5 powodów, dla których warto oglądać tę kolejkę BPL

1. Połamana batuta Bilica. Poprzedni wpis rozpoczynałem od peanów nad zespołem menedżera z Chorwacji. Teraz przyszedł czas na zmianę nastawienia i kilka słów krytyki. West Ham poległ bowiem w starciu z Leicester 1:2. Gra, która nie wytrzymywała porównań do tej z meczu z Arsenalem, koszmarna skuteczność Sakho i Zarate i osamotniony w swym geniuszu Payet, próbujący bez opamiętania ciągnąć wszystko do przodu, niczym Boxer w „Folwarku Zwierzęcym”. Jednak tak jak i bohater Orwella, Dimitri poległ, a wraz z nim upadło wrażenie potężnych Żelaznych. Zawodnicy West Hamu zawiedli swoich kibiców, zawiódł ich też Bilic, który z dyrygenta orkiestry symfonicznej wyszedł na adepta szkoły muzycznej. Młoty czeka teraz mecz, którym będą mogli odbudować nieco zadrapany, jednym nieudanym spotkaniem, wizerunek. Rys jest kilka, ale Bilić musi wyszlifować każdą z nich. Nikt nie da im ulgi, a z Bournemouth zajmującym 19 miejsce w lidze, West Ham zadowoli tylko jeden wynik. I nie ucieszy on Eddiego Howe.

2. Londyńska bieda. Póki co to nie jest dobry sezon dla klubów z Londynu. Dość powiedzieć, że na najwyższym miejscu znajduje się Crystal Palace Alana Pardew. A zaraz za nimi nie ma wcale Chelsea, Arsenalu czy Tottenhamu, a… West Ham. Nie tak to sobie wyobrażano. Łącznie te 5 zespołów zdobyło 11 punktów, czyli o jeden mniej niż obie drużyny z Manchesteru. Wygląda to co najmniej słabo. Mistrz z sezonu 14/15 zawodzi na całej linii. Remis ze Swansea, a potem masakra w starciu z Obywatelami. Arsenal prezentuje nieco lepszą formę, bowiem wygrał ostatnio z Crystal Palace w czym mocno pomógł im obrońca Orłów – Damien Delaney. Gdyby nie to, wynik meczu mógłby być dużo mniej korzystny i Kanonierów czekałby jeszcze gorszy start sezonu niż ten i tak już niezbyt udany. A przecież nie mierzyli się z potentatami ligowymi. Zawodzi również Tottenham, najpierw nie mający sił, by walczyć przez 90 minut z Czerwonymi Diabłami, a później dający sobie wbić, w końcówce meczu, dwa gole Stoke City. Najmniejsze pretensje można kierować ku Żelaznym i Orłom, którzy wykonują póki co swój plan minimum. W 3 kolejce londyńskie kluby zmierzą się z Aston Villą, Leicester, West Bromwich Albion, Liverpoolem i Bournemouth. Na papierze wygląda to na dość prostą przeprawę (teoretycznie najmocniejsi The Reds, niespecjalnie lubią wyjazdy na The Emirates), ale ten sezon nauczył nas już, po raz kolejny zresztą, jednego: w Premier League nic nie jest pewniakiem. W jednej chwili londyńskie kluby mogą się przeistoczyć z Les Misérables w Les Riche.

3. Forma Leicester. Ci, którzy byli skazywani na spadek. Ci, którym bukmacherzy nie dawali życia po odejściu Pearsona. Jednak jak to w Premier League bywa rację miał kto inny. A kto? Ta garstka osób, która wierzyła Ranieremu. Ten 63-letni Włoch, niczym dziarski bosman zapiął płaszcz, krzyknął: „Eh do czorta!” i… dał swojej łajbie szanse. Lisy w dwóch meczach strzeliły – bagatela – 6 bramek, tracąc 3 i zdobywając komplet punktów. Aktualnie plasują się na 2. pozycji w tabeli i śmiało można twierdzić, iż jest to jedno z największych pozytywnych zaskoczeń sezonu 15/16, mimo, że określano ich zazwyczaj mianem „underdogs”. W tym momencie sytuacja jest odwrotna. To Leicester wychodzi pewne siebie, gotowe do walki, na czele z Mahrezem (aktualny król strzelców!) i Albrightonem. Czy niestraszny im okaże się nawet Tottenham? Czy może Hurrikane pochłonie łajbę Ranierego? Trudno prorokować, ale jestem pewny, że będą się bili do ostatnich minut.

 

dream-start-for-claudio-ranieri-as-leicester-thump-sunderland-136399690219303901-150808171311

4. Koty nie zawsze spadają na cztery łapy. A przynajmniej nie te znad rzeki Tyne. Ostatnie kolejki to horror Sunderlandu. Na Stadium of Light więcej jest ciemności niż światła, a piłkarze poruszają się po omacku. Tak też wygląda to w rzeczywistości. Śmieszna wręcz postawa w meczu z Leicester i wcale nie lepsza podczas spotkania z Kanarkami. 3 gole zdobyte, 7 straconych i 20 lokata w tabeli. Dick Advocaat żałuje zapewne, że nie dotrzymał słowa danego żonie i nie zakończył kariery trenerskiej wraz z końcem poprzedniego sezonu. Holenderski menedżer ma teraz olbrzymi ból głowy. Obrona, nie licząc bramkarza Costela Pantilimona, nadaje się na wysypisko śmieci (Wesa Browna można odprowadzić do domu starców). Kapitan, Lee Cattermole, robi dokładnie to, do czego nas przyzwyczaił – niszczy nogi rywali, nie ich szyki obronne. Jedynym plusem wydaje się być poczciwy Defoe, który stara się pchać akcje Czarnych Kotów do przodu. Niestety, mała to pociecha. Kolejna kolejka przyniosła im starcie z rozpędzoną lokomotywą Gary’ego Monka. Wydaje się więc, że w tym przypadku Sunderland nie zdąży zeskoczyć z torów, a już z pewnością nie na cztery łapy.

5. Hulaka Hoolahan. Niech cieszą się Ci, którzy nie pożałowali 5.00 w Fantasy Premier League, albowiem Hoolahan jest z wami. Wes to absolutnie kluczowa postać drużyny Norwich, ale mało kto przypuszczał, że jego forma będzie aż tak wysoka. W zaledwie dwie kolejki zdołał zgromadzić 3 asysty, co wygląda bardzo obiecująco podobnie jak i sam zespół Norwich. Mimo porażki w pierwszym spotkaniu (skądinąd kontrowersyjny nieuznany gol Jerome), Kanarki wydają się być dobrze przygotowane do nowego sezonu. Jako jedyny, do tej pory, beniaminek zdołały swój mecz wygrać, a olbrzymia w tym zasługa Hoolahana, który nie ma zamiaru chować się w cieniu innych pomocników BPL, a wkracza w światło jupiterów, rozpycha się łokciami i usiłuje zdobyć miejsce wśród najlepszych CM w lidze angielskiej. Póki co to jeden z największych plusów i pozytywnych zaskoczeń ligi. Zupełnie zasługuje na uznanie.

Norwich City's Wes Hoolahan celebrates scoring the equalising goal