Moyes, Wenger, Allardyce – faceci po przejściach

Im bliżej końca sezonu, tym większa presja kibiców drużyn, którym się nie wiedzie lub wiedzie gorzej niż powszechnie oczekiwano.

Kibice Manchesteru United przeżywają w tym sezonie depresję, targają nimi myśli samobójcze. Umarł król, niech żyje król – takie nastroje i optymizm panowały po odejściu Sir Alexa Fergusona i namaszczeniu przez niego swojego następcy David’a Moyes’a. Tymczasem projekt Manchesteru Moyes’a na razie w powijakach, a kibice przeżywają katusze oglądając kolejne klęski z rywalami, dla których jeszcze w zeszłym sezonie byli niedoścignieni. Klęski z odwiecznym rywalami i w konsekwencji potęgująca się złość. Kibice United planowali protest od dłuższego czasu, aż w końcu skrzyknęli się w mediach społecznościowych, szybko zebrali 1000 funtów, wynajęli samolot i przygotowali banner. Samolot miał się pojawić nad Old Trafford podczas meczu z Aston Villa i tak też się stało.

moyesout

Podczas jednej z audycji na TalkSport właśnie o sytuacji w United, zadzwonił starszy pan, który wyraził opinię dużej rzeszy kibiców United: Manchester United jest zakładnikiem sukcesów. Dla klubu, który jest 10 w każdych rozgrywkach, 6 miejsce jest sukcesem. Dla drużyny, która jest w czołówce i nagle znajduje się na 6 miejscu to klęska. W każdej dziedzinie życia dąży się do postępu. Wtedy człowiek nabiera wiary, że to, co robi ma sens, że idzie w dobrym kierunku. Młodzi jednak zapominają o czymś niezwykle ważnym. Wielkie projekty wymagają czasu. Wielkie projekty nie powstają w jedną noc, czy tak jak w przypadku drużyny w czasie dwóch miesięcy. Czasami trzeba zrobić krok w tym, żeby później zrobić dwa kroki w przód. Tak jest właśnie z David’em Moyes’em. SAF znał się zawsze na ludziach. Wygrywał wszystko, ponieważ potrafił zbudować wokół siebie team ludzi zdolnych, ambitnych z dużą wiedzą. Moyes popełnia błędy to jasne. Właśnie po to ma pierwszy sezon. Porażki bolą, zwłaszcza z tymi, którzy jeszcze w zeszłym sezonie nie byli w stanie nawiązać z nami walki. Jeżeli powtórzą się one w przyszłym sezonie to głowa Moyes’a zostanie ścięta. Teraz najważniejsze jest, żeby właściciele zachowali spokój i nie kierowali się emocjami.

Teraz Arsenal. Po pierwszym meczu z Aston Villa kibice the Gunners zmieszali Wengera z błotem, obwiniając go o brak pomysłu na transfery i (zapewne) kolejny sezon bez żadnego trofeum. Po porażce z ekipą Lamberta Arsenal jednak, ku zdumieniu „krytykujących” zaczął wygrywać regularnie i szybko znalazł się na samym szczycie. Kibice znowu uwierzyli Wengerowi, jego polityce i sposobie prowadzenia drużyny. Optymizm był ogromny, tak samo, jak nadzieje, że to będzie sezon the Gunners. Kibice domagali się nowego kontraktu dla Francuza, pomimo tego, że niczego nie wygrał. Zupełnie wbrew logice, kierując się emocjami!

Później przyszły kontuzje, porażki i efekt jest taki, że Arsenal na 90% skończy tam, gdzie w zeszłym roku, czyli na miejscu dającym Mistrzostwo Anglii, ale to małe, dające szansę na zakwalifikowanie się do rozgrywek Champions League. W zeszłym sezonie to byłoby „aż 4 miejsce”, w tym będzie „tylko 4 miejscem”. Po ostatniej porażce w meczu z Chelsea kibice postanowili, ze dadzą wyraz swojemu niezadowoleniu i mają już przygotowany banner, który miał „zadebiutować” podczas meczu z City.

wenger

Trzeci przykład to kibice West Ham United. Big Sam miał olbrzymie problemy od początku sezonu. Ze swojej winy skazał się na kontuzjowanego Andy Carrola i the Hammers mieli ogromne problemy ze zdobywaniem bramek. Dodając do tego obronę, której gra była obrazem nędzy i rozpaczy, w oczy kibiców West Hamu zaglądało widmo degradacji. Podczas meczu w Pucharze Ligi kibice the Hammers w odpowiedzi na piosenkę City: „Jesteśmy wyjątkowi i wygrywamy każdy mecz” słowami: ”My nie jesteśmy wyjątkowi, my przegrywamy każdy mecz”.

