Z angielskich boisk: Krwawy weekend

4. kolejka Premier League zdominowana została przez kolor czerwony. Spokojnie, nie chodzi tu o liczne rany kłute, czy kolejny marsz Armii Czerwonej. Zobaczyliśmy w tej rundzie aż 6 czerwonych kartek! Polowanie na te prostokąciki o intensywnej barwie rozpoczął Mitrovic (swoją drogą chłopak ma niezły ciąg na kolekcjonowanie kar indywidualnych), ale prawdziwy prym w tej sprawie wiodła drużyna Stoke, która już od 31. minuty grała w dziewiątkę (tak, DZIEWIĄTKĘ!). Przybycie do zespołu takich graczy jak Bojan, czy Shariqi miało obalić ogólny mit o grze rodem z XIX wieku, ale takimi meczami „Garncarze” wręcz proszą się o to, by wciąż nazywać ich drwalami i rzeźnikami. A co poza tą plagą czerwieni działo się w miniony weekend?

„Nietykalni”

To miano idealnie pasuje do Manchesteru City. Kolejny mecz, kolejny komplet punktów i kolejne czyste konto. „The Citizens” są póki co bezbłędni w swoich poczynaniach. Ogarnął się w końcu Kompany, Sagna przypomniał sobie najlepsze lata gry, Silva nie przestaje czarować, a do tego konto bramkowe otworzył letni nabytek – Raheem Sterling. Pellegrini nie ma obecnie powodów do zmartwień. No może poza jednym – jak poukładać tak silny zespół, gdy przychodzi do niego najlepszy gracz Bundesligi – Kevin de Bruyne? Myślę, że większość managerów, jak nie każdy, chciałaby zaprzątać sobie głowy takimi właśnie problemami.

„Lider” wrócił!

To musiało kiedyś nastąpić. Tak słaba na papierze defensywa Liverpoolu już zbyt długo, bo aż 3 kolejki, zaskakiwała nas pozytywnie świetnymi występami. Panie i panowie, do gry powrócił Dejan Lovren! Chorwat przypomniał wszystkim, jak radził sobie w poprzednim sezonie i ponownie dopuścił się wirtuozerskiego zagrania, kiedy to tylko w sobie znany sposób stracił piłkę blisko pola karnego i przyczynił się znacząco do utraty jednej z bramek. Nie można jednak wyłącznie jego stawiać pod tablicą za złe zachowanie. Nagana należy się tu wszystkim zawodnikom w czerwonych koszulkach. Wszystko wyglądało tak obiecująco, ale nagle po jednym meczu, okazuje się, że ta świetnie dysponowana obrona ma wiele wad. Poza Lovrenem, bardzo elektryczny w swoich poczynaniach jest Skrtel, a prawonożny Gomez przez występy na lewej stronie boiska nie wnosi nic w ofensywie. W dodatku nie jest jeszcze pewny w obronie i częściowo można przypisać mu pierwszą bramkę dla West Hamu. Z tych czterech obrońców pozostaje zatem jedynie Clyne i to Anglik jest jedynym pewnym punktem tej drużyny. Po meczu z Arsenalem, „The Reds” dali kibicom cień szansy na dobry sezon, ale z taką defensywą nie można liczyć na wiele.

Dejan-Lovren1

Ciekawy przypadek West Hamu

I nie chodzi tu o to, że „Młoty” są coraz młodszym zespołem. Chodzi o tajemnicę, której rozwiązanie przysporzyłoby problemów nawet ludziom z „Archiwum X”. Jak bowiem wyjaśnić ten fenomen? Drużyna genialnie rozpoczyna sezon, pokonuje Arsenal na Emirates. Później przychodzą dwa mecze na własnym stadionie. Tam West Ham rozczarowuje, zawodzi po całości. Przegrywa z Leicester i Bournemouth po tragicznych błędach. Przed meczem z Liverpoolem na Anfield mało kto daje im szansę na zwycięstwo. Ci jednak ogrywają gospodarzy aż 3-0, a ta tragiczna defensywa jest bezbłędna i nie dopuszcza Benteke i spółki do jakichkolwiek sytuacji. Doprawdy, niepojęte… Czy rozwiązanie tej zagadki leży w motywacji i skupianiu się wyłącznie przeciwko silniejszym rywalom? Odpowiedzi raczej nie poznamy. Chyba, że po przerwie reprezentacyjnej West Ham polegnie z Newcastle, po czym ogra w 6. kolejce Manchester City. Scenariusz podchodzący pod science-fiction, ale dotychczasowe rezultaty każą nam cierpliwie wyczekiwać tego starcia.

