Era horrendalnych sum płaconych za piłkarzy od kilku lat jest rzeczą neutralną. Machina okienka transferowego pracuje na coraz większym pułapie wydanych milionów, wypluwając astronomiczne kwoty za zawodników, których rok wcześniej niemal nikt nie kojarzył. Obecna teoria głosi, że żeby mieć coś jakościowego, trzeba zapłacić sowite pieniądze. Swansea odeszła dzielnie od tego stereotypu i udowodniła, że przeceny to ich specjalność, czego Andre Ayew jest idealny przykładem.
Kiedy synowie, podążają przetartą drogą przez wielkiego piłkarza, będącego równocześnie ich ojcem, zwykle muszą bronić się przed ogromnym nakładem presji. Pytania, czy przerosną dokonania swojego rodzica natężają się z każdym kolejnym sukcesem, czy spektakularną porażką. Tutaj bracia Ayew musieli rozpoczynać kariery z dokonaniami legendy afrykańskiej piłki – Abediego Pelle, trzykrotnie wybranego najlepszym graczem Afryki, zwycięzcy najważniejszego turnieju na Czarnym Lądzie w 1982 roku oraz triumfatorem Ligi Mistrzów z Marsylią 1993 roku, która wówczas pokonała naszpikowanymi gwiazdami Milan z Van Bastenem, Rijkardem i Baresim na czele.
– Osiągnięcia mojego ojca w futbolu są ogromne. On przyniósł wiele radości dla Ghany. Jestem bardzo dumny z tego, co zrobił, ale to nie ma żadnego wpływu na moją grę. Czasami ludzie mogą używać niepotrzebnych porównań. Przypuszczam, że to normalne, ale musiałem nauczyć się z tym żyć – przyznał w jednym wywiadzie dorosły już Ayew.
Andre, choć urodził się we Francji, karierę rozpoczynał w rodzimym klubie z Ghany – FC Nania. Po czterech latach gry w adeptach, po ukończeniu 14 roku życia został przeniesiony do głównej drużyny klubu. W pierwszym zespole nie zagrzał długo miejsca, bowiem perspektywa powrotu do Francji i trenowani w szkółce byłego zespołu jego ojca, w Marsylii, była propozycją nie do odrzucenia. Ayew od początku imponował, grając w młodzieżowych drużynach, co szybko zaowocowało zaproponowaniem mu profesjonalnego kontraktu. Umowa z klubem nie zagwarantowała mu jednak obecności w pierwszym zespole i musiał szukać nowego miejsca do rozwoju, gdzie będzie regularnie wdrażał się do poważnej piłki. Takim kierunkiem okazało się francuskie Lorient, do którego został wypożyczony.
Po dwóch sezonach spędzonych w innych klubach (po powrocie z Lorient został wysłany na kolejną roczną pożyczkę do AC Arles-Avignon), został włączony do kadry Marsylii. Oprócz świetnych występów na wypożyczeniu, Ayew w międzyczasie szarżował na arenie międzynarodowej. To głównie dzięki niemu Ghana w 2009 roku zdobyła tytuł Mistrzów Świata do lat 20, a dodatkowo poprawiła ten wynik mistrzostwem w tej samej kategorii na boiskach w Afryce. W obu turniejach Andre grał jako kapitan „Czarnej Gwiazdy”.
Po powrocie do macierzystego klubu, Ghańczyk natychmiast stał się podstawowym graczem ekipy ze Stade Velodrome. W swoim pierwszym sezonie we Francji, jako 20-latek, opuścił zaledwie jedno spotkanie w Ligue 1, dorzucając do tego solidne występy w Lidze Mistrzów, zwycięstwo w Pucharze ligi francuskiej, co również zaowocowało przyznaniem mu nagrody dla najlepszego piłkarza z Ghany w 2011 roku.
Z każdym kolejnym sezonem starszy z synów Pelle stawał się coraz lepszy. Głównie dlatego sam piłkarz rozglądał się za transferem z Ligue 1, gdzie robiło się dla niego powoli za ciasno. Szansa na angaż w Premier League trafiła się już w zeszłym roku, kiedy to mocno o jego względy zabiegało Hull City. Ostatecznie zawodnik postanowił zostać w klubie, tym bardziej, że Marsylią zaczynał kierować charyzmatyczny Marcelo Bielsa, co było dużym magnesem dla zawodników. Sezon ostatecznie Marsylia zakończyła na czwartym miejscu, a skrzydłowy mógł odejść z klubu z karta w ręku, ponieważ obie strony nie dogadały się co do nowej umowy.
– Nie możemy utrzymać Ayew. On jest bardzo ważnym graczem dla OM, ale nie jesteśmy w stanie zaoferować mu tyle pieniędzy, ile angielskie kluby. Francuski system finansowy jest skomplikowany i nie jesteśmy w stanie zaoferować mu równoważnego wynagrodzenia, jakie może zarobić w Anglii. Tak samo nie możemy zapytać Ayew, którego kochamy i jest ikoną naszego zespołu, aby zaakceptował niższą pensję. To nie ma sensu, więc niestety zamierza opuścić klub i mamy nadzieję, że zrobi wielką karierę, bo na nią zasługuje – wyznał Prezydent Marsylii, Vincent Labrune.
Ostatecznie wybór padł na walijskie Swansea, pomimo zainteresowania ze strony Wolfsburga, Manchesteru United, Arsenalu czy Milanu. Wielu opiniowało, że Ghańczyk robi zwyczajnie krok wstecz, ale on sam od początku był przekonany, że to dobry wybór.
– Spojrzałem w lewo i prawo i pomyślałem, że Swansea to najlepszy wybór dla mnie, aby rozwijać się jako zawodnik. Nie tylko chodzi mi tutaj o samą grę, lecz słyszałem wiele opinii o samej kadrze, jak gracze żyją tutaj razem, tworząc prawdziwego ducha zespołu – wyjaśniał swoją decyzję.
Dodatkowym powodem, dla którego Ayew postanowił dołączyć do walijskiej ekipy był zapewne też Bafetimbi Gomis, który prywatnie jest jego wielkim przyjacielem.
Miesiąc, w którym to został wybrany najlepszym graczem sierpnia w Premier League idealnie pokazuje, że działacze Swansea, jak i sam zawodnik nie popełnili błędu. Drużyna jest budowana bardzo dokładnie przez żółtodzioba na ławce trenerskiej – Garry’ego Monka i powoli przynosi należyte profity. Już od początku nowej kampanii można zobaczyć tego fenomenalne efekty. Mając w ataku bramkostrzelnego Gomisa, przed którym bryluje właśnie Ayew, Sigurdsson czy Shelvey, ta drużyna może jeszcze nie raz nas w tym sezonie zaskoczyć.