócił do klubu z Katalonii, Rivaldo został zwolniony ze swojego kontraktu i przeniósł się do Mediolanu. Inny były Brazylijczyk grający kiedyś u van Gaala Giovanni nazwał go kiedyś „Hitlerem dla Brazylijczyków”… A tam, żeby tylko Brazylijczyków!

Już w okresie Bayernu Monachium na kursie kolizyjnym z Holendrem znalazł się Luca Toni. Jeszcze przed sezonem zdobył 24 bramki w 31 spotkaniach i był najskuteczniejszym snajperem ekipy z Bawarii. Po przybyciu do klubu van Gaala zagrał jednak tylko cztery spotkania, a jego zdaniem trener nawet nie miał zamiaru z nim współpracował. Pojawiła się także sprawa gry w rezerwach, która mocno nie pasowała Toniemu. Zabrzmiało znajomo, przecież jeszcze kilka tygodni temu na grę w rezerwach miał uskarżać się Radamel Falcao i Victor Valdes Valdes, jak widać nic się nie zmienia. W tym samym czasie na relacje z Louisem uskarżali się także Lucio, który stwierdził, że nikt nigdy nie potraktował go w tak zły sposób, Mark van Bommel, który z jego powodu miał opuścić klub czy również Franck Ribery doceniający jego dokonania trenerskie, ale przyznający, że nie dbał zupełnie o relacje z innymi i zdecydowanie był złym człowiekiem. Już po odejściu Holendra z klubu głos w jego sprawie zabrał Karl-Heinz Rummenigge.

„Mówienie, że van Gaal ma za sobą piłkarzy to prawdziwy mit. Problemy tworzyły się dosłownie z niczego, to rozwaliło klub na kawałki.”

Manchester-United-Training-Session

Minie pewnie kilka lat zanim swoje biografie wydadzą Robin van Persie, Angel Di Maria czy Radamel Falcao – współczesne ofiary dyktatury Holendra. Czyż nie wpisują się oni idealnie w schemat van Gaala? Tych, którzy wychodzą przed szereg i stale zajmują światło jupiterów? Wszyscy gdzieś między wierszami, bardziej lub mniej wyraźnie, za pośrednictwem agentów czy innych źródeł już wyrażają swoje niezadowolenie odnośnie współpracy z Holendrem, a van Persie podsumował to wszystko słowami: „Zaufanie i szacunek, to co dawał Arsene, to co dawał Sir Alex, to co dają Ci wielcy menedżerowie.” I właśnie to zaufanie i szacunek może być tutaj kluczem. Kiedy pierwsze ptaszki zaczęły ćwierkać o przybyciu Holendra na Old Trafford trafiłem na opinię, że to trener podobny do Fergusona, który twardo będzie trzymał szatnię. Jest jednak znacząca różnica między tymi Panami. Ferguson przede wszystkim nigdy nie był dyktatorem, jasne że popadał w konflikty ze swoimi piłkarzami, jednak po latach ciężko o utworzenie listy takich oskarżeń jak w przypadku obecnego menedżera Czerwonych Diabłów. Ferguson wiedział też jak rozmawiać z piłkarzem drużyny młodzieżowej, a jak ze zdobywcą Złotej Piłki. Holender traktuje wszystkich tak samo, o czym wspominał kiedyś nawet Zlatan Ibrahimović: „stał przed klasowymi piłkarzami i mówił im kiedy mogą zacząć jeść”.

Ten który przyczynił się do tych wszystkich dywagacji, Stoiczkow zwraca też uwagę na to, o czym van Gaal zdaje się często zapominać, do tego stopnia że Johan Cryuff posądza go o Alzheimera. Co by nie powiedzieć, wybiórczość faktów jest jedną z najbardziej widocznych cech Holendra. Oczywiście ja też wolałbym opowiadać o zdobyciu wszystkiego co się dało z Ajaksem niż o 11 miejscu w Eredivisie z AZ Alkmaar, pewnie wspominałbym na każdym kroku, że zdobyłem z Barceloną Mistrzostwo Hiszpanii, a nie że opuściłem klub w trakcie sezonu zajmując 12 miejsce w tabeli i analogicznie wolałbym przypominać brązowy medal na Mundialu, niż to że mając do dyspozycji najlepszych piłkarzy globu nie udało mi się na niego awansować po raz pierwszy raz od 16 lat. Co jednak powinien z tego wyciągnąć przeciętny obserwator w dzisiejszych czasach? Przede wszystkim, że Stoiczkow w kilku aspektach ma absolutną rację, a Holender pozostawił po sobie wiele rozbitych miejsc, a najważniejsze że gwarancją sukcesu, zwłaszcza w tak trudnej lidze jak ta angielska, do której trzeba się dostosować, z pewnością nie jest.

Czy można jednak powiedzieć, że niszczy Manchester United? Zniszczył na pewno jedno, przeświadczenie że tylko petrodolary w Manchesterze City psują rynek i tylko szejkowie z Etiham wydają miliony i tym samym kupują Mistrzostwo. Zniszczył czyli przystosował się do wymagań dzisiejszej piłki nożnej, czy się to komuś podoba czy nie. Oczywiście można kwestionować słuszność niektórych ruchów i ja także to robię jak np. w przypadku Schweinsteigera. Nie pozostaje nam jednak nic innego jak czekać. Czekać na realizowanie przez piłkarzy filozofii i aż wreszcie proces przyniesie efekt w postaci dobrze i skutecznie grającego Manchesteru United. Efekt ten miał przyjść po trzech miesiącach, tymczasem minął ponad rok, a z meczu na mecz nie widać żadnego postępu. Oby tylko na Old Trafford nie obudzili się za dwa lata z rozbitą szatnią, bez Ligi Mistrzów, w punkcie wyjścia od zwolnienia Davida Moyesa.