Swansealona w akcji

Dobra gra Swansea nie jest zaskoczeniem. Miejsce w top4 po czterech kolejkach już jednak tak. Sprowadzenie Ayew nie wiązało się z żadnym ryzykiem. Okazało się natomiast jednym z najlepszych transferów tego lata. Gomis z kolei zyskał coś, czego tak bardzo brakowało mu sezon temu, gdy po odejściu Bony’ego stał się podstawowym napastnikiem. Zyskał on pewność siebie. Dzięki temu jest teraz królem strzelców. Dzieli tę koronę co prawda z dwoma innymi graczami (Mahrez oraz Wilson), ale w takim tempie, to Gomis może niedługo zostawić konkurencję w tyle. Do tego duetu należy dodać Sigurdssona i Shelveya, który nie przestaje zaskakiwać genialną grą. Największą gwiazdą zespołu jest jednak Gary Monk. Manager, który dopiero uczy się fachu (choć może już czas odkleić od niego tę łatkę?), znakomicie poukładał zespół i Swansea zdaje się już mieć dzięki temu ambicje sięgające wyżej, niż pewny środek tabeli.

gary-monk

Raz na wozie, raz pod autobusem

Słaby początek sezonu w wykonaniu „The Blues” trwa w najlepsze. Druga już porażka w czwartym meczu to z pewnością rozczarowanie dla aktualnego mistrza Anglii. Skład niewiele się zmienił względem poprzedniego sezonu i może w tym należy upatrywać przyczyny takich, a nie innych rezultatów? Fabregas popełnia sporo błędów, Hazard, poza wymuszaniem fauli, jest praktycznie bezużyteczny. Fatalnie spisuje się za to Ivanovic, który momentami nie wie, co robi w obronie. Przebudzenie Chelsea z pewnością nastąpi. Nadzieje ku temu daje chociażby nowy nabytek – Pedro, czy pierwsza bramka Falcao. Trzeba jednak obmyślić nowe warianty, może nawet zmiany kadrowe, bo z taką grą ekipa Mourinho nie ugra za wiele.

Chelsea-v-Arsenal-FA-Community-Shield

Obcy jest nam smak zwycięstwa

Aż 5 klubów nie zdobyło w tym sezonie kompletu punktów. Szczególnie dziwić może obecność w tym gronie Tottenhamu. Pisałem już jednak o nich tydzień temu, a że niewiele się zmieniło, to „Koguty” zostawimy w spokoju. Fatalny start zaliczyły Newcastle i Stoke, a są to przecież ekipy, które sporo wydały latem na wzmocnienia. Oczekuje się więc od nich nie tylko dobrej gry (której zresztą nie widać), ale i rezultatów. Bije ich na głowę jednak Sunderland, który nie dość, że nie punktuje jak należy, to jeszcze usilnie stara się pobić niechlubny rekord z sezonu 1993/1994, kiedy to Swindon Town straciło aż 100 goli w sezonie. „Czarne Koty” mają ich póki co tylko 10, ale obrona, która wyczynia takie cuda, jest zdolna to zrobić.

Gracz (człowiek) kolejki: Slaven Bilic

Wybór może i szokujący, ale według nas właściwy. Można by wybrać na to miano Ayew’a, Howarda, Sinclaira, ale zdecydowaliśmy się na tego managera, gdyż trzybramkowe zwycięstwo nad Liverpoolem nie mogło przejść bez echa. A że ten spektakl nie miał jednego bohatera na boisku, to wybraliśmy Bilicia, który świetnie przygotował zespół na wyjazdowy mecz i ponownie wywiózł z ciężkiego terenu 3 punkty.

Bramka kolejki: Callum Wilson vs Leicester

Każda z bramek, składających się na hattricka w meczu z West Hamem była raczej efektem karcenia rywala za błędy. Ta, z Leicester, to już dowód na to, że Wilson poza świetnym wykończeniem, posiada również nienaganną technikę i odrobinę fantazji, co przełożyło się na ten świetny bicycle-kick w jego wykonaniu:

Jedenastka 4. kolejki Premier League

11 kolejki BPL 4

Tym razem problemem okazała się dla nas formacja obronna. Williams rozegrał świetne zawody z Manchesterem United, nie pozwalał na wiele Rooneyowi, ale dopuścił się błędu, który doprowadził do straty bramki. Stąd też w „11” inny stoper – Reid, który nie miał co prawda za wiele do roboty, ale kiedy trzeba było, to był pewny w obronie, a do tego był bliski zdobycia bramki po rzucie rożnym. 4. kolejka Premier League nie należała do stoperów, świetni za to byli skrzydłowi. Ich nadmiar spowodował u nas taką, a nie inną pozycję Ayewa. Dostrzegalny jest też pewnie brak Tadicia, ale jego kolega z zespołu, czyli Mane, zagrał znakomicie i poza aktywną grą, dwukrotnie asystował przy bramkach partnerów. A Wam kogo szczególnie brakuje w tym zestawieniu? Piszcie śmiało!