Z angielskich boisk: Bramek nie ma, ale też jest zajebiście

Ochłonęliśmy już wszyscy po poniedziałkowym hicie, można więc dokładniej przyjrzeć się temu, co wydarzyło się w 3. kolejce angielskiej ekstraklasy. Powolutku rysuje się nam ogólna wizja tabeli, choć wciąż zaskakiwać mogą nietypowe miejsca poszczególnych drużyn. Największą sensacją nadal pozostaje forma Leicester i fakt, że są obecnie na drugim miejscu z mianem drużyny niepokonanej. To nie oni sieją jednak największy popłoch wśród rywali. Skazywany przez większość ekspertów na czwarte miejsce Manchester City od początku zasiada na fotelu lidera i nie zapowiada się na żadną zmianę na tym stanowisku.

Obywatelu Kane, ratuj!

Tottenham znowu potrzebuje wybawiciela. Gra „Kogutom” najzwyczajniej w świecie się nie układa. Fakt, mieli (jak się później okazało) trudny terminarz, ale to nie może być usprawiedliwieniem, szczególnie, gdy do 78 minuty prowadzi się ze Stoke 2-0, by pod koniec zremisować. Do tego brak pomysłu na grę, nie wygląda to dobrze. Do końca okienka transferowego jeszcze tydzień i jeżeli Pochettino nie przepracuje tego okresu konkretnie, to Tottenham raczej nie powtórzy osiągnięcia sprzed roku. No chyba, że znowu ktoś z drużyny odpali i zagra sezon życia. Klub ze stolicy nie jest jednak samotny w dole tabeli. Piąteczkę może sobie przybić z rewelacją tamtego sezonu – Southamptonem. Tam też różowo nie jest i tam też ewidentnie brakuje realnych wzmocnień. Sam powrót po niemal rocznej przerwie Jay’a Rodrigueza to za mało. Pretendenci do europejskich pucharów to póki co ogromne rozczarowanie.

Mistrz nieśmiało wraca do gry

Da się, panie Mourinho? Da się! Można wprowadzić nowość do składu i wyjść na tym dobrze. Angielskie i światowe media rozpływają się nad debiutem Pedro w nowej drużynie. Pierwsza bramka po 30 minutach gry, do tego dołożona asysta i świetna gra. Czyżby to jedno wzmocnienie starczyło do tego, że na „The Blues” znów patrzeć się będzie z takim lękiem? Nic z tych rzeczy. Mocno przeciętny West Brom udowodnił, że Hazard i spółka są wciąż spokojnie do ogrania. Wynik 3-2 i drżenie do końca o wynik powinno mówić wszystko. Defensywa nadal zawodzi, a bez tego o mistrzostwie nie ma mowy. Powodować to może (według złotoustnego Mou) jednak, że wszyscy będziemy szczęśliwi, gdyż przecież „wszyscy są zachwyceni, gdy Chelsea przegrywa”.

Kiedy bramkarze „psują” widowisko

Szlagier nie zawiódł. Paradoksalnie jednak świetna gra dwóch panów pozbawiła nas jeszcze większych emocji. Cech i Mignolet ocalili swoje zespoły przed utratą bramki, choć ten drugi skapitulował. Kontrowersyjna decyzja być może pozbawiła Arsenal bramki (nie mylić błagam z pozbawieniem trzech punktów), ale trzeba przyznać, że remis był sprawiedliwym wynikiem. Po meczu rodzi się setka pytań, a najważniejsze dotyczy tego, czy Arsenal rzeczywiście może w tym roku walczyć o mistrzostwo. Po 3 meczach gra nie wygląda źle, ale dorobek punktowy dość słaby, a w dodatku nie widać większych zmian z poprzednich sezonów. Giroud niby coś gra, niby pasuje, niby strzela, ale niemal wszyscy są zgodni – tu potrzeba napadziora z prawdziwego zdarzenia. No i ta obrona…jeżeli Koscielny znowu wypadnie ze składu, a zastępować go będzie Chambers, to rywal inny, niż Liverpool może to brutalnie wykorzystać. Wypadałoby też zająć się Bellerinem, bo chłopak ponoć wciąż szuka Coutinho na stadionie

https://www.youtube.com/watch?v=KI3mxEkW5GE

Panowie, dajcie innym szansę

Rok temu Chelsea niemalże od początku liderowała. Do ostatniej kolejki pozycja numer jeden nie była zagrożona, co niestety pozbawiło nas emocji. Teraz mamy, co prawda dopiero trzecią kolejkę, ale Manchester City zdaje się iść podobną ścieżką. Trzy mecze, osiem bramek strzelonych, zero straconych i dziewięć punktów. Do tego upokorzony obrońca tytułu, a najbliższy terminarz stosunkowo łatwy. Da się lepiej wejść w sezon? „Obywatele” są teraz głównym kandydatem do mistrzostwa, a my możemy zacząć się obawiać, czy nie przerwą oni zasady, która towarzyszy Premier League od kilku lat, a więc przeplatanka – sezon z emocjami>sezon bez emocji>sezon z emocjami>sezon bez emocji. Teraz kolej na dramaturgię w końcówce, więc panie Pellegrini, proszę dać innym szansę i zaprzestać na moment tego pewnego marszu po złoto.

Gracz kolejki: Callum Wilson

Chyba nie ma co do tego wątpliwości. Okazał się katem West Hamu i z zimną krwią skarcił ich za błędy. Cresswellowi to ten chłopak pewnie śnił się po nocach, a kibice Bournemouth przez jego wybryki pewnie w tę noc nie spali, świętując historyczną chwilę. Pierwsze zwycięstwo, pierwszy gol i pierwszy hat-trick w historii występów w Premier League. Pytanie, czy tego 23 letniego napastnika stać na coś więcej, niż jednorazowy przebłysk?

Bramka kolejki: James Morrison vs Chelsea

Kandydatów do bramki sezonu nam raczej po tej kolejce nie przybyło. Parę ciekawych goli jednak padło, a my zdecydowaliśmy się na wybór tej strzelonej przez Morrisona w meczu z Chelsea. Co ciekawe, Szkot nie strzelił wcześniej rzutu karnego, więc rekompensata w taki sposób jest jak najbardziej na plus (choć Chelsea w odstępie tych dwóch wydarzeń zdążyła już strzelić dwie bramki). Na wyróżnienie, poza wykończeniem, zasługuje tu również asysta, choć nigdy się chyba nie dowiemy, czy Rondon rzeczywiście zamierzał tam zagrać futbolówkę

Jedenastka 3. kolejki Premier League:

11 kolejki BPL 3

Największy problem z wyborem przysporzyła nam pozycja bramkarza. Dobrze spisywał się Butland, genialnie zagrał Krul, ale to Petr Cech był naszym zdaniem najlepszy. W końcu zagrał tak, jak tego na Emirates oczekiwali, a parada, którą popisał się przy okazji strzału Coutinho (zamieszczonego wyżej) może być nawet interwencją sezonu. Mimo świetnej gry nieobecny jest również Gomez, ale Kolarov dołożył jednak do świetnego występu bramkę i wygryzł 18-latka ze składu.