Nagle jednak sytuacja się odmieniła. Drużyna Big Sama wygrała kilka meczów z rzędu i ma się całkiem dobrze. Do kuriozalnej sytuacji doszło po wtorkowym wygranym spotkaniu z Hull City. Nie był to oczywiście najlepszy mecz West Hamu w tym sezonie, ale drużyna z Upton Park dopisała sobie 3 punkty. Typowy long ball, masa walki, wślizgi, solidny angielski football, za którym niektórzy na Wyspach, między innymi ja, tęsknią. Kibice jednak wyrazili swoją dezaprobatę i „wybuczeli” Sam’a Allardyce’a i jego armię, obwiniając managera o beznadziejny styl gry, złą taktykę itd.

allardyce_2866743b

Jeszcze 3 miesiące temu to zwycięstwo kibice wzięliby w ciemno. Teraz są niezadowoleni, ponieważ płacąc 43 funty oczekuje się widowiska. Kevin Nolan, zawodnik klubu z Upton Park komentując wówczas reakcję fanów powiedział: To jest jakieś szaleństwo. Na coś takiego po prostu nie zasłużyliśmy, a gaffer (manager) robi, co może od początku sezonu. My mu ufamy. Nie rozumiem naszych fanów.

W miniony weekend kibice zmądrzeli. Samolot pojawił się nad Old Trafford, ale … nie spotkało się to z entuzjastyczną reakcją fanów Czerwonych Diabłów. Kibice okazali poparcie swojemu managerowi. Nie kopie się leżącego? Być może. Ci, określani, jako rozkapryszeni kibice ery sukcesów Fergusona zrozumieli, że pora już księgę odłożyć na półkę. Pora rozpocząć pisanie nowej historii. Ta zaczęła się właśnie w sobotę od zwycięstwa z Aston Villą. To nie zwycięstwo było dla Moyes’a najważniejsze. Najważniejszym było poklepanie po plecach przez Old Trafford: Dasz radę, jesteśmy z Tobą! Moyes po meczu powiedział: Zawsze czułem wsparcie trybun. Bardzo im za to dziękuje. Szkot wyglądał, jakby przysłowiowe Monty Paytonowskie 16 ton spadło mu z serca.

Zmądrzeli też w Londynie. Pojawiły się jakieś bannery przed meczem, które miały być votum nieufności dla Wengera, ale „kibice tego dnia byli niesamowici”. To słowa Wengera. Zmanierowany 60 tys. tłum, który zawsze domaga się pięknej gry i zwycięstw, tego dnia zamienił się w „noisy crowd”. Niesamowity doping przez cały mecz, najgłośniejszy wtedy, kiedy Arsenal miał kłopoty. Taki kibicowski Old School. Wenger dostał owację za to, że jego drużyna „wróciła z dalekiej podróży”, za to, że pokazał, iż potrafi ich pozbierać.

Big Sam na refleksję kibiców nad swoim zachowaniem czekał do poniedziałku. Właściciel West Hamu powiedział z jednym wywiadów, że cierpiał na bezsenność, kiedy jego drużyna nie radziła sobie w PL. Bił się wówczas z myślami, czy nie zwolnić Allardyce. Na podobną przypadłość cierpieli chyba kibice the Hammers znacznie krócej, bo od meczu z Hull. Po meczu z Sunderlandem zawodnicy i manager dostali owację na stojąco. Czym to zwycięstwo różniło się od tego sprzed tygodnia? Niczym! Chłodne głowy, może kilka dni na rzucenie okiem na tabelę z grudnia? Może jedno i drugie?

Moyes, Wenger, Allardyce to nie są przypadkowi ludzie. To fighterzy, którzy w tej wymagającej lidze znaleźli się nie przez przypadek. Tu w Anglii piłka to religia. Liga jest najbardziej wymagająca i presja również jest wielka. Każdy z nich przeżywał upadki, ale pokazał również, że potrafi się po nich podnieść. Twardziele, bo tylko tacy mogą w Premier League przetrwać. Czasami nawet twardziel potrzebuje odrobiny wsparcia wtedy, kiedy najzwyczajniej w świecie „wiatr wieje w oczy”. W miniony weekend cała trójka dostał to, czego potrzebowała najbardziej. Wsparcie fanów. To przecież dla nich to wszystko się robi.

 

/Łukasz_Cro/